140, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
29 stycznia 2010 No i stało się, co brałem poważnie pod uwagę. Pan premier Donald Tusk zrezygnował z kandydowania na prezydenta III Rzeczpospolitej, której jest współtwórcą i jednym głównych rozgrywających. Warto przypomnieć sobie „ Nocną zmianę”, gdy przyszły premier Polski martwił się, czy „ SLD nie skrewi”. SLD nie skrewi, bo wszyscy jesteście częścią porozumienia Okrągłego Stołu, panie premierze. I nadal będzie : raz jedni- raz drudzy. No i – my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych.. To jest prawdziwa Konstytucja III Rzeczpospolitej. Pobawmy się chwilkę w przewidywanie dalszych wydarzeń. Oczywiście wszyscy zgłoszeni do tej pory kandydaci, to realizatorzy porozumień okrągłostołowych, kontynuatorzy linii Bronisława Geremka, Adama Michnika i generała Kiszczaka. Ludzie, których pousadzał przy stole pan generał. Bo to on organizował Okrągły Stół! A do wspólnej biesiady nie zaprasza się swoich wrogów, tylko przyjaciół, prawda? I niezależnie który z demokratycznych kandydatów wygra- nic się w Polsce nie zmieni. Wprost przeciwnie pogorszy się pod każdym względem.. Dlaczego? Bo wśród nich, nie ma ludzi , którzy chcieliby realizować polską racje stanu. Więc okrągłostołowcy, w tym pan Lech Kaczyński, organizują wybory prezydenckie. Oczywiście- jak to w demokracji- każdy może wziąć w nich udział, ale- wygra jeden. Stawiam kolejny raz tezę: wybory organizują nam służby, które zamiast służyć Polsce i nam, organizują nam życie polityczne i biją się- tym razem naprawdę- między sobą o wpływy w państwie. Przeciwko nam- jak widać na co dzień! I głównie zajmują się zdzieraniem z nas skóry i zadłużaniem naszych dzieci i wnuków. Pan premier Tusk powiedział wczoraj, że już od kwietnia ubiegłego roku, nie zamierzał kandydować na prezydenta RP(???). Ciekawe? Powiedział podobno, komuś zaufanemu o tej decyzji.. Tylko dlaczego tak długo trzymał nas, „obywateli” w takiej niepewności? Nie mogłem po nocach spać!. W końcu jesteśmy „ obywatelami” i też chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego pan premier nam o tak ważnej sprawie- nie powiedział. A może pan premier czekał, że może ktoś- o walorach pozakonstytucyjnych - podejmie decyzję z niego? Mógłby nam o tej sprawie poopowiadać, a byłoby to bardzo ciekawe.. A ja myślę tak: ponieważ Polską rządzą służby i ludzie związani z różnymi fundacjami, w tym głównie z Fundacją Batorego, finansowaną między innymi przez pana Sorosa, wielkiego światowego filantropa, to tam zapadają decyzje kto, gdzie i na jakie stanowisko. Po dwuletnich rządach głupoty w państwie, którą to głupotę opisuje od dwóch lat i po sprawdzeniu wyborczych możliwości pana premiera Tuska, prawdziwi decydenci uznali, że pan premier Tusk nie wygra wyborów prezydenckich i na tym odcinku się nie sprawdzi, więc lepiej, żeby pozostał premierem. I na tym stanowisku opowiadał nam nadal różne bajki, jakie to reformy i tak dalej. Na prezydenta potrzeba kogoś innego, takiego, który wybory wygra. I znowu poprowadzi całą ferajnę wleczącą się za nim do zwycięstwa. Do zwycięstwa nad nami- podatnikami! Będą rabować, zadłużać, rabować i nadal zadłużać. Zorganizowany spektakl trwa, i giełda propozycji okrągłostołowców chyba już jest pełna. Nie pamiętam kogo wystawi PSL. Ale to nie ma zupełnego znaczenia. Żadne merdia nie będą go popierały. Liczy się pan Cimoszewicz i pan Andrzej Olechowski, a po tzw. prawej stronie- pan Lech Kaczyński. Gdybym był mózgiem całej tej operacji zorganizowanej i nadzorowanej, jak to w demokracji sterowanej i zorganizowanej, wystawiłbym pana Andrzeja Olechowskiego, człowieka sprawdzonego w bojach o III Rzeczpospolitą zakorumpowaną i zaaferalizowaną na śmierć. Bo albo socjalizm- albo śmierć! Pan Andrzej położył w tym względzie wielkie zasługi. Swojego czasu potrafił być w dziew ętnastu radach nadzorczych- jednocześnie! Ma wizerunek- a ten liczy się przede wszystkim w demokracji zorganizowanej przez służby- człowieka zrównoważonego, spokojnego, pewnego siebie, który wie czego chce. Podoba się kobietom, mówi elokwentnie, jest człowiekiem światowym tak jak światowym jest Bank Światowy, w którym pan Andrzej pracował w latach 1985 – 1987. Już wtedy pracował dla I Departamentu MSW, który to departament podlegał panu generałowi Kiszczakowi. I miał pseudonim „Tenor” i „ Must”. Ale pseudonim „Tenor” był pierwszym jego pseudonimem. Jakoś mówi się tylko o „Must”. Zresztą pan Andrzej taktownie sam się przyznał, być może dzisiaj żałuje- ale mleko się wylało. Może dlatego, ze „Tenor” kojarzy się z powołaniem Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej , partii „trzech tenorów”. Bo jak pokazało życie, nikt z agentów się nie przyznał, powstał swoistego rodzaju front obrony agentów, bo kto się przyzna , że był konfidentem- po prostu agentów służby bezpieczeństwa w Polsce nie było, choć w archiwach zachowało się pótora miliona teczek agentów. Ale to nie ONI! Pan Andrzej jest fachowcem z ekonomii, bo ma doktorat z nauk ekonomicznych, socjalistycznej uczelni ekonomicznej pod nazwą Szkoła Główna Planowania i Statystki, jest to dzisiaj Szkoła Główna Handlowa.. Nie mam tytułu doktoratu jaki napisał pan Andrzej z ekonomii, ale musi być interesujący, bo nie ma go w encyklopediach. W 1973 roku pracował w Sekretariacie Konferencji Narodów Zjednoczonych s. Handlu i Rozwoju, potem kierował Zakładem Analiz i Prognoz w Instytucie Koniunktur i Cen( 1978-82), w latach 1989-91 był pierwszym zastępcą prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pomagał- podczas uwłaczania tzw. nomenklatury- zakładać panu Bogusławowi Kottowi- Bank Inicjatyw Gospodarczych- za państwowe pieniądze- dzisiaj jest to Bank Millenium. Gdzie pan Andrzej nie był? I w Międzynarodowym Centrum Rozwoju Demokracji i w Instytucie Studiów Wschodnich( instytucja powołana przeciwko Rosji, dlaczego nie ma Instytutu Studiów Zachodnich), w Stowarzyszeniu Euro- Atlantyckim, Fundacji Batorego i Instytucie Spraw Publicznych, też finansowanych z pieniędzy pana Sorosa. Zakładał prowałęsowski Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, ale po przegranej w 1993, został szefem MSZ w rządzie SLD-PSL(???). Znowu to bardzo ciekawe.. Wtedy ściął się z Cimoszewiczem, kryptonim „ Carex” na Liście Macierewicza, ówczesnego ministra sprawiedliwości. Pan Cimoszewicz ujawnił wtedy listę urzędników zasiadających w radach nadzorczych, tzw. „Akcja czyste ręce” Okazało się, że pan Andrzej Olechowski będąc szefem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, był jednocześnie przewodniczącym Rady Nadzorczej Banku Przemysłowo- Handlowego. I nic mu za to, mimo, że złamał prawo. Dlaczego niektórzy są nietykalni? Oficerem prowadzącym pana Andrzeja był pan generał Gromosław Czempiński, a numer pana Andrzeja to- 9606. Oczywiście nic nie mam przeciwko oficerom wywiadu państwa, nawet jak to była PRL. Służył państwu- i tyle! Natomiast jest jeszcze inna ciekawa sprawa.. Pan Andrzej Olechowski, bywa na spotkaniach nieformalnej grupy, tzw. Grupy Bilderberg, w Holandii., którą to grupę założył niejaki Józef Retinger w 1954 roku, znany wolnomularz i socjalista, doradca gen. Sikorskiego, którzy trzymał się generała jak pijany płotu, ale jedyny raz przy nim nie był. Wtedy, gdy miała miejsce katastrofa gibraltarska, w której zginął generał.. Brytyjczycy o dalsze pięćdziesiąt lat przedłużyli niemożność zajrzenia do archiwum.. Pan Józef Retinger był sekretarzem nieformalnej Grupy do 1960 roku, do czasu kiedy zmarł. Grupa Bilderberg zajmuje się organizowaniem nam Nowego Porządku Świata, a z Polski byli na jej naradach: Hanna Suchocka, Sławomir Sikora( prezes Citybanku), Aleksander Kwaśniewski,, Jacek SZwajcowski( prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) no i Andrzej Olechowski. Są w niej różni ważni ludzie: pani Hilary Clinton, Henry KIssinger, Colin Powell, Gerard Ford, Condoleezza Rice, Tony Blair, Melina Gatek( zona Bila Gatesa) i wielu innych. Proszę sobie przejrzeć listę w Internecie. Józef Retinger został zrzucony w 1944 roku do Polski jako cichociemny Spotykał się z działaczami PPR-u. Armia Krajowa próbowała go kilkakrotnie zabić, ale się nie udało. Tym bardziej, że było to po” wypadku” generała Sikorskiego.. Był to rozkaz nr 993/W. Józef Retinger pojechał w 1917 roku do Meksyku, gdzie współuczestniczył w tworzeniu meksykańskiej konstytucji, na mocy której Kościół katolicki stracił osobowość prawną, zakazane zostały zakony, zakaz organizowania uroczystości religijnych i księża zostali pozbawieni praw politycznych. Dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że kandydatem Platformy Obywatelskiej może być pan Andrzej Olechowski, który ma wszelkie cechy, żeby wybory wygrać. Nie ma negatywnego elektoratu, w Platformie też nie budzi emocji( tak jak pan Cimoszewicz), w drugiej turze ewentualnie, zagłosuje na niego cała lewica ta stara, tzw. poskomunistyczna, i nowa lewica z SDPL i wszelka inna, kobiety i część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, która glosowała wcześniej na SLD.. Na razie propaganda podstawia ogłupionemu ludowi, pana Sikorskiego i pana Komorowskiego.. Być może macają, jakby to było.. Żaden z tych kandydatów dla nas nie jest dobry! Bo każdy jest dobry dla gremiów zagranicznych. A sługą dwóch panów się nie da być. tak naprawdę! Popatrzcie państwo na losy prezydenta Klausa.. Jest zupełnie wyobcowany z salonów europejskich- socjalistów. Bo pilnuje jak może interesów swojego kraju. Ciekawe, kogo poprze pani kanclerz Merkel. W poprzednich wyborach popierała pana Donalda Tuska(!!!!) I to by było na tyle… Ciekawe, czy mi się sprawdzi? WJR
Kwaśne winogrona premiera Tuska Bodaj Honoriusz Balzac zauważył, że cmentarze pełne są ludzi niezastąpionych. Pewnie zwłaszcza te, na których „Zbycho” spotykał się z „Rychem” – a skoro tak, to iluż ludzi niezastąpionych musi być w takim, dajmy na to, rządzie pana premiera Tuska? A skoro w rządzie jest tylu ludzi niezastąpionych, to najbardziej niezastąpiony jest niewątpliwie sam pan premier Donald Tusk. I rzeczywiście. Właśnie oświadczył, że nie będzie kandydował na prezydenta, bo gwoli wypełnienia ambitnego programu Platformy Obywatelskiej, musi dysponować realną władzą. W świetle tej deklaracji pana premiera Donalda Tuska nie ulega wątpliwości, że ten ambitny program Platformy Obywatelskiej może zostać wykonany tylko pod jego osobistym kierownictwem. Wprawdzie potwierdza to podejrzenia, że Donald Tusk jest człowiekiem niezastąpionym, ale z drugiej strony zmusza do zrewidowania wizji Platformy Obywatelskiej jako partii skupiającej wybitne osobowości polityczne. Czyż ambitnego programu Platformy Obywatelskiej nie można by zrealizować pod kierownictwem, dajmy na to, posła Janusza Palikota, czy Grzegorza Schetyny, albo nawet i Mirosława Drzewieckiego, do których premier Tusk miał absolutne zaufanie i dlatego właśnie ich zdymisjonował? Teoretycznie by można, ale ta rewolucyjna teoria najwyraźniej nie wytrzymuje konfrontacji z rewolucyjną praktyką, potwierdzoną właśnie tak dobitnie przez deklarację pana premiera Tuska o rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich. W tej sytuacji reputację Platformy Obywatelskiej, jako partii skupiającej wybitne i godne zaufania osobistości można by podtrzymać przyjmując założenie, że premier Donald Tusk nie zrezygnował dobrowolnie z kandydowania w wyborach prezydenckich, tylko starsi i mądrzejsi po naradzie mu tego zakazali. Ze względów prestiżowych nie można oczywiście o tym głośno mówić, więc premier Tusk daje do zrozumienia, że „kwaśne winogrona”, i że ambicje swoje poświęca w służbie narodu i nawet na tę okoliczności nakreślił wizję niezwykle ambitnego programu. Co to za program? Tego jeszcze nie wiemy, ale w takim razie może to być scenariusz rozbiorowy, nakreślony przez strategicznych partnerów. To jest przedsięwzięcie ambitne, a przede wszystkim – wymagające przejęcia ręcznego sterowania tubylczymi dygnitarzami, żeby uniknąć wszelkich niespodzianek. Premier Donald Tusk, który dotychczas udowodnił, ze można na nim polegać, wydaje się takie oczekiwania spełniać. Ciekawe zatem, kogo starsi i mądrzejsi wytypują na prezydenta. SM
Prokuratorzy też w kabarecie? „Donoszę panie naczelniku...” Rzeczywiście, nawet największy wróg donosicielstwa chyba nie mógłby wytrzymać na widok konfrontacji pana Janusza Kaczmarka z panem Jerzym Engelkingiem przed sejmową komisją śledczą do spraw tak zwanych „nacisków”, kierowaną przez posła Andrzeja Czumę. Komisja do spraw nacisków miała ostatnio znacznie mniejszą oglądalność od komisji hazardowej, więc konfrontacja między panem Kaczmarkiem, a panem Engelkingiem była chyba obliczona na wyrównanie tych dysproporcji, oczywiście niezależnie od tak zwanych „ważnych względów państwowych”. Pan Kaczmarek zarzucił panu Engelkingowi kłamstwo, a pan Engelking postawił podobny zarzut panu Kaczmarkowi. Skoro takie osobistości zeznając przed komisją pod przysięgą stawiają sobie publicznie tego rodzaju zarzuty, to czyż wypada im zaprzeczać? Oczywiście nie wypada więc wygląda na to, że to wszystko prawda. Sęk jednak w tym, że obydwaj panowie są z zawodu prokuratorami, chociaż pan Kaczmarek – jak słychać – para się też dziennikarstwem. Co powinien uczynić prokurator będąc świadkiem przestępstwa i mając sprawcę, że tak powiem, na gorącym uczynku? Jako funkcjonariusz publiczny obciążony obowiązkiem czuwania nad przestrzeganiem prawa, powinien niezwłocznie go zatrzymać, przesłuchać na okoliczność postawionych zarzutów, a następnie wystąpić do niezawisłego sądu o tymczasowe aresztowanie gwoli zapobieżenia dalszemu matactwu. Tymczasem żaden z nich nie zrobił w tym kierunku nawet najmniejszego ruchu, a przecież z okoliczności wyraźnie wynika, że powinni uczynić to obydwaj jednocześnie. Jest to kolejny dowód, że sejmowa komisja śledcza kierowana przez pana posła Andrzeja Czumę żadnym ważnym względom państwowym nie służy, będąc wyłącznie częścią przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, w jakie przekształca się Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. SM
Między ostrzami szermierzy Nie milkną głosy oburzenia z powodu decyzji odchodzącego ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki, który przyznał Stefanowi Banderze tytuł Narodowego Bohatera Ukrainy. Stefan Bandera był przywódcą Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która była formacją równie poważną, co radykalną. Poważną - bo z powodzeniem próbowała podporządkować sobie WSZYSTKIE środowiska tworzące ukraińskie społeczeństwo, a radykalną - bo nie cofała się przed żadnymi przedsięwzięciami, z ludobójstwem włącznie. Nawiasem mówiąc, nurt banderowski na ukraińskiej scenie politycznej nie tylko nadal jest aktualny, ale nawet wiodący, chociaż dzisiaj akcenty oczywiście rozkłada inaczej. Zatem decyzja Wiktora Juszczenki dostarcza nam ważnej informacji o upodobaniach jego zwolenników, których na odchodnym na pewno szczerze pragnął udelektować. W tej sytuacji, jeśli już mamy się oburzać, to nie na prezydenta, którego zaplecze polityczne na Ukrainie od początku było doskonale znane, tylko na polityków polskich, którzy bezmyślnie go popierali, podobnie jak nadal "kochają" Julię Tymoszenko, której zaplecze polityczne jest podobne. To jest zresztą znakomita ilustracja tego, że Polska nie prowadzi żadnej polityki zagranicznej, a zastępują ją umizgi poszczególnych dygnitarzy liczących na jakieś okruszki z pańskiego stołu. Gdyby bowiem Polska prowadziła jakąś zagraniczną politykę, to przed rozpoczęciem na Ukrainie "pomarańczowej rewolucji", o której przecież ćwierkały wróbelki opłacone przez "filantropa", ktoś powinien spokojnie wyjaśnić Departamentowi Stanu, że Polska - owszem - chętnie się w to przedsięwzięcie zaangażuje, wszelako pod warunkiem, że siłą napędową tej rewolucji nie będą banderowcy. Jednak prezydent Kwaśniewski, któremu się wydawało, że za wysługiwanie się Amerykanom prezydent Bush da mu posadę jeśli nie pierwszego sekretarza ONZ to przynajmniej pierwszego sekretarza NATO, ani śmiał o postawieniu takiego warunku pomyśleć, i gdyby nie mróz to na Majdanie Niepodległości w Kijowie może by nawet zatańczył. Nie mówię o byłym prezydencie naszego państwa Lechu Wałęsie, bo szkoda każdego słowa; pewnie jak zwykle "koncepcje" mnożyły mu się w głowie niczym króliki, ale z tego chaosu wyłaniał się kategoryczny imperatyw, że jak jest rozkaz, że "wszyscy" - to i on. Niestety, również prezydent Lech Kaczyński najwyraźniej nie ośmielił się sprzeciwić poradom pani Bogumiły Berdychowskiej, która dla Ukrainy poświęciłaby wszystko, i dopiero pomysł odbycia przez terytorium polskie rajdu szlakiem Stefana Bandery do Monachium zmusił wszystkich do ratowania przynajmniej pozorów. Więc niby dlaczego prezydent Wiktor Juszczenko, doktor honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, miałby się krępować, zwłaszcza w sytuacji, kiedy jego misja dobiega końca? Wprawdzie znawca naszej narodowej mentalności Jan Kochanowski twierdził, że po szkodzie jesteśmy tak samo mądrzy, jak i przed nią, mimo to jednak warto zwrócić uwagę na poszlaki wskazujące, iż u progu kampanii prezydenckiej Polska znajduje się między ostrzami potężnych szermierzy, którzy najwyraźniej mają swoich faworytów na stanowisko formalnej głowy państwa polskiego. Jakże inaczej wytłumaczyć pojawianie się publikacji głoszących, że "prawica", cokolwiek by to miało znaczyć, jest "większym" przyjacielem starszych i mądrzejszych? Najwyraźniej trwa jakaś licytacja i szkoda tylko, że opinia publiczna nie będzie wiedziała, jaką ofertę przedstawił zwycięzca, który do prezydenckich wyborów stanie z odpowiednimi funduszami. Z kolei premier Tusk, bezapelacyjny zwycięzca wszystkich niezależnych sondaży, wahał się, czy wystawić swoją kandydaturę. Najwyraźniej starsi i mądrzejsi sprawę alternatywy dla tubylczych wyborów prezydenckich jeszcze dyskutują, a dopiero gdy już sobie wyjaśnią wszystkie wątpliwości, wtedy się dowiemy, kto może zostać Umiłowanym Przywódcą, żeby głosowanie tak czy owak było wygrane. SM
Starsi i mądrzejsi przeciw najstarszym i najmądrzejszym. Chociaż w związku z globalnym ociepleniem Polska jęczy w okowach, tym razem już nie okrutnego cara, co to potrząsa strasznym knutem i zsyła na okropną Syberię, tylko mrozu, który przy globalnym ociepleniu jest przecież zjawiskiem zwyczajnym, to przecież nie przeszkodziło to w zorganizowaniu w dawnym obozie zagłady w Oświęcimiu, którego nowej, politycznie poprawnej nazwy ani rusz nie mogę zapamiętać, międzynarodowych uroczystości w 65. rocznicę wyzwolenia go przez Armię Czerwoną. Na uroczystości co prawda nie przybył prezydent Rosji Dymitr Miedwiediew, zaproszony niemal w ostatniej chwili, podobnie jak Nasza Złota Pani Aniela, ale za to był izraelski premier Beniamin Netanjahu i charyzmatyczny pre... to znaczy pardon - oczywiście charyzmatyczny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, a ze strony polskiej - prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk. Premier Netanjahu w swoim przemówieniu, zwłaszcza części wygłoszonej po hebrajsku, podkreślał, że chociaż w tym miejscu ginęli również przedstawiciele innych narodów, to przecież ofiara narodu żydowskiego jest najważniejsza. W części przemówienia przeznaczonej dla tzw. gojów, premier Netanjahu przypomniał, że Izrael wyciągnął z tej tragedii wnioski m.in. w postaci silnej armii, która... i tak dalej - więc widać wyraźnie, że podkreślanie wyjątkowego charakteru holokaustu służy politycznemu i moralnemu uzasadnieniu każdorazowej polityki Izraela. Niepotrzebnie zatem JE ksiądz biskup Tadeusz Pieronek, najwyraźniej przerażony własną spostrzegawczością i odwagą oraz pełną niedowierzającego zgorszenia reakcją Salonu, wypierał się wypowiedzianej w wywiadzie dla internetowego portalu Romano Pontificio opinii, że Żydzi wykorzystują holokaust do politycznych i merkantylnych celów. Wywiad jednak - jak przypomniał redaktor naczelny portalu - został nagrany, więc "daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia". Tymczasem konsternacja Salonu idzie tak daleko, że pani Halina Bortnowska, za pośrednictwem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka kolaborująca z wiedeńską Agencją Praw Podstawowych, zaproponowała, żeby na razie w ogóle nic nie myśleć. Zanim więc Salon zbierze myśli, wróćmy do międzynarodowych reakcji w rocznicę wyzwolenia obozu w Oświęcimiu. Specjalny telegram nadesłał również prezydent USA pan Obama, wyliczając nie tylko narody prześladowane w Oświęcimiu przez "nazistów", ale także "hetero- i homoseksualistów". O, to to! Wprawdzie światowej sławy historycy jeszcze nie powiedzieli w tej sprawie ostatniego słowa, ale nietrudno się domyślić, że "naziści" dlaczegoś specjalnie zawzięli się właśnie na "heteroseksualistów", skoro stanowili oni przytłaczający odsetek ofiar wśród wszystkich prześladowanych w oświęcimskim obozie narodów. Obawiam się nawet, czy "heteroseksualistów" nie zamordowano w oświęcimskim obozie więcej, niż Żydów. Dotychczas jakoś nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, aż dopiero prezydent Obama zwrócił na to uwagę i jednym rzutem oka spenetrował prawdę. Gdyby tak więc heteroseksualiści też postanowili wyciągnąć z tego jakieś wnioski, to mogłoby to doprowadzić do konfliktu interesów z premierem Netanjahu i skandalu na skalę nie tylko międzynarodową, ale znacznie szerszą. Tymczasem, chociaż atmosfera skandalu towarzyszyła rocznicowym uroczystościom i po jej zakończeniu, na pewno wybuchłyby potępieńcze swary, komu i za co należy przypisać większą winę, to nagle wszystko ucichło, niczym propaganda globalnego ocieplenia, bo następnego dnia - nawiasem mówiąc, tego samego, w którym hazardowa komisja śledcza rozpoczęła przesłuchanie "Mira", czyli Mirosława Drzewieckiego, premier Donald Tusk ogłosił, że nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Uzasadnił swoją decyzję koniecznością osobistego nadzorowania realizacji ambitnego programu wiekopomnych reform. Wprawdzie jeszcze nie wiadomo jakich, ale przecież i prezydent Obama podczas swojej kampanii wyborczej na pytanie, jakie zmiany zamierza wprowadzić, odpowiadał jednym słowem - że "wielkie", więc nie powinniśmy oczekiwać od premiera Tuska zbyt wiele. Nawiasem mówiąc, ta sytuacja utwierdza nas tylko w podejrzeniach, że Platforma Obywatelska wprawdzie ma program, ale nie zawsze wie jaki, bo komunikowany jest on premieru Tusku i jego dygnitarzom przez starszych i mądrzejszych często dopiero w ostatniej chwili. A skoro tak, to nieomylny to znak, że starsi i mądrzejsi oznajmili mu właśnie, że kandydowanie w wyborach prezydenckich ma zakazane - ale oczywiście tego głośno mówić nie można, to chyba jasne. Zresztą musiał przeczuwać pismo nosem wcześniej, skoro wystąpił z inicjatywą zmiany konstytucji, która pozbawiłaby prezydenta resztek konstytucyjnych uprawnień, odbierając zarazem narodowi możliwość wybierania go w powszechnym głosowaniu na rzecz desygnowania przez Zgromadzenie Narodowe. No a skoro premieru Tusku kazano zrezygnować z kandydowania, to kto zostanie faworytem starszych i mądrzejszych? Tego, ma się rozumieć, jeszcze nie wiemy, ale z deklaracji doktora Andrzeja Olechowskiego, który zaapelował o poparcie przez PO jego kandydatury, możemy się domyślać, że starsi i mądrzejsi albo jakiś kompromis już zawarli, albo są w końcowej fazie negocjacji. Rzecz w tym, że przed kilkoma dniami niezawisła prokuratura, kierowana nieodpartym kategorycznym imperatywem doprowadzenia do spóźnionego triumfu sprawiedliwości, przedstawiła zarzuty Pawłowi Piskorskiemu, że przed 13 laty posługiwał się fałszywą umową sprzedaży antyków. Ponieważ Paweł Piskorski był, jak by tu powiedzieć - akuszerem kandydatury dra Olechowskiego, przedstawienie mu zarzutów było wyraźną aluzją, żeby również dr Olechowski kandydowanie w wyborach prezydenckich wybił sobie z głowy. Ale "nie z nami takie numery, Brunner!". Najwyraźniej w gronie starszych i mądrzejszych ktoś musiał przypomnieć fundamentalną zasadę konstytucyjną III Rzeczypospolitej, że "my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych" i w rezultacie sprawa poszukiwania faworyta na tegoroczne tubylcze wybory prezydenckie na razie pozostaje otwarta. Z kolei po stronie, że tak powiem, drugiego obozu faworyciego, pojawiają się głosy, że "prawica" jest "lepszym", czy nawet "większym" przyjacielem Izraela. Nietrudno domyślić się, że jest to oferta skierowana pod adresem starszych i mądrzejszych, a nawet - najstarszych i najmądrzejszych, by uruchomili swoje aktywa na tubylczej scenie po właściwej stronie. Jak się ta licytacja zakończy - trudno jeszcze wyrokować, ale optymizm gwałtownie rośnie, co widać choćby z opinii pana prof. Krasnodębskiego, że pan prezydent Lech Kaczyński wygrałby tegoroczne wybory już w pierwszej turze. Ano - jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści, więc dlaczegóż to strategia "mniejszego zła", w którą najwyraźniej celuje pan prezydent Lech Kaczyński, nie ma przynieść rezultatów, jeśli starsi, a właściwie najstarsi i najmądrzejsi tak postanowią? Czego za tę przysługę zażądają, to już inna sprawa, ale wiadomo, że jak jest sukces, to muszą pojawić się ojcowie. SM
Tajemnica ostatniego spotkania Mira i Rycha. Rozmawiali o turnieju, którego nie było. Mirosław Drzewiecki przed hazardową komisją śledczą sporo opowiadał o swoim ostatnim spotkaniu z Ryszardem Sobiesiakiem. Doszło do niego 22 września. Były minister mówił, że był wtedy namawiany do udziału w turnieju golfowym. Ale takiego turnieju nie było i być nie mogło.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]