151. Darcy Emma - Duze ryzyko, harlekinum, Harlequin Romance(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

Emma Darcy

 

Duże ryzyko

Rozdział 1

 

Musi do niego pójść.

Od wielu dni Carrie odsuwała od siebie tę myśl. Szukanie pomocy u Dominika Savage było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Niestety, wyczerpała już wszelkie inne możliwości. Nie pozostawało jej nic innego.

Dominik na pewno potrafi wydostać Danny'ego z rąk nadgorliwych pracowników opieki społecznej. Prawdopodobnie wystarczy jeden telefon. Przepisy i zarządzenia – tak sztywne, gdy chodziło o zwykłych śmiertelników – dawały się z łatwością nagiąć do potrzeb osób posiadających władzę, pieniądze i wpływy. Carrie nie miała co do tego żadnych złudzeń. Wiele razy była świadkiem takiego postępowania. Trudne czasy wymuszają trudne decyzje, pomyślała.

Kiedyś imponował jej świat Dominika, świat ludzi silnych i bogatych. Ta fascynacja minęła, gdy zrozumiała, że nigdy nie stanie się jego częścią. Tyle z tego powodu wycierpiała, iż ma prawo skorzystać ze znajomości z Dominikiem. Dla Danny'ego. I tylko ten jeden raz.

Będzie się to wiązało z podjęciem ryzyka. Nawet przelotny kontakt z Dominikiem Savage był bardzo ryzykowny. Carrie nie chciała rozdrapywać starych ran. Musi jedynie znaleźć skuteczny i szybki sposób na rozwiązanie swego problemu. Jedno niezbędne spotkanie bez żadnego dalszego ciągu. Powrót do Australii okazał się katastrofalny w skutkach. Nie potrzebowała żadnych nowych kłopotów.

Czemuż nie została na Fidżi, gdzie przynajmniej miała przyjaciół? Bez Danny'ego i bez matki czuła się w Sydney bardzo samotna. Nie znała nikogo, z kim mogłaby wspólnie spędzić wolny czas. Nie mogła jednak przewidzieć, co wydarzy się po powrocie do Australii!

Tylko czy Dominik Savage będzie chciał jej pomóc?

To, że Carrie o nim nie zapomniała, nie znaczy, że on musi pamiętać o niej. Osiem lat to szmat czasu, a dla Dominika była tylko dziewczyną na jedno lato. Zerwała z nim natychmiast, gdy uświadomiła to sobie. Wyjechała nawet z kraju, żeby być dalej od niego.

Czy ożenił się z tą drugą dziewczyną? Nie wiedziała o nim nawet takich podstawowych rzeczy.

Szybko otrząsnęła się z ponurych myśli. Prywatne życie Dominika Savage to nie jej sprawa. Chodzi tylko o odzyskanie Danny'eg o. Nie ma sensu zastanawiać się, czy Dominik ją pamięta. Jeśli okaże się to konieczne, przypomni mu, kim jest. Naprawdę był jedyną osobą, do której mogła zwrócić się z prośbą o pomoc.

Postanowiła, że pójdzie do jego biura. Telefonowanie nie zda się na nic. Musi się z nim zobaczyć.

Wstała z łóżka – bardzo powoli, żeby uniknąć zawrotów głowy wywoływanych przez szybkie ruchy. Uporczywe napady słabości stanowiły dla niej źródło ciągłego niezadowolenia. Przez całe życie nigdy poważnie nie chorowała, nigdy nie opuściła ani jednego dnia pracy – aż do teraz. Wirusowe zapalenie płuc dopadło ją akurat wtedy, gdy tak bardzo pragnęła, by wszystko dobrze się ułożyło. To najokrutniejszy psikus, jaki los mógł jej spłatać. Okres rekonwalescencji też ciągnął się zbyt długo. Musi wyzdrowieć, i to szybko!

Zaczęła przetrząsać szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Duma nakazy wała jej ubrać się na to spotkanie jak najlepiej. Straciła na wadze tyle, że wszystko na niej wisiało. Ostatecznie wybrała białą bawełnianą garsonkę w zielone kropki, z paskiem, który łatwo było zacisnąć, i długimi rękawami, idealnymi do zakrycia wychudzonych rąk. Gdy pochyliła się, by naciągnąć rajstopy, zakręciło jej się w głowie. W końcu jakoś sobie poradziła. Białe sandały na płaskim obcasie nie były specjalnie eleganckie, ale przy swoich problemach z utrzymaniem równowagi nie czuła się pewnie na wysokich obcasach.

Skrzywiła się na widok swego odbicia w lustrze. Miała dwadzieścia siedem lat, ale wyglądała starzej. Robiła wrażenie zmęczonej i wycieńczonej. Sięgające ramion jasne włosy zwisały bez życia. Przydałby się im fryzjer. Szczotkowała je mocno, ale nie chciały błyszczeć. Przypominały słomę.

Wybiła pierwsza, gdy Carrie – zadowolona, że pobędzie trochę na słońcu – opuściła obskurne, małe mieszkanko w Ashfield. Ciągle przerażała ją świadomość, że z powodu wysokich czynszów stać ją już tylko na tę ciemną, ponurą norę. Oczywiście, to mieszkanie miało być tylko chwilowym rozwiązaniem na czas trzymiesięcznego okresu próbnego w nowej pracy. Zastępca szefa kuchni w renomowanej restauracji mógłby sobie pozwolić na lepsze lokum, ale Carrie zawsze była ostrożna i wolała poczekać, aż zostanie zatrudniona na stałe. Nie zdążyła przepracować nawet tygodnia, kiedy zachorowała. Na jej miejsce przyjęto kogoś innego.

To jednak była przeszłość. Teraz musiała szybko wrócić do zdrowia i znaleźć inną pracę. W przeciwnym razie czeka ją przeprowadzka do jeszcze gorszego mieszkania. Mimo wszystko zdecydowana była nie poddawać się. Odzyska Danny'ego bez względu na konsekwencje.

Minęła godzina, zanim udało jej się dotrzeć do olbrzymiego biurowca firmy APIC na Bridge Street. Najpierw uciekł jej autobus. Drugi był tak zatłoczony, że musiała stać. Potem wysiadła na złym przystanku i była zmuszona przejść pieszo trzy przecznice. Kiedy w końcu dotarła na miejsce, brakowało jej tchu z wyczerpania.

W przeszłości budynek APIC dominował nad obszarem Circular Quay. Obecnie był jednym z wielu drapaczy chmur wznoszących się w śródmiejskiej dzielnicy biznesu. Nadal jednak był imponujący – błyszczące boazerie i marmury świadczyły o świetności firmy.

Carrie przeczytała tablicę informacyjną na ścianie przy windach i pojechała na pierwsze piętro, do recepcji. Podeszła do długiego pulpitu, za którym pracowało kilka elegancko ubranych młodych kobiet.

– W czym mogę pani pomóc? – zapytała jedna z nich uśmiechając się uprzejmie.

– Przyszłam zobaczyć się z panem Savage – odparła Carrie energicznie. – Czy mogłaby mi pani wskazać drogę do jego biura?

– Proszę pojechać windą na dwudzieste siódme piętro. Tam inna recepcjonistka skieruje panią do gabinetu dyrektora.

– Miałam na myśli pana Dominika Savage, nie jego ojca.

Kobieta spojrzała na nią dziwnie.

– Teraz pan Dominik Savage jest dyrektorem. Zajął to stanowisko dwa lata temu, po śmierci ojca – dodała.

Carrie patrzyła na nią tępo Powoli dotarł do niej sens słów recepcjonistki. Osiem lat to dużo czasu Życie nie stoi w miejscu. Ona straciła matkę, Dominik ojca. Teraz zajmował bardziej eksponowane stanowisko, niż się spodziewała Niczego to jednak nie zmieniało Im wyższe stanowisko, tym większa władza. Gdyby tylko zechciał jej pomóc Dziękuję powiedziała półgłosem. Idąc do windy, czuła na sobie wzrok kobiety Zastanawiała się, czyjej przybycie na dwudzieste siódme piętro zostanie poprzedzone ostrzegawczym telefonem.

Niepotrzebnie się martwiła Recepcjonistka bez wahania wskazała jej drogę do gabinetu dyrektora Na końcu korytarza jest biuro pani Coombe, która zajmuje się wszystkimi gośćmi pana Savage.

Carrie podziękowała jej i ruszyła korytarzem. Prowadził do dużej otwartej poczekalni, w której za masywnym półokrągłym biurkiem urzędowała kobieta w średnim wieku.

Pani Coombe nie była uosobieniem gościnności. W każdym calu przypominała strażnika twierdzy. Jej stalowosiwe włosy obcięte były po męsku. Okulary w rogowej oprawie podkreślały szary kolor oczu. Tęgie ciało opinał czarny kostium, a jedyne ustępstwo na rzecz kobiecości stanowiła kamea przypięta do staromodnej bluzki. Surowa twarz nie drgnęła w najlżejszym uśmiechu. Carrie została poddana dokładnym oględzinom, które – jak jej się wydawało – nie wypadły pomyślnie. Twarz kobiety przybrała protekcjonalny wyraz, co nie wróżyło niczego dobrego.

– Dzień dobry – powiedziała pani Coombe sucho.

– W czym mogę pani pomóc?

Chcę zobaczyć się z panem Dominikiem Savage – oświadczyła Carrie bezbarwnym głosem. Znów poczuła się źle. Powinna usiąść i odpocząć.

– Chce się pani umówić na spotkanie?

Carrie z wysiłkiem zebrała myśli, zmuszając ciało do posłuszeństwa.

– Nie. Chcę się z nim zobaczyć dziś – powiedziała stanowczo. – Najprędzej jak to możliwe.

– Obawiam się, że to niemożliwe, panno... ?

– Miller. Caroline Miller.

– Panno Miller – ciągnęła sekretarka z irytacją – pan Savage jest bardzo zajętym człowiekiem. Jest już umówiony na dzisiejsze popołudnie. Jeśli powie mi pani, o co chodzi, i zostawi numer telefonu, umówię panią.

Znowu wykręty, tak samo jak w opiece społecznej. Postanowiła, że nie pozwoli się zbyć. Dominik może kazać jej odejść, ale ta kobieta – nie!

– To sprawa osobista, pani Coombe. Pilna sprawa osobista – dodała z naciskiem. – Pan Savage i ja jesteśmy starymi znajomymi. Wiem, że ma dużo zajęć i jestem gotowa czekać tak długo, jak to będzie konieczne. Choćby całe popołudnie.

Szare oczy zabłysły podejrzliwie.

– Znam wszystkich przyjaciół pana Savage. Pani nazwisko nie figuruje na mojej liście.

Bez wątpienia sekretarka uważała ją za niegodną miana znajomej Dominika. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest osobą z odpowiedniej sfery. To właśnie stanowiło problem osiem lat temu. Wtedy uciekła. Teraz nie była już naiwną, niedoświadczoną dziewiętnastolatka. Nie miała zamiaru uciekać. Zdanie tej kobiety nie miało dla niej znaczenia. Liczył się tylko Danny.

Zakręciło jej się w głowie. Czuła lepki pot występujący najpierw na czoło, a potem oblewający całe ciało. Musiała się mocno skupić, by zbić argumenty pani Coombe.

– Przez wiele lat przebywałam poza krajem – wyjaśniła. – Nie widzę powodu, dla którego pan Savage miałby dawać pani moje nazwisko. Jestem przekonana, że na pewno mnie przyjmie, gdy mu pani powie, że tu jestem.

– Pan Savage ma teraz konferencję – powiedziała pani Coombe. – Będzie tam jeszcze przez godzinę, a ja mam polecenie, żeby mu nie przeszkadzać, chyba że sprawa jest wyjątkowo pilna.

Tak właśnie Carrie określiłaby swoją sprawę, ale postanowiła zaczekać.

– W takim razie poczekam do czasu, gdy będzie pani mogła z nim porozmawiać – oświadczyła najbardziej stanowczym tonem, na jaki potrafiła się zdobyć.

– Jak pani sobie życzy. – Pani Coombe zimno skinęła głową w stronę foteli, po czym ignorując Carrie wróciła do swojej papierkowej roboty.

Carrie była zadowolona, że wreszcie może usiąść. Przybycie do biura Dominika kosztowało ją zbyt wiele wysiłku. Musiała odpocząć i przygotować się do rozmowy. Godzina była niczym, gdy chodziło o tak wielką stawkę.

Siedziała i w duchu powtarzała sobie słowa, z którymi zwróci się do Dominika, jeśli uda jej się z nim zobaczyć. Jeśli jeszcze ją pamięta.

Od czasu do czasu dzwonił telefon na biurku pani Coombe. Za każdym razem Carrie tężała, nie wiedząc, czy to rozmowa z zewnątrz, czy połączenie wewnętrzne. Bez skrupułów podsłuchiwała. Ani razu nie padło imię Dominika.

W poczekalni znajdowały się dwie pary podwójnych drzwi – jedne na prawo od miejsca, gdzie siedziała Carrie, drugie na lewo od biurka pani Coombe. Podejrzewała, że drzwi bliżej sekretarki prowadzą do gabinetu Dominika. Wpatrywała się w nie czekając, aż się otworzą i wypuszczą uczestników konferencji.

W końcu jednak otworzyły się drzwi po przeciwnej stronie. Cisza została przerwana przez nagły wybuch męskich głosów. Do pomieszczenia wysypała się gromadka mężczyzn, którzy niby gwardia honorowa zajęli pozycję blisko drzwi, zostawiając przejście dla człowieka, który pojawił się ostatni.

Na jego widok serce Carrie ścisnęło się mocno. Jako dojrzały mężczyzna, Dominik Savage wyglądał jeszcze bardziej ekscytująco niż wtedy, gdy go poznała. Tamtego lata uważała, że jest najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego w życiu widziała. Pociągał ją tak bardzo, że ledwie mogła oderwać od niego wzrok. Niebieskie oczy, twarz będąca doskonałym połączeniem piękna i męskości i intrygujący dołek w podbródku, który nieco łagodził bezkompromisową linię szczęki.

Chociaż nie mógł być wyższy niż dawniej, robił wrażenie potężniejszego i bardziej barczystego, co przydawało mu powagi i autorytetu. Nawet gęste, czarne włosy ułożone w krótką, modną fryzurę stanowiły ważny element wyglądu eleganckiego mężczyzny ubranego w oficjalny strój biznesmena – czarny garnitur.

Przystanął, by porozmawiać z jednym z mężczyzn. Carrie podniosła się z fotela. Serce waliło jej jak młotem na myśl o własnej zuchwałości. A może na widok Dominika... ? Nie miało to znaczenia, byle tylko potrafiła zwrócić na siebie jego uwagę i tym samym uniknąć pośrednictwa sekretarki-bazyliszka.

Skończył mówić. Jego rozmówca skinął głową. Dominik uśmiechnął się z zadowoleniem i ponownie ruszył naprzód.

Niebieskie oczy obrzuciły Carrie szybkim, przelotnym spojrzeniem.

Nie pojawił się w nich najmniejszy ślad zainteresowania. Nie poznał jej!

Carrie była tak wstrząśnięta, że nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. Dominik minął ją i skierował się do drzwi po przeciwnej stronie biurka pani Coombe.

Carrie bezradnie podążyła za nim wzrokiem, zbyt osłupiała, by ruszyć się z miejsca. W głębi duszy pragnęła, by rozpoznał ją natychmiast Pomimo krótkotrwałości ich związku, pomimo zmiany w jej wyglądzie, pomimo upływu lat. Fakt że tak się nie stało, bardzo ją zabolał Tak bardzo, że zapomniała, po co tu przyszła.

Nagle Dominik zatrzymał się w pół kroku. Wykonał półobrót i uważnie raz jeszcze spojrzał na Carrie. Trwało to tylko sekundę lub dwie, lecz wystarczyło, by jej uśpione serce znów ożyło, a każdy centymetr ciała stał się jak by nasycony elektrycznością, by wyzwolić myśli i uczucia, do których nie miała prawa.

– Pani Coombe, proszę do mnie – wyrzucił z siebie przechodząc obok sekretarki. Nie zatrzymał się i nie czekając na nią wszedł prosto do gabinetu, zostawiwszy za sobą otwarte drzwi.

Wstając zza biurka, bazyliszek rzucił Carrie ostrzegawcze spojrzenie, nakazując jej zostać na miejscu i nie wywoływać zamieszania.

Przypływ energii, wyzwolony przez powtórne spojrzenie Dominika, wyczerpał się. Carrie drżała na całym ciele. Zimny pot znów oblał jej czoło. Bez sił opadła na fotel, przeklinając obezwładniającą słabość, która ją opanowała.

Próbowała odsunąć od siebie uczucia wywołane widokiem Dominika. To niemożliwe, by go nadal kochała. Po tylu latach. Szaleństwem było pragnąć znów tego, co ich kiedyś łączyło. Zresztą, to uczucie było jednostronne. Dla niego była tylko rozrywką, sposobem na zabicie czasu, dopóki nie zjawią się jego przyjaciele.

Przez kilka chwil Carrie miała ochotę umrzeć. Potem przypomniała sobie Danny'ego i powoli otrząsnęła się z ponurych myśli. To, co ją kiedyś łączyło z Dominikiem, od dawna już nie istniało. Nie była to dla niej żadna niespodzianka. Przecież spodziewała się, że może jej nie poznać. Czy to powód, żeby rezygnować z odzyskania Danny'ego? Znajdzie jakiś inny sposób. Pomyśli o tym jutro. Tymczasem nie ma sensu dłużej tu siedzieć.

Z trudem podniosła się z fotela. Pomimo dzwonienia w uszach wolno, noga za nogą, dowlokła się do wind koło recepcji. Wcisnęła guzik, a następnie oparła czoło o zimną, marmurową ścianę. Chmura punkcików, które migały cały czas przed jej oczami, wydawała się przerzedzać. Wkrótce poczuje się lepiej.

– Panno Miller!

Carrie uniosła głowę. Pani Coombe dyszała ciężko, jakby biegła za nią korytarzem. Ale to chyba niemożliwe. Nienaganna pani Coombe była osobą, której poczucie godności nie pozwoliłoby na żadne bieganie.

– Pan Savage prosi panią – oznajmiła sekretarka, jak gdyby obdarzała ją wielką i niezasłużoną łaską.

W pierwszej chwili Carrie nie zrozumiała. Potem wstrząsnął nią dreszcz. Poczuła obezwładniający strach. Bała się, że nie będzie w stanie pokierować rozmową tak, jak sobie to planowała. Nie stać jej było na pomyłki. Stawka była zbyt wysoka.

– Panno Miller? – Sekretarka przyglądała jej się ze zmarszczonym czołem.

Carrie zebrała wszystkie siły.

– Dziękuję pani – powiedziała z trudem.

Na drżących nogach zaczęła iść z powrotem w stronę gabinetu Dominika. To dla Danny'ego, mówiła sobie, stawiając każdy kolejny krok. Pani Coombe otworzyła przed nią drzwi, po czym stanęła z boku, żeby ją przepuścić.

Gabinet był przestronny i luksusowo wyposażony, jak przystało na siedzibę szefa APIC. Carrie jednak nie zauważyła żadnych szczegółów. Skupiła całą uwagę na mężczyźnie, do którego przyszła z prośbą o pomoc. Spoglądał przez duże okno, z którego roztaczał się widok na Sydney; byli przecież na dwudziestym siódmym piętrze. Stał odwrócony do niej plecami i nerwowo to otwierał, to zaciskał pięści.

Drzwi zamknęły się cicho i dyskretnie. Dominik odwrócił się powoli, jakby pod przymusem. Patrzyli na siebie przez dzielącą ich odległość ośmiu długich lat.

Wyczuwała jego zdenerwowanie; wiedziała, że porównuje ją z Carrie, którą pamiętał, i znajduje wiele zmian na gorsze. Ponury wyraz twarzy Dominika był tego najlepszym dowodem.

– Dawno się nie widzieliśmy – powiedział spokojnie. Niebieskie oczy przewiercały ją niby dwa lasery, zdecydowane dotrzeć do jej duszy.

– Tak – zgodziła się szeptem. – Dziękuję, że zechciałeś mnie przyjąć.

– Nie mogłem uwierzyć, że to ty.

– Myślałam, że mnie nie poznałeś.

– W pierwszej chwili nie poznałem. Trzeba się przyzwyczaić – powiedział nieco ironicznie.

– Nie zabiorę ci dużo czasu – wyrzuciła z siebie. – Przepraszam, że tak cię nachodzę bez uprzedzenia. Wiem, że jesteś bardzo zajęty.

– Nie spiesz się, Carrie – zachęcił ją miękko. – Powiedz mi... czego potrzebujesz.

– Tylko kilku minut, może trochę więcej...

– Czy to wystarczy, żeby nadrobić osiem lat? – zapytał lekkim tonem, który nie znalazł odzwierciedlenia w wyrazie jego oczu. – Osiem lat i dwa miesiące, jeśli pamięć mi dobrze służy.

Nie miała pojęcia, dlaczego Dominik miałby chcieć cokolwiek nadrabiać. Prawdopodobnie była to zwykła uprzejmość. Jego maniery zawsze były bez zarzutu. Klasa i styl – te właśnie cechy spowodowały, że kiedyś uwierzyła w coś, co nie istniało.

W każdym razie nie przyszła tu rozmawiać o swoim życiu. Nie o tym, co się z nią działo przez ostatnie osiem lat. Nie chciała też wiedzieć, co on w tym czasie porabiał. Im mniej o nim wiedziała, tym lepiej. Przez te wszystkie lata starała się wyrzucić go ze swej pamięci i serca. Nie zawsze jej się to udawało, tym bardziej więc teraz nie chciała przedłużać tego spotkania. Musi osiągnąć swój cel i jak najszybciej odejść.

– Dominiku, nie przyszłam tu... w celach towarzyskich – powiedziała z nutą desperacji w głosie. – Przyszłam, ponieważ potrzebuję twojej pomocy. Nie znam nikogo innego, kto mógłby mi pomóc. Jesteś moją jedyną nadzieją. W przeciwnym razie nie zakłócałabym twojego spokoju.

– Oczywiście – mruknął. Niebieskie oczy wyraźnie z niej kpiły. – Ani przez chwilę nie spodziewałem się, że przyszłaś zrobić coś dla mnie.

Rumieniec, który wcześniej palił jej policzki, zniknął z zaskakującą szybkością. Carrie wiedziała, że musi działać szybko. Z każdą upływającą chwilą traciła panowanie nad sobą. Zrobiła jeden krok w kierunku Dominika, podnosząc ręce błagalnym gestem.

– Przepraszam za kłopot...

– To żaden kłopot – odparł krótkim, urywanym tonem. – Co mogę dla ciebie zrobić? – Nie zachowywał się szorstko, sprawiał tylko wrażenie bardzo chłodnego i opanowanego.

– Chodzi o moje maleństwo...

To przecież prawda, pomyślała. Danny jest jej maleństwem i zawsze nim będzie. Wrażenie, jakie te słowa wywarły na Dominiku, było natychmiastowe i niezrozumiałe. Zamarł w bezruchu, zesztywniały i poważny.

Przegrałam, pomyślała Carrie z przerażeniem. Nie pomoże mi. Czyżby osądzał ją surowo za to, że ma dziecko?

Podłoga przechyliła się niebezpiecznie. Przed oczami Carrie znów pojawiły się czarne punkciki. Tylko nie teraz, nakazała im.

– Co się stało z twoim dzieckiem? – Słowa te wypowiedziane zostały zwykłym głosem, całkowicie pozbawionym emocji.

Carrie zebrała wszystkie siły.

– Chcę, żebyś odnalazł Danny'ego. Musisz pomóc mi go odzyskać.

W następnej chwili zaczęła osuwać się ku gęstej, szarej chmurze dywanu, która uniosła się w górę na jej spotkanie. Nie czuła bólu, tylko ciepło i miękkość, jakby otulał ją zwój waty. Tutaj chcę zostać, pomyślała.

Była to jej ostatnia przytomna myśl.

Rozdział 2

 

Coś zimnego i twardego przesuwało się po jej klatce piersiowej powodując okropnie nieprzyjemne uczucie, ale Carrie nie miała siły z tym walczyć. Siłą woli spróbowała zatrzymać przesuwający się przedmiot. Udało się. Zimny, twardy ucisk nagle ustąpił.

Chciała otworzyć oczy, ale wymagało to zbyt dużego wysiłku. Zdecydowała, że najlepiej będzie się nie ruszać. Po raz pierwszy od długiego czasu było jej dobrze – ciepło i wygodnie. Prawdę mówiąc, czuła się jak w niebie.

Z oddali dochodziły jakieś głosy. Wytężyła słuch, żeby zrozumieć, co mówią. – – Co z nią jest, doktorze?

To był głos Dominika Savage. Słychać w nim było nutę niepokoju. Nagle Carrie przypomniała sobie wszystko. Pewnie boi się, żebym nie umarła. Śmierć w biurze mogłaby zaszkodzić jego interesom. Nic dziwnego, że jest zaniepokojony!

Obecność lekarza podziałała na nią mobilizująco. Musi szybko się pozbierać. Dość już miała do czynienia z lekarzami. Musi wstać, wyjść stąd, zostawić Dominika Savage i pomyśleć o jakimś innym sposobie na odzyskanie syna. Spróbowała się poruszyć; potem przyszło jej do głowy, że nic się nie stanie, jeśli odpocznie jeszcze chwilkę.

– Trudno postawić pewną diagnozę.

Ten głos musiał należeć do lekarza. Był niski i bezosobowy. Jego słowa oczywiście, niejasne i wymijające – jak zawsze wywoływały w niej złość i frustrację. Zaczęła przysłuchiwać się „niepewnej" diagnozie.

– W płucach jest płyn. Serce może być przeciążone... diaforeza...

A więc to był stetoskop! Podczas pobytu w szpitalu znienawidziła to narzędzie natrętnego, bezosobowego dotyku.

– Bez dodatkowych badań nie mogę powiedzieć nic pewnego... – odezwał się z daleka głos lekarza.

Żadnych dodatkowych badań! Carrie zareagowała ze wzburzeniem powodującym gwałtowny napływ krwi do mózgu.

– Ale wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z niedożywieniem.

Co za bzdury, pomyślała.

– Pan chyba żartuje! – Głos Dominika był pełen gniewu i niedowierzania.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl