131 - Aaron Allston - Dziedzictwo Mocy 1 - Zdrada, Star Wars seria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STAR WARS
DZIEDZICTWO MOCY
ZDRADA
AARON ALLSTON
Przekład
Andrzej Syrzycki
Amber
GTW
Redakcja stylistyczna
Magdalena Stachowicz
Redakcja techniczna
Andrzej Witkowski
Korekta
Katarzyna Pietruszka
Elżbieta Steglińska
Ilustracja na okładce
Jason Felix
Opracowanie graficzne okładki
Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber
Druk
Opolgraf SA, Opole
Tytuł oryginału
Legacy of the Force: Betrayal
Copyright © 2006 by Lucasfilm Ltd. & TM.
Used under authorization.
Published originally under the title Legacy of the Force: Betrayal by Del Rey Books.
For the Polish edition
Copyright © 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-2836-5
Warszawa 2007. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
tel. 620 40 13,620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
BOHATEROWIE POWIEŚCI
Aidel Saxan
premier, Korelianka (kobieta)
Ben Skywalker
(mężczyzna)
Brisha Syo
(kobieta)
C-3PO
protokolarny android
Cal Omas
przywódca Galaktycznego Sojuszu (mężczyzna)
Cha Niathal
admirał Galaktycznego Sojuszu (Kalamarianka)
Gilad Pellaeon
admirał, naczelny dowódca Galaktycznego Sojuszu (mężczyzna)
Han Solo
kapitan „Sokoła Millenium” (mężczyzna)
Heilan Rotham
profesor (kobieta)
Jacen Solo
rycerz Jedi (mężczyzna)
Jaina Solo
rycerz Jedi (kobieta)
Kolir Hu'lya
rycerz Jedi (Bothanka)
Leia Organa Solo
rycerz Jedi, drugi pilot „Sokoła Millenium” (kobieta)
Luke Skywalker
wielki mistrz Jedi (mężczyzna)
Lysa Dunter
podporucznik galaktycznego Sojuszu (kobieta)
Mara Jade Skywalker
mistrzyni Jedi (kobieta)
Matric Klauskin
admirał Galaktycznego Sojuszu (mężczyzna)
Nelani Dinn
rycerz Jedi (kobieta)
R2-D2
astromechaniczny robot
Syal Antilles
podporucznik Galaktycznego Sojuszu (kobieta)
Tahiri Veila
rycerz Jedi (kobieta)
Thann Mithric
rycerz Jedi (Falleen)
Thrackan Sal-Solo
przywódca Korelii (mężczyzna)
Tiu Zax
rycerz Jedi (Omwatka)
Toval Seyah
naukowiec-szpieg Galaktycznego Sojuszu (mężczyzna)
Tycho Celchu
generał koreliańskich wojsk obronnych (mężczyzna)
Wedge Antilles
generał koreliańskich wojsk obronnych (mężczyzna)
Zekk
rycerz Jedi (mężczyzna)
ROZDZIAŁ 1
Coruscant
- On nie istnieje.
Luke Skywalker wypowiedział te słowa nieświadomie. Wcale nie zamierzał tego mówić. Usiadł na łóżku i powiódł spojrzeniem po skąpo oświetlonej sypialni.
Niewiele w niej miał mebli, na których mógłby zatrzymać spojrzenie. Nawet tak słynni członkowie zakonu Jedi, jak mistrz Skywalker nie zgromadzili wielu rzeczy osobistego użytku. Luke miał przed oczami krzesła przed wygaszonymi ekranami komputerów. Pod ścianą zobaczył regał z plastalowymi prętami i ćwiczebną bronią, a pośrodku sypialni stół zawalony przedmiotami osobistego użytku w rodzaju komputerowych notesów, strzępków flimsiplastu z odręcznymi notatkami i kart danych z raportami różnych mistrzów Jedi. Na stole stał także posążek z piaskoszkła, przysłany mu przez jakieś dziecko z Tatooine. Miał przedstawiać Luke'a, był jednak nieporadnie wykonany i zupełnie niepodobny do oryginału. W wyłożonych fornirem wnękach w ścianach mieściły się szafy, a w nich kilka starannie wybranych ubrań Luke'a i Mary. Świetlne miecze obojga Skywalkerów spoczywały za Lukiem, na półce szafki w głowach łóżka.
Naturalnie jego żona Mara Jade Skywalker miała więcej niż on urządzeń i przedmiotów osobistego użytku. Ubrania, broń, aparatura telekomunikacyjna, fałszywe dokumenty... Mara była kiedyś szpiegiem i nigdy nie zrezygnowała z atrybutów tego zawodu, ale nie przechowywała ich w sypialni. Luke nie był pewien, gdzie je trzyma, a żona nie zawracała mu głowy takimi błahostkami.
Poruszyła się we śnie i mistrz Jedi spojrzał na nią. Jej płomiennorude włosy, przystrzyżone nieco wcześniej do średniej długości, były rozwichrzone, ale kiedy Mara otworzyła oczy, Luke nie zobaczył w nich ani śladu senności. Wiedział, że w świetle dnia oczy żony są zdumiewająco zielone.
- Kto nie istnieje? - Zapytała.
- Nie wiem - odparł Luke. - Mój nieprzyjaciel.
- Znów ci się przyśnił?
Mistrz Jedi kiwnął głową.
- Śnił mi się już przedtem kilka razy - potwierdził. - Wiem, że to nie tylko sen. To informacja, jaka napływa do mnie z prądami Mocy. Mój wróg wygląda, jakby był cały otulony w cienie, i to nie tylko dlatego, że ma na sobie ciemny płaszcz z kapturem... - Luke pokręcił głową, jakby starał się znaleźć odpowiednie słowo. - Widzę tylko światło i cienie, ale wyczuwam ignorancję i zaparcie się prawdy. Przeczuwam, że mój przeciwnik zada straszliwy ból galaktyce... I mnie.
- No cóż, jeżeli zada ból galaktyce, na pewno go poczujesz - powiedziała Mara.
- Oprócz tego, że wyrządzi wiele zła, zada także ból mnie samemu. - Luke westchnął i wyciągnął się na łóżku. - Nie wyczuwam go wyraźnie. A kiedy się budzę i usiłuję zajrzeć w przyszłość, żeby go tam odnaleźć, nie mogę.
- Bo nie istnieje - przypomniała mistrzyni Jedi.
- Właśnie to mówi mi mój sen. - Zirytowany Luke syknął.
- Czy tą osobą może być Raynar?
Luke zastanowił się nad sugestią żony. Były rycerz Jedi, Raynar Thul, uznany za zabitego podczas zmagań z Yuuzhan Vongami, kilka lat po ich zakończeniu niespodziewanie się odnalazł. W czasie wojny odniósł straszliwe rany, a dzięki kontaktom z rasą insektoidalnych Killików jego umysł uległ transformacji. Stał się przeciwnikiem, z którym zakon Jedi musiał sobie jakoś poradzić. Obecnie Raynar odbywał pokutę w dobrze chronionej celi w głębi Świątyni Jedi, w której poddawano leczeniu jego fizyczne i umysłowe obrażenia.
Leczeniu. Leczenie oznaczało zmianę, a dzięki tej zmianie Raynar stawał się kimś zupełnie innym, więc może zjawa ze snów Luke'a wskazywała na istotę, którą Raynar kiedyś się stanie?
Mistrz Jedi pokręcił głową, żeby usunąć z niej posępne myśli.
- W mojej wizji nie wyczuwam obcości Raynara - powiedział. - Kimkolwiek jest mój nieprzyjaciel, pod względem umysłowym i emocjonalnym pozostaje człowiekiem albo niemal człowiekiem. Podejrzewam nawet, że to mój ojciec.
- Darth Vader - podsunęła Mara.
- Nie - zaprzeczył Luke. - Jeszcze zanim się stał Darthem Vaderem albo kiedy się nim dopiero stawał. - Stracił ostrość spojrzenia, jakby starał się przeżyć na jawie własny sen. - Widzę wprawdzie tylko niewielką część jego twarzy, ale przypomina mi Anakina Skywalkera, kiedy jeszcze był Jedi. Tylko jego oczy... Kiedy w nie patrzę, zaczynają płonąć niczym stopione złoto albo pomarańczowy ogień, jakby przemieniało je władanie Mocą i uleganie gniewowi...
- Mam pewien pomysł - przerwała żona.
- Podziel się nim ze mną.
- Zaczekamy, aż twój przeciwnik znów się pokaże, a potem się z nim rozprawimy.
Luke się uśmiechnął.
- Zgoda - powiedział. Zamknął oczy i spowolnił tempo oddychania, żeby znów zasnąć.
Udało mu się to mniej więcej po minucie.
Mara jednak leżała rozbudzona, ze spojrzeniem utkwionym w suficie, jakby chciała przeniknąć przez dziesiątki poziomów enklawy Jedi i spojrzeć w niebo nad Coruscant. Szukała jakiejkolwiek sugestii czy przebłysku czegoś, co nie dawało spokoju jej mężowi.
Nie znalazła ani śladu, więc wkrótce też zasnęła.
Adumar
Błyszczące perłowoszare drzwi kabiny turbowindy rozsunęły się na boki. Jacena Solo, jego kuzyna Bena Skywalkera i ich przewodnika owionęło ciepłe powietrze, przesycone zapachem śmierci i zniszczenia.
Rycerz Jedi nabrał go do płuc i wstrzymał oddech. W podziemnej fabryce nie wyczuwał woni gnijącego ciała czy zaatakowanych przez gangrenę ran, do których widoku zdążył zresztą przywyknąć, ale zapachy związane z działalnością przemysłową. W ogromnej hali produkcyjnej od dziesięcioleci wytwarzano jednak pociski i rakiety, więc nawet najbardziej skrupulatne sprzątanie nie mogłoby wyeliminować unoszących się w powietrzu zapachów potu, maszynowych smarów, wyprodukowanych wcześniej kompozytów i stałych materiałów pędnych.
W końcu Jacen wypuścił powietrze z płuc i przestąpił próg kabiny turbowindy. Po kilku krokach stanął przed ochronną poręczą biegnącego górą obserwacyjnego pomostu, z którego rozciągał się widok na całą halę produkcyjną. Pokonał tę odległość tak szybko, że fałdy jego płaszcza Jedi cicho zafurkotały, a buty wybiły dźwięczny rytm na metalowej podłodze. Wolał zostawić z tyłu swojego ucznia i miejscowego przewodnika, żeby wywrzeć większe wrażenie i na Adumarianinie, i na wszystkich innych pracownikach Spółki Dammant Killers. Uznał, że całkiem nieźle odgrywa swoją rolę, bo przedstawiciele zakładu zbrojeniowego, z którymi dotąd prowadził rozmowy, wyglądali na wystraszonych. Nie miał tylko pojęcia, czy zawdzięcza to swojemu zachowaniu, odpowiednim manierom, smukłej sylwetce, powadze i sympatycznemu wyglądowi, czy też może nazwisku... Bo chyba wszyscy Adumarianie, uwielbiający sławnych pilotów, doskonale znali nazwisko jego ojca Hana Solo.
Przewodnik Jacena i Bena był szczupłym, łysiejącym mężczyzną i nazywał się Testan ke Harran. Podszedł także do poręczy i stanął po prawej stronie rycerza Jedi. W przeciwieństwie do niezdecydowanej, szaroniebieskiej kolorystyki wnętrza fabryki oraz kombinezonów robotników jego ubranie aż biło w oczy jaskrawymi kolorami. Tunika o fałdzistych rękawach sięgała z tyłu niemal kolan i była pomarańczowa jak kombinezony pilotów X-wingów. Przecinały ją krzyżujące się purpurowe linie, które tworzyły mozaikę niewielkich rombów. Spodnie, pas i szarfa mężczyzny połyskiwały niczym płynne złoto.
Testan pogładził lśniącą czarną brodę gestem, którym usiłował pokryć zdenerwowanie. Jacen wyczuł raczej, niż zobaczył, że Ben staje przy poręczy po drugiej stronie przewodnika.
- Sami widzicie - odezwał się Testan. - Asi robotnicy mają ardzo obre warunki pacy.
Ben chrząknął.
- Mówi, że ich robotnicy mają bardzo dobre warunki pracy - przetłumaczył.
Jacen pokiwał z roztargnieniem głową. Rozumiał słowa przewodnika, bo poświęcał trochę czasu na naukę i zrozumienie adumariańskiego akcentu, ale postanowił nadal odgrywać swoją rolę, żeby wyprowadzić Testana z równowagi. Pochylił się do przodu, jakby interesowała go wyłącznie hala fabryczna w dole.
Pomieszczenie było na tyle duże, że mogło pełnić funkcję hangaru i warsztatu remontowego dla czterech pełnych eskadr tęponosych X-wingów. Wysokie durbetonowe przegrody dzieliły przestrzeń na osiem segmentów montażowych, z których każdy mieścił kompletną linię produkcyjną. Niezbędne do produkcji materiały i podzespoły pojawiały się w otworach w ścianie po lewej stronie, jechały na połyskujących, białych pasach transmisyjnych i ginęły w otworach po prawej. Stojący po obu stronach pasów pracownicy w szarych kombinezonach wykonywali na mijających ich przedmiotach jakieś operacje.
Podzespoły na najbliższej taśmie, niemal dokładnie pod obserwacyjnym pomostem, wyglądały jak kompaktowe zestawy sensorów optycznych. Jacen zauważył, że po dostarczeniu ośmiu takich zestawów pas transmisyjny zawsze się zatrzymuje. Robotnicy w pośpiechu dołączali do jednostek cienkie kable i odwracali się, żeby spojrzeć na ekrany monitorów, na których widniały czarno-białe wizerunki ich osłoniętych kombinezonami bioder i dłoni. Obracając zestawy to w jedną, to w drugą stronę, upewniali się, że czujniki są prawidłowo wywzorcowane.
Na jednym monitorze nie pojawił się obraz z zestawu sensorów. Zajmujący się nim robotnik odłączył kable i odstawił zestaw na stół biegnący wzdłuż taśmy montażowej. Chwilę później pozostali pracownicy także odłączyli kable od swoich zestawów sensorów. Pas transmisyjny drgnął i ruszył w dalszą drogę, żeby dostarczyć siedem pozostałych urządzeń do następnego stanowiska pracy.
Pas transmisyjny w sąsiednim segmencie był w ciągłym ruchu i dostarczał obudowy zestawów sensorów. Przy tym pasie krzątało się mniej robotników niż w pierwszym segmencie. Każdy chwytał obudowę i zaglądał do środka, żeby sprawdzić, czy wnętrze nie zawiera szczelin lub nie jest krzywo zmontowane. Niektórzy pracownicy, rozstawieni w jednakowych odstępach, ostukiwali obudowy gumowymi młotkami. Jacen doszedł do wniosku, że wsłuchują się w odgłosy, których nie mógł usłyszeć z tej wysokości i w hałasie panującym w hali.
Przy kolejnym pasie, jeszcze dalej od pomostu, pracownicy nie nosili kombinezonów. Mieli na sobie odporne na działanie niebezpiecznych substancji skafandry w jaśniejszym odcieniu szarości niż pozostali robotnicy. Na ich pasie transmisyjnym sunęły białe talerze, a na nich bryły o nieregularnych kształtach i wielkości ludzkiej głowy, ale barwy jadowitej zieleni. Pas transmisyjny nieruchomiał za każdym razem, kiedy do tego segmentu hali produkcyjnej wjechało osiem talerzy z bryłami, żeby robotnicy mieli czas wbić do każdej zestawy cienkich jak igły sensorów. Pracownicy sprawdzali coś kilka sekund na ekranach monitorów, po czym wyciągali igły, żeby bryły na talerzach mogły ruszyć w dalszą drogę. Jacen wiedział, że ten jadowicie zielony kolor mają niezwykle silne materiały wybuchowe, które adumariańscy producenci stosują do produkcji wysyłanych na eksport rakiet udarowych.
Korzystając z tego, że starszy Jedi rozgląda się po produkcyjnej hali, Ben postanowił uciąć sobie pogawędkę z przewodnikiem.
- Czy woskujesz swoją brodę? - Zapytał.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]