14 Carter Lin, #Conan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
LIN CARTER
L. SPRAGUE DE CAMP
CONAN WYZWOLICIEL
PRZEŁOśYŁ MAREK MASTALERZ
TYTUŁ ORYGINAŁU CONAN THE LIBERATOR
Conan Cymmerianin, bohater nad bohatery, jest płodem wyobraźni Roberta Ervina Howarda (1906–1936) z
Cross Plains w stanie Teksas. Howard był płodnym pisarzem publikującym w tzw. pulp magazines (tanich,
drukowanych na najgorszym papierze magazynach zamieszczających podłą przewaŜnie beletrystykę). Jego
kariera przypadła na czasy ich największego rozkwitu. Tego rodzaju periodyków wydawano dziesiątki,
wszystkie w tym samym formacie (6,5 na 10 cali, czyli 17 na 25 centymetrów). Drukowano je na szarym
papierze bez oprawy. Obecnie magazyny te zniknęły, wyjąwszy kilka dotąd wydawanych pod starymi tytułami,
lecz w odmiennym formacie.
W czasie swej działalności literackiej, trwającej zaledwie dekadę, Howard pisywał fantasy, science fiction,
westerny, opowiadania sportowe, historyczne, nowele kryminalne, opowiadania na tematy orientalne i
wiersze. Ze wszystkich jego bohaterów tym, który osiągnął największą popularność, jest Conan z Cymmerii.
Opowiadania o Conanie sprawiły, Ŝe w gatunku fantasy dzieła Howarda ustępują popularnością jedynie
J.R.R. Tolkienowi.
Urodzony w Peaster w Teksasie, Howard przeŜył w tym stanie całe swoje Ŝycie, wyjąwszy krótkotrwałe
wyjazdy do sąsiednich stanów i Meksyku. Ojciec był wiejskim lekarzem w stanie Arkansas. Był to człowiek o
szorstkim, apodyktycznym sposobie bycia. Matka Howarda, urodzona w Dallas w Teksasie, uwaŜała się za
osobę pod względem społecznym stojącą wyŜej od swego męŜa oraz od ludności Cross Plains, gdzie rodzina
osiedliła się w 1919 roku.
Oboje rodzice, zwłaszcza matka, byli wyjątkowo zaborczy wobec swojego jedynaka. Gdy Robert był jeszcze
chłopcem, matka roztaczała nad nim czujną opiekę i decydowała o jego przyjaźniach. Kiedy dorósł, czynnie
ograniczała jego kontakty z kobietami. Dopiero na dwa lata przed śmiercią Howard zawarł znajomość z
pewną młodą nauczycielką. Twórca Conana wyrósł więc w atmosferze niewolniczego oddania często
chorującej matce. Kiedy kupił samochód, zabierał»ją ze sobą na długie wycieczki po Teksasie.
Słabowity i zaszczuwany jako chłopiec, Howard wyrósł na wysokiego, potęŜnie zbudowanego męŜczyznę.
WaŜył blisko dwieście funtów (tj. około dziewięćdziesięciu kilogramów), z czego większość stanowiły mięśnie.
Utrzymywał formę uprawiając pięściarstwo i podnoszenie cięŜarów. Boks był jego ulubionym sportem. Mimo
wyglądu troglodyty Robert Howard był równieŜ Ŝarłocznym molem ksiąŜkowym. Czytał szybko i wszystko co
popadnie.
Jeszcze jako młodzieniec zdecydował się na karierę literacką. Gdy w 1928 roku ukończył rok bezpłatnych
wykładów w Howard Payne Academy w Brownwood w Teksasie, jego ojciec zgodził się na trwającą jeden rok
próbę. Przez ten czas Howard miał spróbować swych sił jako autor nie związany z Ŝadnym wydawnictwem.
Dopiero po tym okresie ojciec miał wywrzeć nań nacisk w celu zmuszenia go do podjęcia bardziej
konwencjonalnej pracy. Wkrótce honoraria Howarda, chociaŜ skromne, były wystarczające, aby skłonić
rodzinę do akceptacji jego powołania.
Howard wyrósł na męŜczyznę o wyjątkowo zmiennych nastrojach, przechodzących od radosnej euforii i
wylewności do napadów czarnej depresji, rozpaczy i melancholii, co sprawiło, Ŝe uległ fascynacji ideą
samobójstwa. Obsesja ta narastała i pogłębiała się przez resztę Ŝycia. Napomknieniami i mimowolnymi
uwagami dawał swoim rodzicom i niektórym z przyjaciół do zrozumienia, iŜ nie zamierza przeŜyć swej matki,
lecz nikt nie brał tych gróźb powaŜnie.
W roku 1936 Robert Howard był juŜ czołowym pisarzem magazynów „pulp” i zarabiał więcej niŜ ktokolwiek
w Cross Plains. Cieszył się dobrym zdrowiem, ustabilizowaną pozycją towarzyską, rosnącym kółkiem
przyjaciół i fanów oraz obiecującą przyszłością literacką. Jego matka umierała wówczas na gruźlicę. Kiedy
znalazła się w stanie nieodwracalnej śpiączki, Howard wyszedł z domu, wsiadł do samochodu i strzelił sobie
w głowę.
W latach 1926–1930 Robert Howard napisał cykl opowiadań fantastycznych o bohaterze imieniem Kull,
barbarzyńcy z zaginionej Atlantydy, który zostaje władcą kontynentalnego królestwa. Opowiadania te
przyniosły Howardowi nikłe powodzenie — z dziewięciu, które ukończył, udało mu się sprzedać jedynie trzy.
Ukazały się one w „Weird Tales” — piśmie drukującym fantasy i science fiction, wychodzącym w latach
1923–1954. ChociaŜ stawki za słowo były niskie, a honoraria często się opóźniały, „Weird Tales” mimo
wszystko pozostawało najpewniejszym rynkiem zbytu dla Howarda.
W roku 1932, gdy nie sprzedane opowiadania o Kullu wciąŜ zalegały szafkę słuŜącą jednocześnie jako
kartoteka, Howard przerobił jedno z tych opowiadań, zmieniając Kulla na Conana i dodając nadnaturalny
Strona 1
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
sztafaŜ. „The Phoenix on the Sword” opublikowany został w „Weird Tales” w grudniu 1932 roku. Opowiadanie
osiągnęło natychmiastową popularność i przez kilka lat tworzenia opowieści o Conanie zajmowało większość
pisarskiego czasu Howarda. Osiemnaście tych opowiadań pojawiło się w druku za Ŝycia autora, inne zostały
odrzucone albo ich nie dokończył. W niektórych listach pisanych pod koniec Ŝycia Howard rozwaŜał
zarzucenie cyklu conanowskiego i poświęcenie się wyłącznie westernom.
Conan był zarówno rozwinięciem Kulla, jak i idealizacją samego autora — obrazem Howarda takiego, jakim
chciałby on być. Robert E. Howard idealizował barbarzyńców i barbarzyńskie Ŝycie, podobnie jak czynili to
Rudyard Kipling, Jack London czy Edgar Rice Burroughs — pisarze, którzy wywarli na niego duŜy wpływ.
Conan to szorstki, twardy, gwałtowny obieŜyświat, człowiek bez korzeni, nieodpowiedzialny łowca przygód,
gigantycznej siły i postawy. Właśnie tak Howard — cichy, wyobcowany, introwertyczny odludek, wyobraŜał
sobie samego siebie. W postaci Conana łączą się cechy teksańskiego pioniera Bigfoota Walisce’a, Tarzana
Burrougsa, herosa Wikinga Swaina (Wieśniaka) A.D. Howdena Smitha z odrobiną mrocznej melancholii
samego Howarda.
Sam Howard pisał w liście do H.P. Lovecrafta, iŜ Conan „gotowy wychynął z wyobraźni i zmusił mnie do
uwiecznienia sagi jego przygód (…) Jest on kombinacją ludzi, których znałem, zawodowych bokserów,
rewolwerowców, przemytników whisky, ochroniarzy pól naftowych, hazardzistów i uczciwych pracowników, z
którymi miałem kontakt, a których cechy połączywszy, otrzymałem amalgamat, który nazwałem Conanem z
Cymmerii”.
Po śmierci Howarda niektóre z jego opowiadań zostały opublikowane we wspomnianych tanich
magazynach. Później brak papieru w okresie drugiej wojny światowej skazał je na zagładę i opowieści o
Conanie zostały zapomniane przez wszystkich z wyjątkiem małego kręgu entuzjastów. W latach
pięćdziesiątych nowojorski edytor wydał opowiadania o Conanie jako cykl oprawnych w płótno tomików o
niewielkim nakładzie.
Autor powyŜszych słów został wciągnięty w to przedsięwzięcie w rezultacie odnalezienia przez niego nie
publikowanych rękopisów Howarda w archiwum nowojorskiego agenta literackiego i przyjęcia ich do druku
jako części tej serii. Dziesięć lat później zorganizowałem publikację całego cyklu włącznie z kilkoma nowymi
przygodami Conana spisanymi we współpracy z moimi kolegami, Linem Carterem i Bj?rnem Nybergiem.
Przez lata trudziliśmy się nad zbliŜeniem naszego stylu do stylu Howarda, z jakim skutkiem — to
pozostawiamy ocenie czytelników. Niniejsza powieść, przy przygotowaniu której znaczną pomoc edytorską
okazała moja Ŝona Catherine Crook de Camp, to najnowszy efekt naszych wysiłków.
W tym samym czasie Glenn Lord, literacki agent spadkobierców Howarda, dzięki uporczywym
detektywistycznym zabiegom dotarł do skrzyni zawierającej papiery Howarda, które zaginęły po jego śmierci.
Znajdowały się w niej skończone i nie ukończone opowiadania o Conanie. One równieŜ zostały włączone do
cyklu. Opowiadania nie dokończone zostały uzupełnione przez Cartera bądź przeze mnie. Lord przyczynił się
równieŜ do wydania dziesiątków nieconanowskich opowiadań Howarda, zarówno drukowanych w
magazynach „pulp”, jak i wcześniej nie publikowanych. Mimo iŜ pośmiertny sukces Howarda jest faktem, tym,
którzy mają w nim swój udział, trudno jest zwalczyć uczucie Ŝalu, iŜ sam Howard tego nie doŜył.
Istnieje kilka wyjaśnień niezwykłego przypływu pośmiertnej popularności pisarstwa Howarda. Niektórzy
przypisują to duchowi czasu. Wielu czytelników znuŜyli antybohaterowie, krańcowo subiektywne
psychologiczne opowieści oraz skupienie uwagi na problemach socjoekonomicznych, zajmujących tak wiele
miejsca w prozie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Przez pewien czas wydawało się, Ŝe fantasy padnie
ofiarą Wieku Maszyn. Sukces trylogii Tolkiena „Władca pierścieni” zwiastował jednak jej powrót. Opowieści o
Conanie jako jedne z pierwszych w tym gatunku skorzystały z jego odrodzenia i od czasu swej publikacji
pociągnęły za sobą znaczną liczbę naśladowców.
Równa zasługa w ich sukcesie przypaść musi pisarskiemu talentowi Howarda. Był on urodzonym
narratorem, a jest to warunek sine qua non pisania prozy. Z takim talentem wiele innych pisarskich uchybień
moŜna wybaczyć, a bez niego Ŝadne zalety nie nadrobią jego braku.
Howard dorobił się wyróŜniającego go, godnego uwagi stylu — Ŝywego, barwnego, rytmicznego i
wymownego. Oszczędnie uŜywając przymiotników, osiąga barwne, dynamiczne efekty przez obfite
korzystanie z czasowników i personifikacji, jak widać w rozpoczęciu jednej z powieści o Conanie: „Wiedz, o
ksiąŜę, Ŝe przed laty, nim oceany pochłonęły Atlantydę i jej lśniące miasta… był Wiek, nad sny potęŜniejszy,
gdy kwitnące królestwa rozciągały się po ziemi jak błękitne opończe pod gwiazdami…” Gorączkowa
wyobraźnia Howarda, inteligentne fabuły, oszałamiające tempo narracji i intensywność, z jaką sam wciela się
w bohaterów, sprawiają, Ŝe nawet jego najpośledniejsze opowiadania o boksie i Dzikim Zachodzie —
dostarczają przy czytaniu duŜo przyjemności.
Pięćdziesiąt kilka opublikowanych do tej pory opowieści o Conanie przedstawia jego Ŝycie od czasów
młodzieńczych do starości. Jako scenę, po której kroczy z mieczem w dłoni jego bohater, Howard wymyślił
Świat Hyboriański, istniejący dwanaście tysięcy lat przed zatonięciem Atlantydy i początkiem pisanej historii.
Autor Conana zaproponował tezę, iŜ barbarzyńskie najazdy i naturalne katastrofy zniszczyły wszystkie zapisy
Strona 2
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
z tej ery z wyjątkiem okruchów pojawiających się w wiekach późniejszych jako mity i legendy, zapewniając
jednocześnie swych czytelników, iŜ jest to czysto fikcyjna konstrukcja, która nie moŜe być traktowana jako
powaŜna teoria historyczna.
W wiekach hyboriańskich magia była rzeczywistością, a po ziemi krąŜyły niesamowite istoty. Zachodnia
część głównego kontynentu, którego zarysy róŜniły się znacznie od tego ze współczesnych map, dzieliła się
na kilka królestw, ukształtowanych na podobieństwo autentycznych państw ze staroŜytnej i średniowiecznej
historii. W ten sposób Aquilonia mniej lub bardziej odpowiada średniowiecznej Francji, a Poitain Prowansji,
Zingara przypomina Hiszpanię, Asguar i Vanaheim odpowiadają Skandynawii Wikingów, Shem ze swymi
walczącymi miastami–państwami stanowi echo staroŜytnego Bliskiego Wschodu, a Stygia jest fikcyjną wersją
staroŜytnego Egiptu.
Conan pochodzi z Cymmerii, monotonnego, górzystego, okrytego mgłami kraju, którego lud to
Protoceltowie. Conan (którego imię wywiedzione jest z języka Celtów) pojawia się jako młodzieniec we
wschodnim królestwie Zamora i przez kilka lat utrzymuje się ze złodziejstwa. Następnie słuŜy jako najemny
Ŝołnierz, najpierw w orientalnym królestwie Turan, później w kilku królestwach hyboriańskich. Zmuszony do
ucieczki z Argos, przystaje do piratów z wybrzeŜa Kush, działając z shemicką piratką i załogą czarnych
korsarzy.
W późniejszym okresie Conan słuŜy w róŜnych krajach jako najemnik. PrzeŜywa przygody wśród
koczowniczych ludów na stepach wschodu oraz piratów z Morza Viiayet, obszerniejszego niŜ Morze
Kaspijskie, które później powstanie w tym miejscu. Zostaje wodzem plemion z Gór Himeliańskich,
pustynnego miasta w Stygli, piratem na Wyspach Barachanskich i kapitanem statku zingarańskich korsarzy.
W końcu wraca do rzemiosła Ŝołnierskiego w słuŜbie Aquilonii, najpotęŜniejszego z hyboriańskich królestw.
Prowadzi zwycięską wojnę z dzikimi Piktami na jego zachodniej granicy, awansuje na generała, ale musi
uciekać, gdyŜ grozi mu śmierć ze strony zdeprawowanego i okrutnego króla Numedidesa.
Po dalszych przygodach Conan (obecnie mniej więcej czterdziestoletni) zostaje zabrany z wybrzeŜa Kraju
Piktów przez statek przywódców rewolty przeciw tyrańskim rządom Numedidesa. Ci wybierają Conana na
głównodowodzącego sił rebelii i właśnie w tym miejscu rozpoczyna się niniejsza opowieść.
L. Sprague De Camp
Villanova, Pensylwania
lipiec 1978
1
CZASY UKORONOWANEGO SZALEŃSTWA
Noc rozpostarła swe czarne, błoniaste skrzydła nad wieŜami królewskiej Tarancji. Na cichych, zamglonych
ulicach płonęły kaganki niczym wieszczące śmierć oczy drapieŜników w nieprzebytej dziczy. Niewielu było
śmiałków, którzy waŜyli się spacerować ulicami miasta w noc taką jak ta, pomimo Ŝe ciemności nasycone
były aromatem wczesnej wiosny. Ci nieliczni, których konieczność wypędziła z domostw, przemykali się
ukradkiem jak złodzieje, spręŜając się na kaŜdy szelest lub cień.
Na wzniesieniu, dookoła którego rozpościerało się Stare Miasto, na tle bladych gwiazd królewski pałac
wznosił swój ozdobiony rzeźbionymi gzymsami dach. Mroczny gmach czaił się na wzgórzu niczym potwór z
minionych wieków, spoglądając na mury miejskie jak na zniewalającą go klatkę z kamiennych bloków.
W oświetlonych mdłymi płomykami marmurowych korytarzach i kruŜgankach milczenie zalegało jak pył w
stygijskim grobowcu. Nikt poza królewską straŜą nie przemierzał wnętrz uśpionego pałacu. Jednak nawet ci
pokryci bliznami i zahartowani w bojach weterani niechętnie spoglądali na boki, w głąb cieni wypełniających
pałacowe zaułki. Twarze straŜników wykrzywiały się przy kaŜdym niespodziewanym odgłosie.
Dwóch gwardzistów stało przed portalem udrapowanym w kosztowne brokatowe zasłony. Zesztywnieli i
zbledli, gdy za drzwiami rozległ się przeraźliwy krzyk, który jak lodowata igła przeszył ich serca rozpaczliwą
pieśnią agonii.
— Mitro, nie opuszczaj nas — wyszeptał z drŜeniem straŜnik po lewej.
Jego towarzysz nic nie odrzekł, lecz łomoczące serce biło mu w takt milczącej modlitwy: — Mitro, miej nas
w opiece i ten kraj takŜe…
Albowiem mawiano w Aquilonii, najdumniejszym z hyboriańskich królestw: „NajodwaŜniejsi korzą się, gdy
szaleństwo nosi koronę”. A król Aquilonii był szalony.
Numedides było jego imię. Był siostrzeńcem i następcą Vilerusa III oraz potomkiem odwiecznej linii
królewskiej. Od sześciu lat królestwo jęczało pod jego cięŜką ręką. Był to człowiek przesądny, nieoświecony,
pobłaŜający sobie i okrutny. Jednak do tej pory jego grzechy nie wyróŜniały go spośród wielu innych królów
rozpustników i zbrodniarzy rozmiłowanych w miękkim ciele, świście bicza i wyciu katowanych. JuŜ na
początku panowania Numedides przekazał swoim ministrom wszelkie sprawy państwa, sam oddając się
wyłącznie zmysłowym przyjemnościom w haremie, który był równieŜ izbą tortur.
Strona 3
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
Wszystko to jednak przekroczyło granice ludzkiego pojmowania wraz z pojawieniem się na dworze
Thulandry Thuu. Nikt nie mógł powiedzieć, kim był ten ascetyczny, śniady męŜczyzna w średnim wieku. Nikt
równieŜ nie wiedział, dlaczego ani skąd przybył do Aquilonii.
Niektórzy szeptali, iŜ był wiedźminem z okrytych mgłami krain Hyperborei, inni, Ŝe wyłonił się ze złowrogich
cieni tęŜejących w podziemiach świątyń Stygii czy Shemu. Wierzono nawet, Ŝe był Vediańczykiem, gdyŜ to
sugerowało jego imię. Nie wiadomo jednak, czy było ono prawdziwe. Wiele teorii głoszono, lecz nikt nie znał
prawdy.
JuŜ ponad rok Thulandra Thuu Ŝył w pałacu, ciesząc się władzą i przywilejami królewskiego faworyta.
Niektórzy powiadali, Ŝe był filozofem, alchemikiem usiłującym przemienić Ŝelazo w złoto lub sporządzić
legendarne panaceum. Inni twierdzili, Ŝe to czarownik, wprawiony w najczarniejszych arkanach magii. Kilku
rozsądniej myślących szlachciców uwaŜało, iŜ jest on jedynie sprytnym szarlatanem, Ŝądnym władzy.
Nikt jednak nie przeczył, Ŝe czarownik rzucił urok na króla Numedidesa. Wszyscy wiedzieli, Ŝe nie
Numedides, lecz Thulandra Thuu rządzi z Rubinowego Tronu. Najmniejszy kaprys przybłędy był prawem.
Królewski kanclerz, Vibius Latro, został poinstruowany, by traktował polecenia Thulandry tak, jak gdyby
pochodziły od samego króla.
Jednocześnie zachowanie Numedidesa stawało się coraz dziwniejsze. ZaŜyczył sobie, by mennica tłoczyła
złote monety z jego podobizną ozdobioną klejnotami, oprócz tego często przemawiał do drzew i kwiatów w
swoim ogrodzie, kaŜąc przy tym tuŜ obok obdzierać ludzi ze skóry. Biada królestwu, którego koronę nosi
szaleniec będący na dodatek marionetką w rękach zręcznego i pozbawionego skrupułów faworyta, niewaŜne,
czy prawdziwego maga, czy chytrego oszusta.
Za zdobionymi brokatem, strzeŜonymi drzwiami znajdowała się sala, której ściany przybrane były mistyczną
purpurą. Odbywała się tu dziwaczna ceremonia.
W przejrzystym, alabastrowym sarkofagu spoczywał uśpiony król. Jego tłuste ciało było obnaŜone. śadna
szata nie zakrywała odraŜających skutków występnego Ŝywota. Skóra Numedidesa pokryta była krostami, po
wargach spływała ślina, a pod oczami zwisały ogromne worki. Kołdun rozdęty i szpetny jak u ropuchy
wystawał ponad brzeg sarkofagu.
Nad królem, głową w dół, wisiała naga, dwunastoletnia dziewczynka. Jej niedojrzałe ciało nosiło ślady po
narzędziach tortur, które teraz spoczywały pośród Ŝarzących się węgli, w miedzianym kotle stojącym obok
krzesła z czarnego Ŝelaza. Mebel ten zdobiły tajemne znaki obrobione w miękkim srebrze.
Gardło dziewczynki było równo przecięte i jej jaskrawa krew ściekała po odwróconej twarzy i zwisających
bezładnie płowych włosach. Sarkofag pod zwłokami częściowo wypełniony był parującą krwią i w tej
szkarłatnej kąpieli pogrąŜone było obleśne ciało króla Numedidesa.
Dookoła sarkofagu stało dziewiętnaście grubych świec, kaŜda wysokości połowy dorosłego męŜczyzny.
Świece te zostały odlane z trupiego wosku, który na rozkaz Thulandry grabarze wydobywali z kilkuletnich
grobów.
Na Ŝelaznym tronie siedział zamyślony sam Thulandra Thuu. Jego włosy, ściągnięte opaską ze złotego
jedwabiu, były srebrzyście siwe. Oczy o niepokojącym, gadzim wyrazie patrzyły chłodno i z uwagą. Wąska
twarz maga wydawała się dziełem utalentowanego rzeźbiarza. Skóra była ciemna jak drzewo tekowe, od
czasu do czasu zaś wąskie wargi zwilŜał ruchliwy spiczasty język. Szczupły tors okryty był sztuką morwowego
brokatu, owiniętą dwukrotnie i udrapowaną na jednym barku, pozostawiając drugi odkryty. śylaste ramiona
spoczywały nieruchomo na poręczach krzesła.
Co jakiś czas Thulandra unosił wzrok znad spoczywającej na jego kolanach starej księgi, oprawionej w
skórę pytona, i z namysłem spoglądał na alabastrową skrzynię, w której nalane cielsko króla Numedidesa
spoczywało w kąpieli z dziewiczej krwi. Następnie, marszcząc brwi, znów powracał do lektury swej księgi.
Pergaminowe karty tego traktatu pokrywało pajęcze pismo nie znane mędrcom Zachodu. Rzędy
pochylonych, haczykowatych liter ciągnęły się kolumnami w dół strony. Znaki te wypisane były atramentami o
barwach szmaragdu, ametystu i cynobru, nie spłowiałymi mimo upływu czasu.
Wodny zegar ze złota i kryształu, stojący pod ścianą, zadzwonił srebrzyście. Thulandra Thuu znów zajrzał
do sarkofagu. Nagły grymas, który wykrzywił wąskie usta królewskiego faworyta, świadczył o niepowodzeniu
przedsięwzięcia. Głęboka czerwień kąpieli ciemniała — powierzchnia krwi matowiała od skrzepu, w miarę jak
uchodziło z niej Ŝycie.
Czarownik wstał nagle i z gniewem rzucił księgą o ścianę. Uderzyła w draperię i upadła otwarta, grzbietem
do góry. Gdyby ktoś jeszcze był tu obecny, to mógłby teraz odczytać stygijski napis na okładce owego dzieła,
który brzmiał: „Sekrety nieśmiertelności, pióra Guchoty z Shamballah”.
Obudziwszy się z hipnotycznego transu, król Numedides wygramolił się z sarkofagu i wszedł do basenu z
wodą pachnącą kwiatami. Wilgotnym ręcznikiem otarł z krwi swe prostackie rysy, podczas gdy Thulandra
Thuu spłukiwał gąbką resztę jego cięŜkiego ciała. Czarownik nie zamierzał dopuścić nikogo, nawet
garderobianych króla, do sekretów swej wiedzy i z tej przyczyny musiał sam zająć się obmyciem i
osuszeniem monarchy. Król wpatrzył się natarczywie w zamyślone oczy czarnoksięŜnika.
Strona 4
Carter Lin - Conan wyzwoliciel
— No i? — zapytał chrapliwym głosem. — Jakie są skutki? Czy siła Ŝyciowa pojawiła się w mym ciele, gdy
wyciekła z tego dzieciucha?
— Po trosze, wielki królu — odpowiedział Thulandra głosem zupełnie pozbawionym intonacji. Mówił
dziwnie, skandując poszczególne sylaby. — Po trosze, ale nie dosyć.
Numeides burknął coś i podrapał się we włochaty kołdun. Włosy na brzuchu Numedidesa, tak jak jego
broda, były rdzawoczerwone, wpadające w siwiznę.
— A zatem musimy robić to dalej — stwierdził. — W Aquilonii jest wiele dziewczyn, których krewni nigdy nie
ośmielą się donieść o ich zaginięciu, a moi szpiedzy są dość zmyślni w tym fachu.
— Pozwól mi to przemyśleć, królu. Muszę sprawdzić w zwoju z Amendarath, czy owo częściowe
niepowodzenie nie jest skutkiem nie sprzyjającej opozycji lub koniunkcji planet. Sądzę teŜ, iŜ ponownie ułoŜę
twój horoskop. Gwiazdy wieszczą złe czasy.
Król, któremu z trudem udało się wdziać na siebie szkarłatną szatę, ujął w dłoń puchar wina, w którym
pływały pączki maku, i jednym tchem wychylił ten egzotyczny napój.
— Wiem, wiem — burknął. — Zamieszki wybuchają na granicy, a w połowie szlachetnych rodów roi się od
spisków. Nie lękaj się jednak, mój strachliwy przyjacielu! Ten ród królewski duŜo wytrzymał i długo jeszcze
będzie trwał, gdy ty juŜ w proch się obrócisz.
Oczy króla zaszkliły się i dziwny uśmieszek wykrzywił kąciki jego warg.
— Pył, pył, wszystko to pył — wymamrotał. — Wszystko oprócz Numedidesa. — Zaraz potem nachmurzył
się i prychnął rozdraŜniony: — Nie potrafisz odpowiedzieć na moje pytanie? Chcesz następną dziewczynę do
swoich doświadczeń?
— Tak, o panie — powiedział Thulandra po chwili namysłu. — Wymyśliłem ulepszenie ceremonii, które,
jestem przekonany, doprowadzi do naszego celu.
Król uśmiechnął się szeroko i walnął dłonią w szczupłe plecy czarownika. Nieoczekiwane uderzenie
zachwiało magiem. Grymas gniewu przemknął po mrocznych rysach Thulandry i zniknął natychmiast, jak
zasłonięty niewidzialną dłonią.
— Dobrze, panie czarowniku! — zagrzmiał Numedides. — Uczyń mnie nieśmiertelnym, bym wiecznie
władał tym krajem, a dostaniesz górę złota. JuŜ teraz czuję w sobie boską moc — jednakŜe zaczekam
jeszcze z ogłoszeniem swej przemiany mym wiernym poddanym.
— AleŜ, panie! — powiedział zaskoczony czarnoksięŜnik. — Sytuacja jest gorsza, niŜ sądzisz. Lud się
burzy. Dochodzą wieści o buntach na południu i w prowincjach nadmorskich. Nie rozumiem…
Król machnięciem ręki zbył jego słowa.
— JuŜ wiele razy poskramiałem tych buntowniczych łotrów, więc poradzę sobie z nimi i teraz — stwierdził
krótko.
To, co król potraktował jako błahostkę, było jednak kwestią wymagającą powaŜnej troski. Na zachodniej
granicy Aquilonii trwała nieustanna wojna wszystkich ze wszystkimi spowodowana przez chorobliwe ambicje
drobnych baronów. Lud jęczał pod srogim jarzmem i wołał o złagodzenie przytłaczających podatków i
ukrócenie niesprawiedliwości popełnianych przez urzędników królewskich. Zmartwienia prostego ludu
niewiele jednak obchodziły jego monarchę. Numedides był głuchy na jego wołania.
Król nie był jednak tak zaślepiony pragnieniem nieśmiertelności, by lekcewaŜyć wieści przynoszone przez
szpiegów, pozostających pod rozkazami Vibiusa Latro. Kanclerz donosił, Ŝe przywódcą spiskowców jest nie
kto inny, jak bogaty i potęŜny hrabia Trocero z Poitain. Trocero nie był kimś, kogo moŜna było potraktować
jak chłystka. Za hrabią stała liczna, gotowa na kaŜde skinienie druŜyna zbrojnych. Ludzie Trocera byli wierni i
zdyscyplinowani.
— Trocero — powiedział z namysłem król. — Oto cały nasz kłopot. — To on musi zostać zgładzony. Stał
się zbyt silny. Trzeba nam znaleźć zdolnego truciciela… Oprócz tego potrzebny będzie mój wierny Amulius
Procas. Stacjonuje on teraz na południowej granicy. Trzeba go wezwać. Amulius nieraz juŜ gniótł róŜnych
wszawych władyków, którym uroiło się zostać buntownikami. Oczy Thulandry Thuu były nieprzeniknione. —
Wyczytałem w obliczu niebios znaki wieszczące niebezpieczeństwo wiszące nad twoim generałem, panie —
powiedział powoli mag. — Amulius musi zatroszczyć się o… Numedides przestał go słuchać. Wypite przed
chwilą wino z pączkami maku rozbudziło jego zmysłowe apetyty. Właśnie przypomniał sobie, Ŝe w jego
haremie znalazła się niedawno rozkoszna Kushytka o pełnych piersiach. Wizje tortur, którym miał zamiar ją
poddać, zaczęły nabierać kształtu w wypaczonym umyśle króla.
— Idę — powiedział stanowczo. — Nie zatrzymuj mnie, bo cisnę w ciebie grom.
Numedides wyciągnął palec wskazujący w stronę Thulandry Thuu i wydał gardłowy skowyt. Potem
zarechotał prostacko, otworzył drzwi za purpurowym arrasem i wyszedł przez nie. Owo sekretne przejście
prowadziło do tej części haremu, o której szeptano z przeraŜeniem jako o Domu Bólu i Przyjemności.
CzarnoksięŜnik popatrzył za nim z cieniem uśmiechu na ustach, po czym bez pośpiechu pogasił świece.
— Och, Królu Ropuch — wymruczał mag w swym ojczystym języku. — Czystą prawdę rzekłeś, tylko osoby
miejscami zamieniłeś. To Numedides rozpadnie się w proch i pył, a Thulandra będzie władać Zachodem z
Rubinowego Tronu. Stanie się to, gdy tylko Ojciec Set i Matka Kali wskaŜą swemu kochającemu synowi, jak
wydrzeć z ciemnych stronic Nieznanego tajemnicę wiecznego Ŝycia…
Strona 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]