137 - Aaron Allston - Dziedzictwo Mocy 7 - Furia, Star Wars seria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DZIEDZICTWO MOCY VII
FURIA
AARON ALLSTON
Przekład Andrzej Syrzycki
ROZDZIAŁ 0
Nad planetą Kashyyyk, na pokładzie „Sokoła Millenium"
„Sokół" nadlatywał nad obraz piekieł.
Bezpośrednio pod nim falowała wzburzona powierzchnia czerni i żółci, czerwieni i oranżu. Na
wschodzie kobierzec ognia ustępował miejsca martwemu lasowi. Granica pomiędzy obu strefami
była nieregularna i niepewna i nawet z odległości kilku kilometrów Han Solo widział, jak
pojedyncze drzewa na jej linii zajmują się ogniem i eksplodują z żaru.
Na zachodzie przegrzane powietrze wznosiło się słupem o średnicy wielu kilometrów, wynosząc
dym wysoko w atmosferę i zaćmiewając popołudniowe słońce. I właśnie ten słup dymu stanowił
prawdziwe zagrożenie. W miarę jak się wznosił, wciągał powietrze ze wszystkich kierunków,
nieustannie rozniecając ogień wokół. Karmił żarłoczną bestię, która wymknęła się spod kontroli.
Kiedyś był to jednostajny krajobraz, pokryty kobiercem wysmukłych drzewvroshyr i innej
roślinności. Kilka dni wcześniej jednak niszczyciel gwiezdny „Anakin Solo", pod dowództwem
Jacena Solo, skierował swoje lasery dalekiego zasięgu na powierzchnię Kashyyyka, koncentrując
ogień tak, aby wywołać pożar na kawałku lasu o powierzchni kilometra kwadratowego. Te ataki
miały ukarać Wookiech za ukrywanie Jedi i zwlekanie z dołączeniem do Sojuszu Galaktycznego
Jacena.
Kara była dotkliwa. Pożary rozszalały się i zmiepiły w burze ogniowe, które całkowicie
wymknęły się spod kontroli.
„Sokół Millenium" podskoczył, kiedy schodził ślizgiem ponad ciągiem cieplnym. Han
sprowadził go z powrotem do płynnego, poziomego lotu. Nasłuchiwał uważnie, żeby sprawdzić,
czy nie wyłowi odgłosu przesuwającego się panelu, śruby wyrwanej przez niespodziewany ruch,
ale do katalogu dźwięków, które znał na pamięć, nie dołączył żaden nowy.
Tablica łączności zatrzeszczała i rozległ się głos Leii:
Patrol zakończony. Umieściłam ostatnią boję.
Han wprowadził dysk frachtowca w przechył i zaczął schodzić w kierunku punktu zbornego,
około dwóch kilometrów poza strefą pożaru.
Jakieś problemy?
Wyłącznie. Musiałam przeprowadzić szybkie naprawy na jednej z boi. I wciąż uciekam przed
stadami spłoszonych zwierząt.
„Sokół" podskoczył mocniej, pochwycony przez szczególnie mocny strumień cieplny, i nagle
znalazł się nad niespalonym jeszcze lasem. Tu teren był wyższy, drzewa zaś o wiele niższe
żadne nie wyrastało bardziej niż na pół kilometra. Badania geologiczne wskazywały, że warstwa
gleby była tutaj zbyt cienka, aby utrzymać pełnowymiarowe drzewa vroshyr podziemna grań
skalna, powodująca karłowacenie drzew, jednocześnie zaznaczała punkt, w którym zatrzymał się
pożar, przynajmniej na razie.
Han sprawdził panel łączności, szukając sygnałów transmitowanych przez ostatnią boję Leii, i
nakierował się na nią.
Waroo! Stań przy wciągniku.
Przez interkom rozległo się twierdzące warknięcie. Han usłyszał je także, choć słabiej, w
korytarzu za plecami. Waroo stał przy prawoburtowym pierścieniu dokującym, otwartym na
atmosferę Kashyyyka, i szykował się na podjęcie Leii.
Han uśmiechnął się lekko. Dobrze było znów mieć Wookiego na pokładzie „Sokoła".
Przypomniało mu to stare czasy, kiedy on i Chewbacca byli młodzi i beztroscy zakładając, że
ucieczka przed łowcami nagród i imperialnymi służbami antyprzemytni czymi to nie były żadne
„troski".
A Waroo nie był pierwszym lepszym Wookie. Był synem Chewbacki. Mądrym synem i dobrym
wojownikiem.
Gdyby wszystko potoczyło się inaczej... gdyby syn Hana, Ja cen, nie zwrócił się w stronę, w
którą się zwrócił... „Sokół" mógłby pewnego dnia należeć do niego. Latałby z Waroo u boku,
przejmując łajdacką spuściznę Hana.
Jacen jednak stał się osobnikiem mrocznym i strasznym, samo zwańczym przywódcą
zdeterminowanym, aby nałożyć sztywny gorset kontroli na galaktykę. Konspirował, torturował,
zdradzał, mordował, a wszystko to robił przekonany o prawidłowości swoich postępków, które
niczym nie różniły się od szaleństwa.
A choć Han usiłował sam siebie przekonać, że Jacen dla niego nie istnieje, że jest po prostu
obcym człowiekiem o twarzy i nazwisku jego syna, każda nowa zbrodnia, jaką popełnił, wciąż
zaciskała na jego sercu żelazną obręcz.
Panel telekomunikacyjny zapiszczał, wskazując, że znajdują się w pobliżu źródła sygnału. Han
opuścił dziób „Sokoła", żeby mieć lepszy widok w dół. Usłyszał stłumiony łomot na sterburcie, a
po nim żałosny ryk. Roześmiał się.
Przepraszam, Waroo. Już nie będzie nagłych manewrów. Obiecuję.
Vroshyry wciąż były tu dość wysokie, aby poszycie lasu wyglądało ciemno, ponuro i
niebezpiecznie. Nie było żadnej polanki, by na niej wylądować. Ale Leię zobaczył, bo jej biała
szata wyraźnie odcinała się na tle zieleni. Żona stała na górnej gałęzi, jakby spacerowała po
chodniku na Coruscant, nie przejmując się wiatrem ani potencjalnie ryzykowną siłą grawitacji.
Zamachała do niego ręką.
Han zatrzymał „Sokoła" bezpośrednio nad nią.
Dobrze, Waroo, podciągniemy ją.
W chwilę później usłyszał warkot podnośnika opuszczającego linę ku Leii.
Załoga „Sokoła Millenium" miała właśnie dokonać czynu, który w innych okolicznościach byłby
uznany za równie potworny, jak podpalenie lasu przez Jacena.
Krążownik Konfederacji na niskiej orbicie planetarnej wkrótce odpali swoje baterie turbolaserów
na lasy, podpalając część z nich. Cięcie jednak będzie chirurgiczne, dokładnie podążające za
wielokilometrową linią boi sygnalizacyjnych, które ustawiła Leia. Skoro linia już została
narysowana, turbolasery rozszerzą ją na wschód... a „Sokół" i inne frachtowce, dysponujące
pianą gaśniczą, będą kontrolować go po zachodnim obwodzie. Taki kontrolowany pożar po
ugaszeniu pozostawi pas zwęglonych szczątków, zbyt szeroki, aby iskry z głównego pożaru
mogły go przeskoczyć.
A wtedy „Sokół" z resztą statków będą kolejno tworzyły dalsze zapory ogniowe w innych
miejscach, wreszcie opanowując żywioł. Kiedy już skończy się strawa dla burzy ogniowej,
płomienista bestia umrze z głodu.
Pozostawiając po sobie miliony spalonych akrów i pokryty bliznami, spowity dymem świat.
Han usłyszał, że wciągnik przestał warczeć, a w chwilę później odezwał się znowu, unosząc Leię
do kabiny. Poczuł wielką ulgę. Wiedział, że żona potrafi o siebie zadbać, ale i tak bał się za
każdym razem, kiedy znajdowała się w niebezpiecznym miejscu.
Skierował „Sokoła" na łagodny kurs na wschód, by oddalić się od terenu zapory, po czym
upewnił się, że jego komunikatory wciąż są nastawione na częstotliwość Konfederacji.
„Sokół Millenium" do „Lillibanca", boje są na miejscu. Możecie zaczynać. Od numeru jeden,
jeśli można, nie od dwudziestki.
Usłyszał chichot, po czym oficer łącznościowy krążownika odpowiedział:
Przyjąłem, „Sokół". I dzięki.
Nagle rozległ się inny głos kobiecy, niski i uwodzicielski. Dochodził zza pleców Hana.
Twoje uczucia cię zdradzają.
Han obejrzał się gwałtownie.
W drzwiach sterowni stała kobieta ubrana od stóp do głów w ciemne szaty. Widać było tylko jej
pogodną twarz, piękną, o niebieskiej skórze.
Nazywała się Alema Rar i przybyła, aby go zabić.
Han wyciągnął miotacz, ale w tym samym momencie Alema wykonała gest dłonią. Płaszcz
zsunął się z jej ramion, kiedy lewą rękę wyciągnęła ku niemu, a prawą chwyciła miecz świetlny
wiszący u pasa. Pistolet Hana wyskoczył mu z ręki i poleciał ku niej, zanim jeszcze zdążył
opuścić kaburę.
Han wytrzeszczył oczy. Jak ona mogła zrobić coś takiego? Przecież lewe ramię miała bezwładne,
okaleczone wiele lat temu a jednak teraz wydawała się zdrowa.
Alema klasnęła językiem.
Jesteśmy Jedi, więc nie damy się zastrzelić. Już raz byłyśmy postrzelone. To wcale nie jest miłe.
Rzuciła miotacz, który z brzękiem upadł na pokład.
Han włożył w swoje słowa całą odwagę, której nie czuł.
No i co? Co zamierzasz zrobić, zagadać mnie na śmierć?
Zastanowił się gorączkowo nad bronią i możliwościami, jakie
miał. A miał jedno ukryte wibroostrze, którym niewiele mógł zdziałać przeciwko tak
doświadczonemu Jedi jak Alema, oraz jeszcze jedną broń, która rzadko go zawodziła.
Poczekamy, aż twoja żona, ten piraniożuk, pojawi się, żeby to zobaczyć, a wtedy wepchniemy ci
miecz świetlny prosto w serce. Będzie mogła tulić twoje ciało i płakać. Czy to nie wydaje ci się
urocze?
Niespecjalnie.
Naprawdę przydawało się znać możliwości „Sokoła" tak dobrze jak Han. Dzięki temu potrafił
operować kontrolkami i przyrządami prawie na ślepo. Nie spuszczając wzroku z Alemy, sięgnął
przed siebie i odłączył kompensator inercyjny frachtowca oraz generator sztucznej grawitacji.
Jednocześnie uruchomił silniki manewrowe i szarpnął w tył drążek sterowy.
Postawił „Sokoła" na rufie i wystrzelił w kierunku przestrzeni. Przy wyłączonym kompensatorze
inercyjnym nagłe przyspieszenie wbiło go w fotel, a w głowie zakręciło mu się od niezwykłej
sytuacji.
Twarz Alemy już nie była pogodna. Zaskoczona wytrzeszczyła oczy i upadła do tyłu. Han
usłyszał, jak obija się o ścianę korytarza wiodącego do sterowni. Musiała trafić w miejsce, gdzie
korytarz skręcał ku dziobowi. Miotacz Hana z brzękiem spadał za nią. Potem Alema i miotacz
potoczyli się z łoskotem i szczękiem po pochyłości, jaką stanowiła teraz ściana korytarza.
A na tle tych hałasów rozległ się śmiech Alemy.
Waroo, którego złotobrązowe futro połyskiwało czerwienią w świetle padającym przez pierścień
dokujący, właśnie wciągał Leię na pokład, kiedy „Sokół" podskoczył i stanął dęba, a jego dziób
nagle skierował się prosto w zadymione niebo, po czym przyspieszył. Waroo i Leię rzuciło na
gródź rufową korytarza tuż za prawoburtowym pierścieniem dokującym. Nagle ściana grodzi
stała się podłogą, a przyspieszenie wgniotło ich w nią niczym potężna niewidzialna ręka.
Leia rozpięła uprząż wciągnika i nabrała tchu, żeby wrzasnąć na Hana. Jak mógł nie zauważyć,
że sztuczna grawitacja „Sokoła" nie działa? Wtedy usłyszała śmiech, odbijający się echem wśród
korytarzy i płyt podłogowych „Sokoła".
Waroo wstał. Był tak silny, że nie przeszkodziło mu nawet potężne przyspieszenie ściągające go
w dół. Wydał z siebie lekko zdziwiony pomruk.
Alema Rar wyjaśniła Leia. Jest na pokładzie.
Sięgnęła w Moc, aby dodać sobie sił. Wstała chwiejnie, wzięła
do ręki miecz świetlny i włączyła go.
Idziemy.
Na sztywnych nogach przeszła kilka metrów w dół korytarza wejściowego. Rampa, którą zwykle
Solo dostawali się na pokład „Sokoła" i opuszczali go, teraz była brudną ścianą po prawej stro-
nie. Leia dotarła do prowadzącego na główny korytarz frachtowca okrągłego włazu; stamtąd
można się było dostać do wszystkich przedziałów „Sokoła".
Żeby pokonać właz, musiała zeskoczyć ze znacznej wysokości. Groziło jej, że stoczy się po
stromej pochyłości podłogi aż do szczeliny prowadzącej do windy towarowej. Stąd mogła spaść
jeszcze kilka metrów i uderzyć w gródź oddzielającą wewnętrzne przedziały „Sokoła" od
silników podświetlnych. Wyćwiczone mięśnie Leii, wspierane Mocą, pozwoliłyby jej bez trudu
wykonać te wszystkie ewolucje, lecz nie przy takim ciążeniu.
Alema prawdopodobnie była właśnie w windzie towarowej, ale Leia nie miała pewności. Śmiech
ucichł, a Leia nie mogła wyczuć Alemy poprzez Moc.
Obejrzała się przez ramię na Waroo.
Idź do sterowni poleciła. Alema pewnie tam właśnie się wybiera. Ochraniaj Hana. Uważaj na
zatrute groty.
Waroo warknął twierdząco. Wyminął Leię, przykucnął i skoczył na drugą stronę korytarza,
chwytając rękami za narożnik, za którym boczny korytarzyk prowadził do szybów wiodących do
wieżyczek strzelniczych. Nawet obciążony zwielokrotnioną grawitacją zdołał wspiąć się i stanąć
na bocznej ścianie korytarza. Odwrócił się twarzą do Leii i skoczył znowu w jej kierunku, tym
razem chwytając pokrywę włazu otwierającego się wysoko nad jej głową. Prowadził do
korytarza, który kończył się włazem do sterowni.
W komunikatorze Leii rozległ się głos Hana:
Trzymajcie się, chłopaki.
Leia skrzywiła się, ale uczepiła obu boków włazu tam, gdzie stała. Usłyszała żałosne wycie
Waroo.
„Sokół" przekoziołkował, wirując wzdłuż osi i równocześnie zmieniając kierunek. Z trudem
utrzymując się na miejscu, Leia nie widziała wokół żadnych niespodzianek, słyszała tylko łoskot
pojemników z towarami, mebli i luźnych płyt ze ścian i podłóg, obijających się o wnętrze
frachtowca. Poczuła się zdezorientowana.
Nagle zrozumiała dlaczego. Nogi Waroo nad jej głową już nie zwisały w dół, lecz spoczywały na
płaszczyźnie, która powinna być sufitem korytarza. Oznaczało to, że „Sokół" leciał teraz
podwoziem w górę. Leia obserwowała przez chwilę, jak Wookie wślizguje się w korytarzyk
wiodący do sterowni. Zaraz zniknął jej z oczu, ale wciąż słyszała jego skargi.
Wykonała akrobatyczne salto, które wyrzuciło ją do głównego korytarza. Wylądowała ostrożnie,
aby nie rozdeptać prętów żarowych, czujników i innych przedmiotów zamontowanych w nie-
dawnym suficie, który teraz służył jej za podłogę.
Musiała znaleźć Alemę. Nie powinno to być trudne, bo radosny śmiech szalonej Twi'lekanki
rozległ się znów, tym razem wyraźnie od strony rufy „Sokoła". Z zapalonym mieczem Leia
ostrożnie ruszyła w tamtym kierunku.
Z przodu, po lewej, do góry nogami w stosunku do poprzedniej pozycji, znajdowała się kabina
techniczna „Sokoła". Stały tu konsole pozwalające na monitorowanie wszystkich systemów
pokładowych statku. Z przodu po prawej wygięta ściana przechodziła w szerokie przejście
prowadzące do części sprzętowej, z dostępem do windy towarowej, hipernapędów, silników
podświetlnych i innych krytycznych systemów.
Z tej właśnie strony dobiegało buczenie miecza świetlnego monotonne, kiedy broń trzymana jest
nieruchomo, bez manewrowania i sztychów.
Leia sięgnęła przez Moc, szukając ofiary. Wykryła najpierw Waroo, potem Hana, potem znowu
Waroo...
Znowu? Otworzyła usta, żeby się odezwać przez komunikator, ale miecz świetlny zaczął nagle
syczeć i trzaskać, jakby w kontakcie z metalową powierzchnią. Leia zaklęła pod nosem i rzuciła
się do przodu.
Kiedy skręciła do części sprzętowej, zauważyła sprawczynię hałasu. Po drugiej stronie windy
towarowej, tuż koło okrągłej obudowy hipernapędu stała Alema Rar. Trzymała miecz świetlny w
dwóch zdrowych! rękach, a jego ostrze głęboko tkwiło w obudowie. Iskry pryskały na
wszystkie strony, jaskrawym światłem rozjaśniając sterownię.
A ona stała na podłodze prawdziwej podłodze, oparta stopami mocno ponad głową Leii, jakby
grawitacja nie miała znaczenia.
Obejrzała się na Leię.
Księżniczko! Chodź, pomożesz nam zniszczyć hipernapęd. A potem razem potniemy silniki na
kawałki.
Leia ostrożnie ruszyła w jej stronę.
Najpierw ciebie potnę na kawałki warknęła. Nauczę się, jak się to robi.
Ty pierwsza...
Alema urwała, bo „Sokół" nagle zawirował wzdłuż osi i podłoga uciekła jej spod stóp. Padając
na sufit, odrzuciła Leię na gródź po prawej.
Kilka chwil wcześniej Lumpawaroo, trzymając się czterech rogów sterowni rękami i nogami,
warknął głośno do Hana.
Han rzucił mu przez ramię mordercze spojrzenie.
Nie obchodzi mnie, co mówi Leia, wracaj tam i pomóż jej.
Waroo znów zawarczał.
Zamknę właz sterowni. Jeśli Alema tu wróci, będzie musiała się przez niego przebić, co pozwoli
wam zyskać na czasie.
Następne warknięcie.
Jeśli ma ci to pomóc... dobra, będę teraz patrzył, dokąd lecę. Han odwrócił statek do właściwej
pozycji. Tak czy owak, nic nie ma przed nami. A alarmy zbliżeniowe powiedzą mi, jeśli...
Alarmy zbliżeniowe właśnie zawyły i niebo za iluminatorem rozjarzyło się tak jaskrawo, że Han
na chwilę stracił wzrok. Wydawało mu się, że czuje oparzenia na twarzy i dłoniach. Waroo
zawył.
Han zacisnął powieki i przechylił statek na sterburtę. Żałosne wycie Waroo nie ustawało ale
Wookie nadal trzymał się wejścia do sterowni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]