13 - Dziedzictwo, Rija z Snieznej Krainy(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bente Pedersen

DZIEDZICTWO1

Przesunął ręką po miękkiej, wysłużonej skórze. By­ła starsza niż on sam. Nosiło ją tak wiele osób. Trzy­mał ją w rękach jedyny człowiek, który wiedział.

Pusta, stara sakwa mieściła w sobie tajemnicę, któ­ra mogła odmienić jego życie.

Odmienić jego samego.

Można by pomyśleć, że ten worek to twoja ukochana - rzuciła nieco cierpko Ida. Potrząsnęła głową, aż jej wło­sy związane w gruby koński ogon podskoczyły i opadły ciężko na plecy. - Założę się, że żadnej dziewczyny nie gładziłeś tak, jak gładzisz tę starą skórę, braciszku.

Knut nawet nie spojrzał na siostrę. Ida wchodziła w nieznośny wiek. Uważała za swój obowiązek mie­szać się do wszystkiego, myślała pewnie, że tu rządzi - ponieważ przypadkiem była dziewczyną i wykony­wała większość domowych prac. Jak gdyby to był ja­kiś wyczyn! Kobiety zawsze zajmowały się domem, odkąd tylko Knut pamiętał - i jeszcze wcześniej. On i Reijo nie mogą przecież, do diabła, brać się do bab­skiej roboty!

- Każdy ma swoje pragnienia - mówiła dalej słod­kim głosem młodsza siostra. - Uważasz, że możesz się stać kimś lepszym niż inni, Knut? I to bez większego wysiłku? Wybij to sobie z głowy. Ludziom takim jak my kieszenie nie napełniają się same z siebie. Nasze chaty nie zmienią się w pałace, gdy tylko na chwilę za­mkniemy oczy i znowu je otworzymy.

- Jak wrócę, dostaniesz ode mnie odrobinę karmelu - odparł. - Może złagodzi trochę twoją uszczypliwość.

Maja wywróciła oczami. Wymieniła spojrzenia z Reijo, który tylko słabo się uśmiechnął.

- Czy wy zawsze musicie się droczyć? - spytała.

Ida i Knut popatrzyli na siostrę. Maja nie miała wię­cej niż dziewiętnaście lat, ale ostatnie dwa lata bardzo ją odmieniły. Nigdy nie była roześmianym, wesołym dziewczątkiem, ale i tak zdumiewająco szybko dorosła.

Atak z zewnątrz sprawił, że młodsze rodzeństwo zjednoczyło swe siły.

- Droczyć? My?

Ida usiadła obok Knuta w przytulnym cieple biją­cym od pieca.

- Chyba zbyt długo mieszkasz sama, Maju, skoro nie odróżniasz kłótni od zwyczajnej rozmowy. Czy musisz zamykać się przed światem w tych swoich czte­rech ścianach? Lepiej by ci było tutaj.

- To mój dom - odpowiedziała Maja po prostu. - Mój. Nie wolno mi go zaniedbywać. Simon może wrócić la­da dzień.

Ida spuściła wzrok.

Minął już ponad rok, odkąd Maja otrzymała wieści od Simona, odkąd ktokolwiek o nim słyszał. Mąż Mai przebywał w więzieniu daleko na południu kraju.

Wesoły, żywy, uroczy Simon - o błyszczących nie­bieskich oczach i uśmiechu, który mógłby konkuro­wać z blaskiem słonecznego dnia. Simon, który cieszył się takim powodzeniem u dziewcząt. Simon, który za­mierzał się oświadczyć Elise, lecz nie potrafił zrezygnować z Mai. I sprawy się skomplikowały, jak mó­wiono we wsi.

Być może musiał przekazać list w tajemnicy. Koper­ta była pognieciona i nosiła ślady wielu palców, kiedy dotarła tu nad fiord na północy.

List był zwięzły - Simon nie pisał go sam. Nie opa­nował tej sztuki. Jego słowa zostały skreślone na pa­pierze cudzą ręką.

Donosił, że ma się dobrze, lecz nikt z bliskich w to nie wierzył. Jest silny, więc jakoś sobie radzi, czytali dalej w liście. Ciężka praca, mało jedzenia, lecz to przecież nie jest mu obce.

Co do jedzenia, zgoda. Ida jednak nie była równie pewna, czy Simon rzeczywiście przywykł do ciężkiej pracy. Zawsze starał się unikać większego wysiłku.

Na koniec informował, że niektórym udawało się wyjść wcześniej - za dobre sprawowanie.

Maja wierzyła w to. Ida sama nie wiedziała, co o tym myśleć.

- Tato znalazł złoto - upierał się Knut, nie wypusz­czając z rąk cennego worka, który kiedyś należał do Kallego. - Tato znalazł złoto i tu naszkicował mapę. Jeżeli on je znalazł, to innym też może się udać.

- Twoja matka próbowała - rzekł łagodnie Reijo. Po­wtarzał to już wiele razy. Więcej, niż był w stanie zliczyć. - A ona dobrze znała okolicę. Znała płaskowyż lepiej niż większość osób, które w życiu spotkałem. Poza, rzecz ja­sna, Lapończykami. Była przy Kallem, kiedy rysował tę mapę, i rozmawiała z nim o skarbie. Później przysięga­ła, że odnalazła owo miejsce, lecz niczego tam nie było. Długo szukała, ale w niewielu zakamarkach mogłoby się kryć złoto. Jeżeli w ogóle istniało. Twoja matka nie znalazła skarbu, Knut. Być może ktoś inny trafił w to miej­sce wcześniej. Być może Kalle nie pamiętał zbyt dokład­nie. Przecież już chorował. Wkrótce potem zmarł. Być może wcale nie było tam większego złoża. Być może się pomylił, wyolbrzymił wszystko. Zabrał ze sobą trochę złota. Może nic więcej nie zostało...

- Wierzysz w to? Czy sami na to wpadliście, ty i mama?

- Twoja matka rzeczywiście tak pomyślała - Reijo mówił spokojnie, lecz mocno zacisnął pięści na kola­nach. - Sądzę, że miała rację. Zdecydowaliśmy się nie taić przed tobą niczego, o czym Kalle nam powiedział. Ponieważ jesteś jego synem. Mogliśmy milczeć. Ona... twoja matka początkowo chciała tak postąpić. Mówi­ła o zimnym żółtym świetle, które dla niej oznaczało coś złego. Wierzyła, że podobnie jest ze złotem. Wie­rzyła, że złoto sprowadza nieszczęście.

Knut zacisnął zęby. Kiedy Reijo był młody, też snuł takie same marzenia jak on, ale teraz się zestarzał. Nie pociągała go już przygoda. Pewnie już niczego dla siebie nie pragnął. Wolał unikać wszystkiego, co sprawiało ból.

Knut zauważył, że Reijo nie wymawiał jej imienia. Nigdy go nie wymieniał.

Już dawno żaden z nich nie uwalniał muzyki, która mieszkała w tym krótkim słowie - dawno nikt nie po­zwalał, by prześliznęła się pomiędzy wargami.

Ta kobieta - której towarzyszyła drżąca cisza - była jego matką. Nikt jej nie nazywał jej imieniem - Raija...

Czy człowiek zaczyna umierać, znikać naprawdę, kiedy przestaje się wymieniać jego imię?

- Sądzę, że coś tam jednak jest - rzekł Knut. Przegonił w myśli wspomnienie. Wspomnienie o kobiecie, która go urodziła, lecz która teraz stała się tylko przebłyskiem pamięci. Nie pamiętał jej. Nie pa­miętał nic oprócz oczu... I nie chciał o niej myśleć.

- Wierzę, że taty złoto istnieje. Nie wierzę, żeby to wszystko zmyślił. Wierzę, że je znalazł. Wierzę, że ono nadal tam jest.

- Nie pozwolę, żebyś opuścił dom i wyruszył na po­szukiwanie skarbu - powiedział Reijo stanowczo. - Na­dal ja tu decyduję. Jesteś zbyt młody na tego rodzaju zabawy.

- Wkrótce będę miał tyle lat co tata, kiedy je znalazł.

- Twój ojciec... Kalle nie był takim dzieciakiem jak ty, Knut. Ty tylko siedziałeś w domu...

- ... przez całe życie? - Knut wywrócił oczami. - To świadczy, że masz kiepską pamięć albo zaczynasz się starzeć. Chyba żadne inne dzieci, z wyjątkiem lapoń­skich, nie tułały się po świecie tyle co my.

- Najpierw dorośnij - poprosił Reijo. - Dorośnij, Knut. Spójrz na to jak dorosły człowiek. Wtedy bę­dziesz mógł iść, dokąd zechcesz, jeśli o mnie chodzi. Ale teraz nie pozwolę, by taki młokos jak ty ruszył ku cze­muś, co mu się wydaje wielką przygodą. Na tym świe­cie nikt nikogo nie rozpieszcza, Knut. Musi ci najpierw stwardnieć skóra na dłoniach i pojawić coś więcej niż puch nad górną wargą. Masz dopiero siedemnaście lat.

- Wkrótce skończę osiemnaście.

- I wtedy będziesz już całkiem dorosły i doświad­czony - dodała Ida trochę kąśliwie.

Błyskawicznie poderwała się z ławy, unikając o włos kuksańca od brata.

- Ono należy do mnie!

Knut nie poddawał się. Wiele o tym rozmyślał. Ma­rzył o złocie od chwili, kiedy mu o nim opowiedziano.

W ciągu ostatnich lat owo marzenie stało się pew­nego rodzaju obsesją.

- To mój ojciec je znalazł. Jestem jego synem. To jakby dziedzictwo...

- Twoje dziedzictwo po ojcu, tak...

Reijo powiedział to z bólem, którego Knut nie rozu­miał. Zaczynał zdawać sobie sprawę, że istnieją zagad­ki, które tylko wiek i doświadczenie pomogą rozwią­zać. Trudno przychodziło pogodzić się z tą prawdą.

Miał siedemnaście lat - wkrótce skończy osiemna­ście, a nie mógł w pełni korzystać z życia.

Reijo mu tego zabraniał. Reijo, który sam godzinami potrafił opowiadać o swej przeszłości - o swym doro­słym życiu, które rozpoczął chyba jako piętnastolatek.

Dorośli tak potwornie szybko zapominają!

- Na wiosnę skończę osiemnaście lat i... Inni w tym wieku są już żonaci. Wtedy udam się w drogę. Tej zi­my możesz mnie jeszcze zatrzymać, Reijo. Ale kiedy nadejdzie wiosna, wyruszę. Wyruszę wraz z nią na pół­noc. Śladami taty. Myślę, że mama nie szukała dość do­brze. Kobiety nie znają się na takich sprawach...

Reijo wzruszył ramionami:

- To twoje życie. Ja w swoim popełniłem wystarcza­jąco wiele głupstw, żeby wyciągnąć z nich naukę. Ale młodzi chcą mieć prawo do własnych błędów. Wiosną nie będę cię zatrzymywał. Jednak nie puszczę cię na północ w środku zimy. Nie chcę pewnego dnia usły­szeć, że zamarzłeś gdzieś na odludziu. A na pewno tak by się stało. Niech próba odnalezienia złota Kallego będzie dla ciebie próbą męskości.

Po udzieleniu tego pozwolenia na przyszłość Reijo więcej do sprawy nie wracał.

A Knut wolał mu nie przypominać. Z dorosłymi ni­gdy nic nie wiadomo - może się zdarzyć, że Reijo cof­nie swą zgodę, jeśli Knut będzie mu się naprzykrzał.

Być może Reijo zapomniał.

Knut natomiast strzegł swego marzenia równie gorliwie, jak zazdrośnik strzeże swej ukochanej.

Na pozór zachowywał się całkiem zwyczajnie - z tym jednym wyjątkiem, że starał się nie wchodzić Reijo w drogę. Kilka razy, kiedy ktoś zwrócił uwagę na tę je­go przemianę, jasnowłosy syn Kallego Elvejorda gwiz­dał po męsku i odpowiadał coraz grubszym głosem, że chyba zaczyna dorastać. Wtedy dawano mu spokój.

Może w myślach tkwiła jakaś magia.

Chłopak zmienił się w ciągu ostatniego lata i jesieni. Ten chudy i niezgrabny dzieciak nabrał trochę ciała.

Nie był wysoki; zarówno Raija, jak i Kalle należeli do raczej niskich i takie dziedzictwo nie pozwalało na niespodzianki. Knut jednak wydawał się bardziej mę­ski i silniejszy niż ojciec - rozrósł się w ramionach, na­brał mięśni. Jego nogi były muskularne, skóra na dło­niach stwardniała.

Kalle wyglądał mizernie i niemal kobieco, zwłasz­cza kiedy choroba wysysała z niego siły. Knut był po­dobny do ojca, ale w miarę, jak zbliżała się zima, Re­ijo dostrzegał w nim coraz więcej cech Mattiego.

Jego uśmiech nie był tym ostrożnym drgnieniem w kącikach ust Kallego, usta Knuta wyginały się w zu­chwałym uśmiechu wujka. A kiedy w oczach Knuta pojawiał się błysk złości lub radości, wtedy chłopak wyglądał bardziej jak Alatalo niż jak Elvejord z wio­ski nad fiordem. Reijo nie lubił tego przyznawać. To pociągało za sobą wiele innych czających się myśli, którymi wolałby nie zaprzątać sobie głowy. Ale czas był właśnie taki nieubłagany. Mówił prawdę - nigdy się nie wahał, nigdy nie kłamał z litości.

Maja opuściła gniazdo.

Reijo nadal patrzył na nią jak na dziecko. Nie chciał się pogodzić z faktem, że umie sobie radzić sama, Si­mon czy nie Simon.

Nadal go potrzebowała - starego i zgarbionego oj­czyma.

Elise również odfrunęła. Rozpostarła skrzydła w chwi­li, kiedy najmniej się tego spodziewał. Nauczyła się sztu­ki latania bez jego pomocy. Pozwoliła, by pióra wypełni­ło powietrze i by uniosły ją na południe.

Młodzi, Elise i Matti, przesłali wiadomość, że osie­dlili się w miejscu, gdzie stał rodzinny dom Raiji i Mattiego, na ziemi, którą Erkki Alatalo oczyścił z kamieni własnymi rękami.

Lecz ton listu nie był radosny - Reijo potrafił czy­tać między wierszami.

Lata spędzone z Raiją i Mikkalem odcisnęły swój ślad również na Mattim. Zrodziła się w nim tęsknota za nowymi miejscami. Tęsknota za coraz to innymi krajobrazami otwierającymi się przed oczami.

Reijo znał to uczucie. Znal je aż nazbyt dobrze...

A Knut stał się mężczyzną.

On także tęsknił. Nie w taki sam sposób jak Reijo i Matti, chciał jednak poznać smak życia wędrowców.

Reijo inaczej wyobrażał sobie przyszłość syna Kalle­go i Raiji.

Jednak czas nie kłamie.

Knut zmienił się w dorosłego człowieka. Wkrótce zostanie w domu tylko jedno dziecko. Ida. Dziewczyna skończy niebawem szesnaście lat. W jej wieku Ra­ija była matką.

Zbliżała się chwila, kiedy Reijo pozostanie sam w izbie wypełnionej ciszą. Bał się tego. Bał się, że bę­dzie musiał spojrzeć w oczy czemuś, co inni nazywa­ją przyszłością - a co on sam nazywał niewiadomą.

Przyjdzie czas, kiedy będzie musiał przyszłości spojrzeć w oczy i powiedzieć samemu sobie, co zosta­ło z jego życia.

Reijo miał nadzieję, że pomysł Knuta to tylko mło­dzieńczy kaprys. Miał nadzieję, że, doroślejąc, zapo­mni o tym, wykreśli jako nonsens. Reijo miał nadzie­ję - ale nie wierzył, że tak się stanie...

Rok mijał zgodnie ze swym niezachwianym, nie­zmiennym rytmem. Po kilku gwałtownych miesiącach lata w objęciach wspaniałomyślnego słońca, po tym jak wioska nad fiordem wyraźnie zazieleniła się i wybuja­ła w oczach, przyszła jesień i upomniała się o zapłatę za ową rozrzutność.

Zimny wiatr smagał skórę, uderzał w zaparowane szy­by, przypominając, że prawdziwy wierzyciel zieje mrozem.

Zima jednak ciągle wstrzymywała oddech.

Nastała jesień.

Jarmark.

Knut skończył osiemnaście lat, kiedy kupcy zaczy­nali zwijać swe stragany. Wkroczył w dorosłe życie.

Mijał tydzień od zakończenia jarmarku.

Wioska sprawiała wrażenie niezwykle opustoszałej po tym, jak kupcy z wszelkich możliwych stron spa­kowali się i wyjechali. Nie była już punktem central­nym północnej Skandynawii.

Nad odnogą fiordu została niewielka garstka ludzi. Wyraźnie sprawiali wrażenie, że Pan się od nich od­wrócił.

Wschodni wiatr - od lądu - nabrał powietrza i wy­dął policzki, żeby swym lodowatym podmuchem przy­witać zmierzających w głąb kraju, ku traktom o obco brzmiących nazwach. Ku Suomi, która w samym swym języku miała muzykę i taniec.

W tym roku na czas jarmarku również przypłynął „Sankt Nikołaj”. Niewiele można by wyliczyć takich lat, żeby nie pojawił się tu jakiś statek z Rosji, nie no­szący imienia patrona żeglarzy.

Jednakże i tym razem nie był to ten właściwy.

Dwanaście lat.

Nawet Reijo musiał się z tym pogodzić. Musiał to zrozumieć.

Nie wróciła.

Nigdy się nie dowiedzą, co się z nią stało.

Knut nie pamiętał już, kiedy ktoś ostatnio o niej mó­wił. Sam myślał o niej czasami.

Myśl nie sprawiała już bólu, gniew nieco osłabł.

Bywały chwile, kiedy cieszył się, że jest jej synem. Choć nigdy nie było łatwo być dzieckiem Raiji.

Nawet po tylu latach, nawet teraz, kiedy nie potra­fił przypomnieć sobie rysów jej twarzy, głęboko w piersi czuł bolesne kłucie na myśl, że ona nie przy­jedzie.

Również w tym roku. Ani w przyszłym...

Większy ból sprawiał widok zmęczonych, smutnych oczu Reijo, które zmatowiały, zamiast iskrzyć zielenią.

Knut nie był w stanie rozmawiać o matce z Reijo. Kiedy był jeszcze dzieckiem, pogawędki z ojczymem sprawiały mu prawdziwą przyjemność. Teraz wydawa­ły się niemożliwe.

Rozmawiał o niej z Mają.

A Maja nie zapomniała i nie wybaczyła tak jak on. Maja nigdy nie pogodziła się ze swymi rodzicami.

Częściowo zaakceptowała Mikkala jako ojca. Przede wszystkim dlatego, że dał jej Ailo za brata.

W swym sercu jednak nie znalazła wybaczenia ani zrozumienia dla kobiety, która ją urodziła.

- Nie mam matki - mówiła z goryczą. Na tym ury­wała każdą rozmowę. - Dla mnie jest Raiją. Obcą ko­bietą. W moim życiu nie ma dla niej miejsca, tak jak ona nig...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl