150. Byrne Julia - Narzeczona wikinga(1), e-book

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Julia Byrne
Narzeczona wikinga
Tytuł oryginału
The Viking's Captive
Tłumaczył
Wojciech Usakiewicz
Słowniczek
Faermg
- mała łódź wiosłowa
Fylgja
- zwierzęcy duch opiekuńczy, który według wierzeń towarzyszył wszystkim
Skandynawom
Hnefatafl
- gra planszowa, prawdopodobnie nieco podobna do wilka i owiec
Jarl
- zamożny posiadacz ziemski (odpowiednik angielskiego earla)
Ragnarok
- zmierzch bogów (koniec świata)
Shieling
- górski szałas, używany latem
Styri
- wiosło do sterowania łodzią wikingów
Thing
- norweski parlament i sąd (także Althing, Gulathing)
Thrall
- niewolnik
Imiona i nazwy geograficzne są zwykłe wymawiane fonetycznie, z wyjątkiem tych
zawierających „j”, które przeważnie pozostaje nieme, np. Katyja (wym. Katia)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Anglia, Roku Pańskiego 904
Dym spowił niebo gęstą, czarną chmurą, zawieszoną nad grodem poza murami pańskiej posiadłości. W
powietrzu unosił się duszący odór płonącej słomy. Wydawało jej się, że mimo przerażającego łomotu toporów,
uderzających o tarcze, i ścierających się mieczy, a także krzyków kobiet, słyszy syk żarłocznych płomieni.
Jeszcze głośniejszy, niesiony wiatrem, który rozwiał jej włosy, gdy wybiegła ze stajni, był narastający głuchy
ryk, brzmiący nieludzko, niczym wycie watahy wilków.
Na ten dźwięk, mrożący krew w żyłach, stanęła jak wryta w pół drogi między zabudowaniami. Jedną ręką
przycisnęła do piersi kaftan, drugą obciągnęła go, by zasłonił buty z cholewami, które zabrała ze stryszku w stajni, i
wbiła wzrok w pustą drogę przed palisadą. Masywna drewniana brama była otwarta na oścież i w ogóle
niestrzeżona.
Czyżby wszyscy uciekli do lasu? - zastanawiała się. Wszyscy, z jej mężem włącznie?
Nie. Odpowiedź nasunęła jej się natychmiast. Zważywszy na grzechy, obciążające sumienie Ceawlina, było
bardziej prawdopodobne, że szukał schronienia w kościele.
Głupiec! Czyżby sądził, że te krwiożercze dzikusy uszanują święte miejsce? Czyżby nie znał historii o
zarzynanych mnichach, plądrowanych skarbcach, bezczeszczonych relikwiach? No nie, skądże! Ceawlin
prawdopodobnie w tej chwili klęczy i klepie błagalne modlitwy, prosząc o ocalenie przed Normanami.
Wygięła usta w pogardliwym uśmiechu. Odpowiadało jej to, że lord Selsey zatroszczył się jedynie o
ratowanie własnej skóry, a żonę wydał na łaskę napastników. Naturalnie w niczym nie łagodziło to jej pogardy.
Zwlekała jeszcze, zastanawiając się, czy nie powinna zamknąć bram i zaprzeć ich antabą, ale w końcu
pokręciła głową i odwróciła się. Zamknięte bramy nie powstrzymałyby tej pogańskiej hordy. Należało się jednak
spodziewać, że Normanowie najpierw splądrują kościół w poszukiwaniu łupów. Wciąż miała trochę czasu.
Mocniej przyciskając kaftan do ciała, przebiegła przez podwórze ku domowi, zadowolona, że pożyczony
strój zapewnia jej swobodę ruchów. Jeśli zdoła uciec, będzie potem mogła szybciej i bezpieczniej podróżować w
chłopięcym przebraniu. A jeśli fatalnym zrządzeniem losu zostanie złapana, to przynajmniej spotkają szybka
śmierć.
Postanowiła jednak nie myśleć o ewentualnym niepowodzeniu. Ucieknie. Musi się udać.
Ostatni raz zerknęła przez ramię na coraz niżej wiszącą nad ziemią czarną chmurę i wbiegła do domu, przez
którego ściany przerażające odgłosy przenikały tylko częściowo. To dawało złudzenie bezpieczeństwa. Jej
galopujące tętno nieco zwolniło, oddech się wyrównał. Musiała znaleźć sztylet i trochę pieniędzy, a potem mogła
opuścić posiadłość. Za bramami potrzebowała minuty, by osiągnąć skraj lasu, zapewniającego bezpieczeństwo i
wolność.
To, czego szukała, leżało pod wielkim rzeźbionym krzesłem, przy pańskim stole na podwyższeniu.
Wiedziała, ze tam powinno być. Juz wiele miesięcy temu Jankin niechcący zdradził jej ten sekret.
Wielki Boże, Jankin! Przecież rano został posłany do miasta. Czy chłopak zdążył się ukryć, czy leżał teraz
martwy?
Nie, o tym nie wolno myśleć.
Spróbowała odpędzić tę makabryczną wizję i wolno ruszyła ku podwyższeniu w końcu długiego
pomieszczenia. Uklękła za stołem i zaczęła po omacku badać przestrzeń pod krzesłem męża.
Z trudem wydobyła ze skrytki niewielką, lecz ciężką kasetkę, która naturalnie była na swoim miejscu, w
zagłębieniu. Chcąc ułatwić sobie otwieranie, spróbowała przenieść ją na stół. Kasetka mocno szurała, kiedy ciągnęła
ją po ziemi, ale ten hałas i tak nie zagłuszył stukotu zbliżających się kroków.
Odwróciła się gwałtownie. Z ust wyrwał jej się jęk przerażenia.
- A więc Anfryda miała rację - rozległo się. - Lady Yvaine z Selsey nie jest wcale lepsza od tych dzikusów
za oknem. Ty też chciałaś mnie obrabować.
- Święci pańscy! Ceawlin. - Poderwała się z klęczek. Wspomnienie niezamężnej szwagierki postanowiła
zignorować. Nigdy jej nie lubiła. Anfryda dorównywała złośliwością bratu i Yvaine dawno już porzuciła myśl o
przyjaźni z tą kobietą.
Dawno też pozbyła się strachu przed Ceawlinem. To nie było łatwe. Chociaż mąż nie znęcał się nad nią
fizycznie, robiły bowiem na nim wrażenie jej koligacje z potężnym panującym rodem Wesseksów, uprzykrzał jej
życie sprawdzonymi metodami mięczaków i tchórzy, którzy okrutnie traktują niżej stojących od siebie i dbają
tylko o własne przyjemności. Była jego żoną od pięciu lat i z pewnością niewiele już miała wspólnego z
dzieckiem, które przyjechało do Selsey.
Teraz gardziła tym człowiekiem.
Spojrzał na nią gniewnie, a potem wymownie zatrzymał wzrok na kasetce u jej stóp.
Yvaine dumnie się wyprostowała.
- Nie chcę cię obrabować, Ceawlin, tylko odebrać to, co należy do mnie.
- A co należy do ciebie, żono? Tutaj nic nie jest twoje. A może miałaś nadzieję, że pozwolę się zabić tym
barbarzyńcom, i zostaniesz panią mojego majątku? - Ceawlin pogardliwie strzelił palcami, widząc jej przebranie. -
Myślisz, że dotrwasz w tych chłopięcych szatach do mojej śmierci? Zdradzi cię twarz, głupia kobieto, a jest już za
późno na szukanie schronienia w kościele.
- Dla ciebie też będzie za późno, Ceawlin, jeśli zarazstąd nie odejdziesz.
Odchylił głowę i wybuchnął ochrypłym śmiechem, który odbił się złowieszczym echem w pustej sali.
Yvaine pierwszy raz w jego obecności poczuła na plecach strużkę zimnego potu. Pomyślała, że tak właśnie
śmieją się demony. Śmiechem szaleńca. Śmiechem zła. Zastanawiała się, jak teraz wyminąć Ceawlina. Stół zamykał
jej drogę z lewej strony, mąż stał przed nią. Gdyby zrobiła nagły ruch w prawo, Ceawlin rzuciłby się za nią jak
gończy pies za zającem.
- Ha! - warknął, jakby odgadywał każdą jej myśl. Pochylił się, tak że ich twarze znalazły się o centymetry
od siebie. - Sądzisz, Yvaine, że nie umiem niczego zaplanować, ale się mylisz. Wspomnisz jeszcze moje słowa. To
ty będziesz gwarancją mojego życia.
Przez chwilę Yvaine gapiła się na niego zdumiona.
- Myślisz, że zamierzam tutaj zostać, żebyś mógł zrobić ze mnie towar na wymianę? Wybij to sobie z tępej
głowy, Ceawlinie. Przyszłam odebrać swój posag, ale jeśli będę musiała odejść bez niego...
- Odejść? A więc o to ci chodziło? - parsknął. - Głupi pomysł. Jestem twoim prawowitym mężem.
Wytłumaczę ci zaraz, co...
- Prawowitym mężem? - Wyrwało jej się, choć sama nie mogła w to uwierzyć. Wyraz samozadowolenia na
szczurzej twarzy Ceawlina był nie do zniesienia. Przypomniały jej się zniewagi minionych pięciu lat. Służba, zbyt
zastraszona przez pana, by spełniać jej polecenia. Złośliwości, groźby, celowe zniszczenie jej ukochanych
manuskryptów, znikanie zwierząt domowych.
Każde wspomnienie było jak policzek. Porwana emocjami na chwilę zapomniała o niebezpieczeństwie.
Wściekłość wzięła górę.
- Mężem?! Ty nie wiesz, co to słowo znaczy. I dowie się o tym moja rodzina. Nie zostanę tu dłużej, by
niedojadać i znosić poniżenia. Nie będę już pomagać w ukrywaniu twojej prawdziwej natury. Milczałam przez tyle
lat, ale dość tego. Tarzasz się w brudzie! Nie masz ani honoru, ani przyzwoitości. Posłuchaj mnie, lordzie Selsey.
Jestem gotowa boso dojść do Rzymu, aby uzyskać unieważnienie naszego małżeństwa.
Jej ostatnie słowa zdawały się pulsować w ciszy, która nagle zapadła.
Ceawlin poczerwieniał, na twarz wystąpił mu grymas.
- W taki sposób mówisz do mnie?! - podniósł głos do krzyku. - Zapominasz się, żono.
- Wcale się nie zapominam - odpaliła. - W odróżnieniu od ciebie. Czyżbyś tak mało dbał o swoje życie, że
tracisz czas na połajanki? - Wskazała dzielącą ich kasetkę. - Masz swój skarb. Zabieraj go i ukryj się.
Z tymi słowami ruszyła naprzód, zamierzając go wyminąć, ale Ceawlin błyskawicznym ruchem chwycił ją
za nadgarstek. Zaskoczona Yvaine syknęła z bólu, ale Ceawlin tylko wzmocnił uścisk.
- A więc milady chce mnie opuścić? Chce się ode mnie uwolnić?
Yvaine stała nieruchomo i czekała, co będzie dalej.
- No dobrze - syknął Ceawlin. - Tylko że ja zdecyduję, kiedy i jak to się stanie. Najpierw jednak... -
Szarpnął ją brutalnie i pociągnął ku filarowi pośrodku sali. Jednocześnie wolną ręką poluzował pas. - Najpierw
odbierzesz lekcję posłuszeństwa należnego żonie. Od dawna ci się to należy i koligacje nic ci nie pomogą.
- Oszalałeś! - krzyknęła, próbując wyrwać się z uścisku. Ogarnął ją łęk, zorientowała się bowiem nagle, że
Ceawlin jest mimo otyłości silniejszy, niż by się zdawało. Rozpaczliwie wbiła paznokcie wolnej ręki w jego dłoń.
Niemal beznamiętnie odwrócił się i wymierzył jej siarczysty policzek, a potem pchnął ją na kolana.
Oszołomiona próbowała się podeprzeć, ale Ceawlin chwycił ją za ręce i skrępował pasem nadgarstki.
Podniósł jej związane ręce nad głowę i przymocował pas do filaru, a potem cofnął się, by sprawdzić rezultat.
Zamroczona Yvaine potrząsnęła głową z nadzieją, że dzięki temu zobaczy świat nieco wyraźniej. Jak to
mogło stać się tak szybko? Nagle uświadomiła sobie, że znalazła się w potrzasku. Lęk opuścił ją tak samo nagle, jak
się pojawił.
- Jesteś szalony - powiedziała cicho do męża. - Kiedy król o tym usłyszy...
- Edward o tym nie usłyszy - odparł Ceawlin. - Edward przeczyta w liście ode mnie, że moja ukochana
żona została porwana przez Normanów. - Zachichotał i ze złością zmniejszył pętle pasa, aby jeszcze wyżej
podciągnąć jej ramiona. - Oj, długo na to czekałem, żono. Bardzo długo. Mikstury Anfrydy nie pomogły, ale to
pomoże. A rola pogrążonego w żalu męża całkiem mi odpowiada.
Mikstury? Yvaine pokręciła głową. Nie, nie było czasu na dyskusje.
- Posłuchaj. Ci bezbożnicy nie oszczędzą cię dlatego, że mnie związałeś i zostawiłeś im w prezencie.
Ceawlin tylko się roześmiał i wrócił do kasetki. Tym razem jego wysoki chichot zabrzmiał naprawdę
przerażająco. Yvaine robiła wszystko, by go nie słyszeć, usiłowała skupić się na ocenie swojego położenia. Co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl