137. Marshall Paula - Złoty młodzieniec II -Chancellor2, harlekinum, Harlequin Romans Historyczny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paula Marshall
łoty młodzieniec
PROLOG
Wiosna, 1817 rok
- Do diaska z tym wszystkim! - wykrzyknął na całą Bruton
Street Russell Chancellor, lord Hadleigh, czym ściągnął na sie­
bie spłoszone spojrzenia kilkorga przechodniów.
Im więcej myślał o czekającej go misji, tym podlej się czuł.
Nie można powiedzieć, żeby ostatnio nie zastanawiał się nad
ostatecznym zerwaniem długotrwałego związku z Caroline
Fawcett, ale miał nadzieję rozluźniać więzy stopniowo, aby nie
narazić jej na zbyt wielki wstrząs, kiedy przyjdzie koniec.
Tymczasem z samego rana jego ojciec, hrabia Bretford, po­
stawił mu tak stanowcze ultimatum, że nie było mowy o sprze­
ciwie. Chyba że Russell wolałby znaleźć się na ulicy bez pensa
przy duszy i w ogóle bez niczego oprócz arystokratycznego ty­
tułu.
Wrócił do domu z Coal Hole tuż przed świtem, bardzo z sie­
bie niezadowolony, bo nie dość, że za dużo wypił, to jeszcze,
jak rzadko, za dużo stracił przy zielonym stoliku. Ledwie zdążył
przyłożyć pękającą z bólu głowę do poduszki, a już potrząsał
nim jego osobisty służący, Pickering.
- Czego chcesz, człowieku? - burknął Russell. - Nie wiesz,
że położyłem się godzinę temu?
- Wiem, milordzie, ale nie minęło jeszcze pięć minut, jak
posłał po mnie pański ojciec, i powiedział, że ma pilną sprawę.
Polecił mi powtórzyć, że jest w gabinecie i nie życzy sobie dłu­
go czekać na milorda.
- Czyżby? - Russell przerzucił nogi przez ramę łoża, co
wzbudziło gwałtowny protest jego obolałej głowy. - Czy wiesz,
skąd ten pośpiech?
- Nie, milordzie, chociaż... - Służący się zawahał.
- Chociaż co, Pickering? Na miłość boską, czyżbyś przejął
od mojego ojca zwyczaj niekończenia zdań?
- Nie, milordzie, ale dzisiaj pańskiemu ojcu świat wydawał
się wyjątkowo źle urządzony.
Ponieważ zmienne nastroje i humory hrabiego Bretforda
miały bardzo złą sławę, Russell tylko cicho jęknął i pozwolił
pomóc sobie w ubieraniu. Opuszczając pokój, zerknął na swoje
odbicie w wysokim lustrze stojącym naprzeciwko łoża i uznał,
że wygląda jak upiór. Raczej nie nadawał się w obecnym stanie
do wysłuchiwania ojcowskiej reprymendy.
Skończyłem już trzydzieści lat, a on wciąż traktuje mnie jak
kilkunastoletniego niedorostka, pomyślał jeszcze rozżalony,
a potem lokaj otworzył przed nim podwójne drzwi gabinetu, po
którym nerwowo przechadzał się hrabia Bretford. Nic dziwne­
go, że dywan w pokoju nosił wyraźne ślady zużycia.
- No, jesteś, Hadleigh. Na Boga, jeśli nadal będziesz tak hu­
lał, wkrótce odbije się to na twarzy... - Urwał, lecz po chwili
dodał: - Nigdy nie przestaje mnie dziwić, jak bardzo różnisz się
od swojego brata Richarda...
Przygnębiające poczucie bycia synem drugiej kategorii, któ­
ry przysparza rodzicielowi jedynie zawodów i rozczarowań, by­
ło u Russella tak silne, że nie potrafił zmilczeć.
- Nie jest ze mną jeszcze tak źle, żebym zapomniał imię bra­
ta, ojcze. Prawdę mówiąc, trochę mnie dziwi, że zostałem wez­
wany o zupełnie nieludzkiej porze, aby dowiedzieć się czegoś,
o czym dawno wiem.
Słysząc tę zuchwałą przemowę, ojciec, dotąd czerwony ze
złości, spurpurowiał.
- Cieszy cię, że stajesz okoniem, ale ja mam tego dość. Tak
bardzo straciłeś zainteresowanie dla wszystkiego oprócz rozry­
wek i przyjemności, że aż boję się pomyśleć, co może stać się
z majątkiem, kiedy odejdę z tego świata, a ty po mnie odziedzi­
czysz. Wprawdzie nie ma takiej konieczności, żeby nasz mają­
tek przejął mężczyzna, ale w zwyczaju Chancellorów jest prze­
kazywanie włości najstarszemu synowi. Zaczynam się wahać.
Nie, nawet więcej... - Znowu urwał.
- To znaczy? Nie mogę doczekać się końca zdania,
ojcze.
Znacznie później, przypominając sobie tę niestosowną ripo­
stę, Russell się wstydził. Jednak w decydującym momencie jego
niezadowolenie z siebie osiągnęło takie rozmiary, że przeniosło
się na wszystko i wszystkich.
- Posłuchaj dobrze, Hadleigh, bo to jest ultimatum. Masz
się ożenić i ustatkować. Przede wszystkim przestaniesz się spo­
tykać z tą kobietą, którą utrzymujesz, i niezwłocznie jej o tym
powiesz. Jeszcze dzisiejszego przedpołudnia, jeśli to możliwe.
Chcę, żebyś poślubił przyzwoitą młodą pannę, podobną do żony
twojego brata, Pandory. On dokonał znakomitego wyboru,
w przeciwieństwie do ciebie. Jeśli mi odmówisz, to niezwłocz­
nie porozumiem się z adwokatami i zmienię zapisy w taki spo­
sób, żeby to Richard odziedziczył wszystko oprócz tytułu. Do­
pilnuję również, żebyś z chwilą mojej śmierci przestał otrzymy-
wać pensję. W takim wypadku martw się o siebie sam. Nie za­
mierzam jednak odebrać ci wszelkich szans, Hadleigh. Masz
trzy miesiące na poślubienie panny, która podniesie prestiż na­
szego nazwiska i da Chancellorom następnych męskich potom­
ków. Ustatkuj się i zadbaj o nasze dobre imię, bo inaczej cię wy­
dziedziczę.
- Czy Ritchie o tym słyszał, ojcze? - spytał Russell, które­
mu nagle zaschło w gardle. - Przecież on już się postarał o mę­
skiego potomka.
- Nie słyszał. Nie uważam za właściwe, by dowiedział się
o tym, zanim stracisz szansę poprawy. Co zaś do jego męskiego
potomka... Obaj doskonale wiemy, jaka jest śmiertelność ma­
łych chłopców, więc każdy rozsądny człowiek chce mieć jak
najwięcej wnuków.
Richard, młodszy od Russella o parę minut, powiedział mu
kiedyś, że nieustannie żyje w jego cieniu. Russell uważał jed­
nak, że w rzeczywistości jest odwrotnie. To on żył w cieniu Rit-
chiego, który był ulubieńcem ojca, dzielnym żołnierzem, po­
ważnym i odpowiedzialnym człowiekiem. Ritchiego, który już
spłodził syna.
- Żałuję, że nie jestem młodszym synem. Nie musiał­
bym spełniać żadnych oczekiwań - wyrwało mu się mimo woli.
- Właśnie to mi się nie podoba, Hadleigh... Od samego po­
czątku jesteś lekkoduchem. Nie mam ci nic więcej do powie­
dzenia poza tym, że oczekuję od ciebie wypełnienia mojej woli.
W przeciwnym razie poniesiesz tego konsekwencje. Aha, pro­
wadzę ostatnio korespondencję z moim przyjacielem, genera­
łem Markhamem, który ma córkę. Spodziewamy się doprowa­
dzić do waszego małżeństwa. W przyszłym tygodniu odbędzie
się przyjęcie w Markham Hall, chciałbym więc, żebyś tam po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl