141, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
01 lutego 2010 Pan premier Donald Tusk chyba oszalał! Opowiada jakieś głodne kawałki o naprawie państwa a robi coś zgoła innego. Jak można być tak bezlitośnie cynicznym wobec ludzi, którzy żyją w dużym kraju europejskim, którzy jeszcze mu wierzą, że chce zrobić dla nich dobrze, a on się z nich naigrywa ? Jak można być tak kłamliwym i bezwzględnym! „Liberał” się znalazł od dziesięciu boleści… Jasna cholera!. Wiecie państwo co wymyślił „liberał”? Będzie wprowadzał i instalował w gminach, a jest ich ponad 2500 w całej Polsce „Gminne Węzły Pomocy Cywilizacyjnej”(????). Coś na sposób ośrodków pomocy społecznej, które głównie zajmują się marnowaniem pieniędzy podatników i utrzymywaniem hord biurokratycznych, które żyją z cudzego nieszczęścia. Nie licząc milionów złotych idących na utrzymanie siedzib pomocy społecznej, a w przyszłości węzłów pomocy cywilizacyjnej.. A tak naprawdę – węzłów socjalistycznej głupoty antycywilizacyjnej.! Pan premier , budujący w Polsce socjalizm, cały naród chce posłać na zasiłki, demoralizując potencjalnych bezrobotnych , ścigając w międzyczasie „obywateli” za brak opieki nad psami, kotami, dziećmi.. Sprawia mu to radość. Tak jak aktorce Edycie Olszówce, byłej „ partnerce” pana Piotra Machalicy, okupującego wszystkie filmy i seriale jakie są wyświetlane w Polsce, a która zwierzyła się publiczności , że:” Lubię seks. To dziedzina sztuki, która daje dużo radości”. Powiedziała to, zanim nie miała problemów z psychiką i depresją, w związku z rozstaniem się ze swoim „ partnerem”. Partner dzisiaj jest ten - jutro nie ma, bo jest inny! .. Podnosząc koszty i podatki, pan premier Donald Tusk, były kandydat na prezydenta Rzeczpospolitej, przynajmniej utrzymywał nas przez ostatni rok w takim przekonaniu- powoduje , że przybywa biednych i pokrzywdzonych, którzy rzeczywiście wyciągają rękę po pomoc. Gdyby ich pan premier nie rabował , pomocy by nie potrzebowali, a ponieważ naród obdzierany jest ze skóry aż do kości- to biednych przybywa w zastraszającym tempie. Pan premier już w kwietniu ubiegłego roku wiedział, że nie będzie kandydował, ale trzymał nas w napięciu przez cały rok! Czyżby? A może decyzja zapadła kilka dni temu, w ośrodku władzy pozakonstytucyjnej.(???). W każdym razie, pan Andrzej Olechowski ma otwartą drogą do kandydowania, ale – jak powiedział premier Donald Tusk- musi całą sprawę zaakceptować Platforma Obywatelska… Pan Bronisław Komorowski nie jest dobrym kandydatem na prezydenta, bo właśnie pan Roman Giertych , powiedział, że pan Jarosław Kaczyński ma w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego dokumenty pozostające w związku z panem Bronisławem Komorowskim, że ten miał jakieś związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi i panem pułkownikiem Aleksandrem Lichockim, który starał się w tej sprawie spotkać i coś tam ustalać .Córka pana Lichockiego, pani Joanna Lichocka, zamieszcza swoje artykuły w Gazecie Polskiej, i to jest ta pani, która nie wpuściła do studia pana Janusza Korwin- Mikke, podczas ostatniej kampanii parlamentarnej w programie Forum.. Powiedziała nawet, że kończy z dotychczasowymi praktykami w programie „ Forum”, które polegały na tym, że do programu zapraszają swoich przedstawicieli partie polityczne, a nie telewizja państwowa. I ona teraz będzie zapraszała. Prawda, że bardzo ciekawa- nagła- zmiana reguł gry, nieoczekiwana zamiana miejsc? Nie znam szczegółów, bo przy tym nie byłem, a media jakoś tajemniczo milczą na ten temat, jeśli chodzi o zbiór zastrzeżony. To w końcu pan Macierewicz zlikwidował te Wojskowe Służby Informacyjne, czy nie? Czy się po prostu podzielili się zasobem zastrzeżonym z Platformą Obywatelską? W każdym razie pan Jarosław Kaczyński może przed wyborami prezydenckimi skompromitować kandydata Platformy Obywatelskiej, pana Bronisława Komorowskiego- marszałka Sejmu. Dlatego- moim zdaniem nie będzie on kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta. Podtrzymuje prognozę sprzed trzech dni, w artykule” Ład oparty na globalizacji biurokratycznej”… Wygląda na to, ze kandydatem będzie pan Andrzej Olechowski.. „Gminne węzły pomocy cywilizacyjnej”, będą wymagały gminnych urzędników węzłowych i cywilizacyjnych dodatkowo umocowanych w węzłach newralgicznych, czyli w naszych pustych kieszeniach, i będą nas kosztować również dodatkowo i węzłowo. Mówiąc krótko i węzłowato: wzrosną podatki dla przedsiębiorców i pracowników sektora prywatnego, a pieniądze skonfiskowane tym sposobem , zasilą kieszenie kolejnej wielotysięcznej grupy nic nie tworzących- tylko przejadających. Konsumpcja urzędnicza wzrośnie, wzrośnie marnotrawstwo i rozrzutność. Socjalizm biurokratyczno- gminny się pogłębi, co spowoduje zwiększone bezrobocie w sektorze prywatnym. Aż do zarżnięcia. Tako rzeczą „liberałowie”… W czasach prawdziwej wolność gospodarczej, jedynym ograniczeniem w realizacji swoich ideałów są własne słabości.. Natomiast w grzęznącym socjalizmie, w jakim grzęźniemy na co dzień w Polsce- ugrzęźnia nas potworna i oporna biurokracja! I jeszcze pan premier Donald Tusk, chce nas przywalić biurokratycznie, powołując nowy urząd do spraw regulacji czegoś tam, obojętnie czego- i będzie nowy sekretarz stanu. Już nie nadążam z opisywaniem tych biurokratycznych niegodziwości. jakie serwuje nam „ liberalny” rząd.. I nie ma takiej zbrodni i niegodziwości jakiej nie dopuściłby się skądinąd liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.. A ponieważ” liberalny” rząd buduje zamordystyczny socjalizm biurokratyczny, pieniędzy będzie mu brakować systematycznie. Więc będziemy cierpieć pod jarzmem tych „liberalnych” rządów. Trochę sprawę rozładuje rozrywkowo, jak zwykle pan poseł Palikot, który niczego nie zdziałał w Komisji Przyjazne Państwo, bo nie taka była jego rola, choć „obywatele” przysłali mu 22 000 przepisów, które należałoby zlikwidować, więc rzucił w media pomysł, żeby zalegalizować produkcję wiejskiego bimbru. Znowu chce chłopów wyprowadzić w pole, i oakcyzować bimber, żeby był droższy, opodatkowując go i niszcząc jego regionalność.. Mówi, że można będzie produkować bimber, tylko trzeba się zaprzyjaźnić się z Sanepidem, fiskusem no i zapłacić akcyzę.. Znaczy się poseł Platformy Obywatelskiej chce zlikwidować bimbrownictwo, bo kto o zdrowych zmysłach wpuści do piwnicy Sanepid, żeby ten nałożył takie europejskie wymogi, że produkcja bimbru się nie będzie opłacała. Kto zainstaluje dwa zlewy, kafelki, kupi nową aparaturę, ekologiczne kartofle, zapewni oświetlenie, zapłaci nie tylko akcyzę, zainstaluje dodatkową ubikację, poprowadzi księgę przychodów i rozchodów, zapłaci księgowemu. A przy tym opłaci podatek ZUS, na poziomie 900 złotych miesięcznie. A poza tym, czy produkowany bimber będzie zgodny z wymogami Unii Europejskiej, do której nas tak zapędzał pan poseł Palikot, podczas gdy inni pędzili bimber bez akcyzy. Taki jest smaczniejszy! Tak jak papierosy bez akcyzy. Znacznie lepsze! I nie wiadomo, czy bimber, będzie uznany przez Komisję Europejską, jako bimber, może być jako wino lub wódka, tak jak żołądkowa gorzka. A może jako śliwowica. Wtedy dojdzie jeszcze VAT. Bo na przykład ślimak jest rybą, marchewka i rabarbar – owocem, a dwóch facetów ze sobą spłukujących- to małżeństwo. A przewidywał pan Franiszek Pieczka w „ Konopielce”, że:’ Baba z babom bedo spały, chłop z chłopem, kurestwo”(!!) To wszystko nic. Gazeta Wyborcza zaczyna pisać ciepło o Józefie Stalinie. No, no… Partnerstwo Rosyjsko-Niemieckie coraz bliżej.. A co z nami? WJR
Terrorysta na piedestale Nadanie przez prezydenta Wiktora Juszczenkę tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze narzuca społeczeństwu ukraińskiemu kompromitujące wzorce "walki o niepodległość". "Bandery duch UPA wede" (Bandery duch prowadzi UPA) to wers jednej z pieśni Ukraińskiej Powstańczej Armii, formacji utworzonej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Obie w imię "walki o niepodległość Ukrainy" wymordowały w latach 40. XX wieku, i to przeważnie stosując barbarzyńskie okrucieństwo, ponad 120 tys. bezbronnych Polaków. "Dlaczego zabiliście go, tak już starego i jego chorą żonę" - pytał winnych mordu jego dziadków w kolonii Kadobyszcze w byłym powiecie kostopolskim po 55 latach Henryk Łoś. "Bo byli Polakami" - padła odpowiedź - szczera, bez zażenowania, bez wstydu... Nawet sami mordercy przyznają, że popełnili zbrodnię ludobójstwa, bo chcieli mieć "Ukrainę dla Ukraińców". Zgodnie z programem OUN, w którym do osiągnięcia celu zalecano nawet największą zbrodnię. Wprowadzał ten program w życie już w latach 30. Stepan Bandera, czołowy ideolog, działacz i przywódca OUN - inspirujący, organizujący i wykonujący dziesiątki akcji terrorystycznych, w których ginęli Polacy (m.in. minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki) oraz Ukraińcy - rzecznicy porozumienia polsko-ukraińskiego. Terror OUN i UPA wobec Ukraińców był określany przez ideologię nacjonalizmu ukraińskiego jako tzw. twórcza przemoc, czyli dyktatura elit - samozwańczych, bo przecież nie wybieranych przez społeczeństwo. Ani środowiska nacjonalistyczne na Ukrainie (czy nacjonaliści ukraińscy na emigracji), ani ich rzecznik prezydent Wiktor Juszczenko, nie chcą przyznać, że OUN i UPA są obciążone zbrodniami nad zbrodnie, czyli ludobójstwem, dla którego w świetle prawa międzynarodowego nie ma usprawiedliwienia. Terror też nie znajduje akceptacji w cywilizowanym świecie i jest zwalczany. Tymczasem od początku swej prezydentury Juszczenko (wypromowany zresztą przez nacjonalistów ukraińskich) robił z powodzeniem wszystko, by zbrodnicze organizacje i ich reprezentantów wynieść na piedestał. Uczestniczył w zjazdach i uroczystościach nacjonalistycznych, wygłaszając mowy gloryfikujące terrorystów i ludobójców, patronował stawianiu pomników mordercom z OUN-UPA, wydał dekret uznający UPA za ruch wyzwoleńczy, nadał tytuł Bohatera Narodowego Ukrainy Romanowi Szuchewyczowi, głównodowodzącemu UPA. W 2004 r., na krótko przed "pomarańczową rewolucją", która naszych polityków i elity wprawiła w histeryczną euforię, na zjeździe OUN Juszczenko powiedział: "OUN zawsze była na czele walk o umocnienie idei narodowej (...). OUN przeszła surową praktykę walk w latach dwudziestych i trzydziestych XX stulecia, w burzliwych latach II wojny światowej [oczywiście z Polakami]. Wasze unikalne doświadczenie i umiejętności łączenia twardej postawy narodowej z giętkim konstruktywizmem dziś nie tracą na aktualności (...). Dlatego OUN może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy. Jestem przekonany, że wasza organizacja nadal pozostanie jednym z kamieni węgielnych budowy państwa ukraińskiego". Toteż nadanie przez Juszczenkę tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze jest tylko ukoronowaniem spaczonych starań o budowanie ukraińskiej świadomości narodowej. Posunięciem, które nie sprzyja potrzebnej refleksji moralnej na terenach zachodniej Ukrainy, gdzie działały ludobójcze formacje OUN i UPA, ale narzuca całemu społeczeństwu ukraińskiemu kompromitujące wzorce "walki o niepodległość". Te przejawy wielkiego zaangażowania Juszczenki w heroizację zbrodniczych organizacji i metod ich działania, w dodatku antypolskich, odbywały się przy niezrozumiałym milczeniu, a więc z aprobatą polskich władz. Polscy politycy obdarzali Juszczenkę szczególnymi względami, a Polska występowała w roli adwokata Ukrainy na arenie międzynarodowej, podczas gdy Juszczenko nie robił nic, by swoje państwo dostosować do zachodnioeuropejskich standardów. Teraz także polskie władze nabrały wody w usta, a w mediach niektórzy komentatorzy po polskiej i ukraińskiej stronie zapewniają fałszywie, że uznanie Bandery za bohatera nie ma wymowy antypolskiej, i sprowadzają problem tylko do tego jednego aspektu. Bywają też inne pokrętne wytłumaczenia tej nieszczęsnej dla polsko-ukraińskich stosunków sytuacji z "bohaterem" Banderą. Otóż, profesor Jarosław Hrycak z Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie wyjaśniał przed kamerami "naturalność braku akceptacji" Ukraińców dla Romana Dmowskiego i Polaków dla Bandery, nie zauważając, że narodowiec Dmowski nie miał nic wspólnego z ideologią i praktyką ludobójczą - w przeciwieństwie do Bandery. Miejmy nadzieję, że większość Ukraińców odrzuci takiego "bohatera" i znajdzie godniejsze postaci do narodowego panteonu, niż podsunął im Juszczenko, niestety doktor honoris causa KUL. Ewa Siemaszko
Sprawę Józefa Mackiewicza trzeba rozwiązać w sądzie Nina Karsow-Szechter jest, zgodnie z nazewnictwem używanym w sprawie Jasienicy, osobą „niegodną dziedziczenia”. Można by to udowodnić w sądzie - pisze biograf Józefa Mackiewicza, Grzegorz Eberhardt. W niedzielę 31 stycznia minęło 25 lat od śmierci Józefa Mackiewicza, jednego z najwybitniejszych polskich prozaików i publicystów minionego XX wieku. Portal Fronda.pl poprosił mnie o napisanie krótkiego tekstu rocznicy tej poświęconego. Niewątpliwie wybór mojej osoby wynika z faktu, iż jestem autorem książki wydanej w roku 2008 i poświęconej właśnie Józefowi Mackiewiczowi („Pisarz dla dorosłych” LENA, Biblioteka Solidarności Walczącej). Jest poświęcona dziełu, osobie ale i dziwnym losom tejże twórczości, czy jeszcze dziwniejszym ocenom jego postaci, jego życiorysu. W efekcie tych wszystkich „dziwności”, dzisiejszą kondycję dzieła Józefa Mackiewicza można uważać, najdelikatniej mówiąc, za niedostateczną, czy wręcz za skandaliczną. W swej książce wskazuję powody tego stanu rzeczy, ale i osoby temu winne. Za głównego przedstawiciela osób przeciwnych autorowi „Zwycięstwa prowokacji” uważam wykonawczynię testamentu Barbary Toporskiej (będącej właścicielką praw autorskich J.M.), Ninę Karsov-Szechter. Nie jest to zresztą tylko moja opinia. Monachijska przyjaciółka Mackiewiczów, Nina Kozłowska tak pisała w roku 2000 w „Tygodniku Powszechnym”: Józef Mackiewicz i Barbara Toporska darzyli panią Ninę Karsov-Szechter ogromnym zaufaniem, wynikającym z długoletniej przyjaźni. Ale czyż takie zaufanie nie zobowiązuje, szczególnie po śmierci osoby, która tym zaufaniem darzyła? Czy nie należy wtedy z tym większym zaangażowaniem dbać o jej interes? W przypadku pisarza dbanie o interes to udostępnianie jego dzieła i szerzenie wiedzy o jego pisarstwie. Do tego należy też umożliwienie przedruków w gazetach i pismach, i wszelkiego rodzaju promocja. Tak się nie stało do dzisiaj, do roku 2010. Nie widząc innej możliwości wyjścia z impasu sugerowałem najwyższym władzom krajowym - m.in. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu - działania nietypowe. W tym wytoczenie p. Ninie Karsov-Szechter procesu o zaniechanie wykonywania woli testamentowej, i na tej podstawie odebranie jej praw autorskich. Nie spotkało się to z żadnym odzewem. Mając okazję do zabrania głosu na początku roku Jubileuszowego chciałbym powrócić do powyżej sformułowanej myśli. Jak pokazały minione miesiące działanie takie nie byłoby pozbawione precedensu. Oto 28 grudnia 2006 roku został wydany wyrok dotyczący praw autorskich do spuścizny po Pawle Jasienicy. Prawa te zostały przyznane w całości córce Jasienicy: W roku 2002 Ewa Beynar-Czeczott złożyła pozew, by uznać macochę za osobę ‘niegodną dziedziczenia’. Sąd uznał jednak, że zarzut taki można było podnieść najpóźniej trzy lata po śmierci Jasienicy, choć wtedy o agenturalnej przeszłości Obretenny nic nie było wiadomo. I pozew oddalił. Pisała w komentarzu do wyroku z 2006 roku „Gazeta Wyborcza”: Sąd przeciął sprawę. Przyznał prawa autorskie córce – osobie najbliższej zmarłemu, która ma do tej spuścizny ‘moralne prawo’ [wytł. G.E.] Jak nigdy, zgadzam się tu co do słowa z „Wyborczą”. Ja również od zawsze mówię o prymacie prawa moralnego! Bo czyż p. Nina Karsov-Szechter choćby, właśnie, z powodów moralnych nie powinna dogadać się z córkami Mackiewicza (żyła wtedy jeszcze druga córka p. Józefa – Idalia) na początku lat 90tych? Nawet o tym nie pomyślała! Tak, wedle powyżej opisanej logiki wywodu sądowego, pani Nina Karsow-Szechter jest, jak najbardziej i zgodnie z nazewnictwem używanym przez stronę w sprawie Jasienicy, osobą „niegodną dziedziczenia”. Można by to udowodnić procesowo przy pomocy świadków i ekspertów. Gdyby sąd upierał się, iż zarzut taki można było podnieść najpóźniej trzy lata po śmierci Mackiewicza, strona miłośników jego twórczości powinna podnieść kwestię, iż „niegodność dziedziczenia” wyszła na jaw dopiero d z i ę k i upływowi czasu. Bo to właśnie dopiero upływ prawie 25 lat od śmierci Mackiewiczów w pełni ukazał ową „niegodność”. Uważam, iż jeśli sąd miał odwagę tak a nie inaczej zinterpretować prawo w przypadku Jasienicy, powinien również mieć odwagę uznać, iż w przypadku materii tak oryginalnej jak działania (godność lub niegodność działań) spadkobiorcy praw autorskich w przypadku schedy twórczej, 3-letni okres zgłaszania niegodności jest błędem. Błędem, ponieważ – właśnie! - właściwej oceny zachowań spadkobiorcy można dokonać dopiero po dziesięciu, a jeszcze konkretniej po dwudziestu latach. W przypadku Niny Karsov-Szechter dla sądu „niegodność” wynikająca z niezrealizowania woli testamentodawców powinna być bardziej oczywista, aniżeli z powodu agenturalności testamentobiorcy. Moim zdaniem, mniej ma znamion zgodności prawnej odbieranie praw testamentowych z powodu czyjejś współpracy z tajną policją, aniżeli z powodu zaniechania realizacji woli zmarłego twórcy i dokonywanie przez to – jak w tym przypadku - niszczenia jego twórczości! Komunikat Polskiej Agencji Prasowej z 28 grudnia 2006 r. dotyczący wyroku w sprawie Jasienicy kończył się słowami: Wciąż nie jest ostatecznie zakończony spór o prawa autorskie do książek innego znanego wilnianina - Józefa Mackiewicza. W lipcu tego roku stołeczny sąd I instancji uznał, że należą się one wyłącznie Ninie Karsov-Szechter, właścicielce londyńskiego wydawnictwa. Żadnych praw do spuścizny nie ma natomiast córka pisarza Halina - uznał nieprawomocnie sąd. Czy doczekamy się PAP-owskiego komunikatu, w którym będziemy czytać: Sąd uznał, że całość praw autorskich należy się córce, co uzasadnił „względami moralnymi” oraz najbliższym stopniem pokrewieństwa ze spadkodawcą. Sędzia mówił w uzasadnieniu postanowienia, że chodzi m.in. o zapewnienie czytelnikom dostępu do książek Mackiewicza. Dodał, że jego pisarstwo... Itd., itp. Ma nadzieję Grzegorz Eberhardt
Karsov "niegodna dziedziczenia" Sąd powinien odebrać prawa autorskie do twórczości Józefa Mackiewicza przysługujące Ninie Karsov-Szechter, ponieważ nie wypełnia ona jego woli - stwierdza Grzegorz Eberhardt, biograf Mackiewicza. Podkreśla, że obecnie stan wydawniczy spuścizny Mackiewicza jest nie tylko "niedostateczny", ale wręcz "skandaliczny". Winą za ten stan rzeczy obarcza właśnie właścicielkę praw autorskich. Historyk postuluje sądowe pozbawienie jej tych praw z uwagi na zaniechanie realizacji woli zmarłego twórcy i "dokonywanie przez to (...) niszczenia jego twórczości!". Eberhardt zauważa, że można w tym przypadku wykorzystać argumentację używaną w sprawie praw autorskich do twórczości Pawła Jasienicy, które należały do jego żony, współpracownika SB. "(...) pani Nina Karsow-Szechter jest, jak najbardziej i zgodnie z nazewnictwem używanym przez stronę w sprawie Jasienicy, osobą 'niegodną dziedziczenia'. Można by to udowodnić procesowo przy pomocy świadków i ekspertów" - uważa biograf. "Bo czyż p. Nina Karsov-Szechter choćby, właśnie, z powodów moralnych nie powinna dogadać się z córkami Mackiewicza (żyła wtedy jeszcze druga córka p. Józefa - Idalia) na początku lat 90tych? Nawet o tym nie pomyślała!" - podkreśla Eberhard na portalu Fronda. Znawcy twórczości Mackiewicza od lat podkreślają, że mająca wyłączność na druk jego książek Karsov-Szechter, wdowa po Szymonie Szechterze, stryju Adama Michnika, od lat robi wszystko, by spuścizna po Mackiewiczu została skazana na zapomnienie. Przez kilkanaście lat toczył się przed warszawskim sądem proces o ustalenie praw autorskich po Mackiewiczu. Jednak w wyroku z 17 lipca 2006 r. stwierdzono, że n...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]