15. Brooks Helen - Oaza zapomnienia, harlekinum, Harlequin Romantyczne Podróże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Helen Brookes
Oaza zapomnienia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Gdzie ty, do diabła, jesteś? Odchodzimy tu wszyscy od
zmysłów, a David wyrywa sobie włosy z głowy. No, może nie
dosłownie. Co z tobą, na litość boską, nic ci się nie stało?
- Wszystko w porządku. - Kit wzięła długi, głęboki oddech.
O Davidzie nie chciała nawet słyszeć. - Między nami
wszystko skończone. Nie powiedział ci?
- Powiedział - przyznała jej przyjaciółka pogardliwym
tonem. - On jest po prostu skończonym głupcem. Zawsze nim
był, chociaż przykro tak mówić o własnym bracie. Żeby
szlajać się z taką Virginią! Z kim jak z kim, ale...
- Emma... - Kit zacisnęła powieki i z łomoczącym sercem
modliła się w duchu, żeby jej głos brzmiał spokojnie i zimno. -
Nie chcę o tym rozmawiać. Zastałam ich w łóżku i nasze
zaręczyny są nieaktualne. To wszystko. Koniec pieśni.
Posłuchaj, zleciłam opłacenie połowy czynszu za nasze
mieszkanie...
- Ale gdzie teraz jesteś? - Emma przerwała jej gorączkowo. -
Nie zrobisz chyba żadnego głupstwa, prawda?
- Oczywiście, że nie! Wybrałam się na krótkie słoneczne
wakacje, żeby pomyśleć spokojnie, co robić dalej, to
2
wszystko. Odezwę się do ciebie za jakiś tydzień. Cześć,
Emma, trzymaj się.
Odłożyła słuchawkę i drżąc cała, oparła się o ścianę
hotelowej kabiny. Rozmowa z przyjaciółką wywołała w niej
tak żywe wspomnienie Davida, że niemal widziała przed sobą
jego twarz, grymas na ustach, z jakim warknął na nią w progu
mieszkania, które mieli kupić przed planowanym
małżeństwem, cztery miesiące temu. I nagie ciało Virginii,
szybko ukryte przed jej wzrokiem za drzwiami sypialni, które
zatrzasnął z hukiem, biegnąc za nią do wyjścia.
- Wysłuchaj mnie, do cholery! - Owinął się ciaśniej
kąpielowym szlafrokiem, jakby w odruchu obronnym przed
spojrzeniem jej wielkich szarych oczu, które wyrażało
pogardę i niesmak.
- To nie ma sensu. - Zdawała sobie sprawę, że działa
odruchowo, jak automat, ale błogosławiła szok, dzięki
któremu nie puściły jej nerwy na oczach Davida. - A to, jak mi
się zdaje, należy do ciebie.
Kiedy zdjęła z palca i podała mu zaręczynowy pierścionek z
brylantem, spurpurowiał na twarzy. Agresywna nonszalancja,
z jaką patrzył na nią chwilę wcześniej, ustąpiła miejsca
zmieszaniu i panice.
3
- Nie bądź głupia - parsknął wściekle. - Nie zamierzasz
chyba rzucić mnie z takiego powodu? – Machnął niedbale
ręką w stronę zamkniętej sypialni. – Musiałem sobie po prostu
ulżyć, a ona była pod ręką... Kit! - Chwycił ją za ramię, kiedy
odwróciła się bez słowa. - Kit, zastanów się, to niepoważne.
Mamy się pobrać, urządziliśmy to mieszkanie, kupiliśmy
meble i mamy tyle wspólnych rzeczy...
- Zatrzymaj je. Zatrzymaj wszystko.
Pozwól mi stąd odejść z odrobiną godności, rozpaczliwie
modliła się w duchu. Bardzo wysoka i smukła, sprawiała
wrażenie osoby dość chłodnej, opanowanej, i nigdy nie była z
tego bardziej zadowolona niż w tamtej chwili, kiedy spojrzała
mu prosto w oczy, wykrzywiając z pogardą usta.
- Teraz nie wyszłabym za ciebie, nawet gdybyś był ostatnim
mężczyzną na ziemi.
Wybiegła z mieszkania, ścigana stekiem wyzwisk, przed
oczyma wciąż mając nagie ciało Davida oplecione nogami
Virginii.
Teraz na wspomnienie tamtego epizodu ogarnęły ją mdłości
i musiała natychmiast zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy z
przyjemnego chłodu klimatyzowanego hotelu wydostała się na
zewnątrz, poczuła się jak w piecu. Błękitne, opalizujące niebo
4
falowało od żaru. Casablanca. Kit wyprostowała przygarbione
plecy i ruszyła do małego czerwonego kabrioletu, który
wynajęła na lotnisku. Postanowiła natychmiast wziąć się w
garść i na czas podróży zapomnieć o bolesnym upokorzeniu.
Po powrocie do domu będzie musiała stawić czoło nowej
sytuacji, choćby, dlatego, że od półtora roku ona, Emma i
David prowadzili wspólną firmę zajmującą się wzornictwem.
Ale teraz dosyć lizania ran; dzisiaj miała zamiar zwiedzać
Maroko. A jeśli wieczorem w ciszy swojego pokoju znowu
zacznie wypłakiwać gorzkie łzy, trudno... tylko ona będzie o
tym wiedziała.
Ruszyła na południe, drogą biegnącą wzdłuż wybrzeża
Atlantyku, do Essauiry, co po arabsku znaczy „mała
twierdza". To kierownik hotelu wzbudził w niej
zainteresowanie tym miastem, opowiadając, że do jego portu
zawijali już Fenicjanie i Kartagińczycy, a w czasach
berberyjskiego władcy Mauritanii - Tingitana - starożytni
Rzymianie, którzy zaopatrywali się w Essauirze w cenny
czerwony barwnik, produkowany ze skorupiaków, a służący
im do farbowania tóg.
Z okien samochodu Kit podziwiała piękno miasta, z jego
szerokimi bulwarami, przecinającymi się pod kątem prostym,
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]