144. Herries Anne - Królewski sezon 02 - Szpieg i dama dworu, harlekinum, Harlequin Romans Historyczny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNE HERRIES
SZPIEG I DAMA DWORU
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wrzesień 1560 roku
- Ależ, Catherine. Dzień jest naprawdę piękny. Stanow­
czo powinniśmy wybrać się na przechadzkę. Nie chcę już
dłużej patrzeć na twoją smutną minkę, droga kuzynko. Na­
sza kochana ciotka Elizabeth na pewno z samego rana ka­
załaby ci wyjść na słońce.
Catherine Moor z westchnieniem odłożyła robótkę.
Chociaż dom niemal opustoszał, bo wszyscy poszli do luna­
parku, ona wolałaby cicho jak myszka zająć się swoją pracą.
Wiedziała jednak, że Willis Stamford na pewno nie ustąpi.
Uważał się za jej opiekuna i na zmianę z matką, lady He­
len Stamford, starał się ją pocieszać. Lady Helen była ciotką
Catherine. Oboje z Willisem zgodnie uważali, że nadeszła
już najwyższa pora, aby zapomnieć o żałobie. Lady Eliza­
beth Moor zmarła na zapalenie płuc wiosną 1560 roku. Te­
raz nadszedł wrzesień.
Cathrine wprawdzie przestała zamykać się w komnacie,
żeby szlochać za utraconą matką, lecz z drugiej strony wca­
le nie chciała iść do lunaparku, choć do niedawna uwiel­
biała bywać tam z rodzicami. Tym razem Willis okazał się
nieugięty. Catherine postanowiła być dla niego miła, bo
5
w gruncie rzeczy miał złote serce i dbał o nią, choć dzieliła
ich spora różnica wieku. Willis był od niej aż o pięć łat star­
szy. Zapewne nikt z jego rówieśników nawet nie spojrzałby
na ośmiolatkę.
- Poczekasz na mnie? Tylko wezmę płaszcz i torebkę.
- Martha zabrała płaszcz i czeka na ciebie w holu. A o to­
rebkę możesz się nie martwić - z szerokim uśmiechem od­
parł chłopiec. - Chętnie spełnię wszystkie twoje zachcianki.
Cukierki? Proszę. Wstążki, napoje? Ile tylko zechcesz.
- W takim razie mogę ci tylko podziękować, kuzynie.
Catherine wstała i zgarnęła z sukienki resztki jedwab­
nych nitek, które spadły z tamborka. Była ubrana bardzo
skromnie, w szarą sukienkę i także szarą, choć nieco jaś­
niejszą halkę, i koronkowy stanik lamowany czarną wstążką.
Oprócz wspomnianych wstążek, jedyną jej ozdobą był mały
srebrny krzyżyk na łańcuszku - ostatni prezent od umiera­
jącej matki.
Martha rzeczywiście już czekała w holu. Po śmierci lady
Moor zajmowała się małą Catherine niczym kwoka swoim
kurczątkiem. Mocno zaciągnęła tasiemki płaszcza i prze­
strzegła dziewczynkę, żeby nie wystawiała buzi do zimne­
go wiatru.
- Niech panicz dobrze jej pilnuje, paniczu Willis - powie­
działa. - Niech się, broń Boże, nie przemęcza.
- Proszę mi zaufać, dobra kobieto - odparł chłopiec i żar­
tobliwie cmoknął nianię w pulchny policzek - że przy mnie
żadna krzywda jej się nie stanie. Obiecuję.
- A żeby cię, ty urwipołciu! - zaperzyła się Martha, wy­
raźnie speszona jego zachowaniem. - Czekaj, zaraz dosta­
niesz miotłą! Jak tylko ją znajdę!
Groźba była na wyrost, bo dzieci wiedziały, że w rzeczy­
wistości Martha miała serce miękkie jak wosk i nie pozwoli-
6
łaby nikomu zrobić najmniejszej krzywdy. Zwłaszcza Willis
już dawno owinął ją sobie wokół małego palca.
- Mam nadzieję, że się nie zmęczysz, zanim dojdziemy
do wsi - powiedział do Catherine, kiedy odeszli już spory
kawałek. Z niepokojem popatrzył na jej bladą buzię. Choro­
wała wraz z matką - i choć wyzdrowiała, lady Helen wciąż
uważała ją za słabowitą. - Może lepiej pójść skrótem, przez
ziemie Cumnor Place?
- A myślisz, że możemy? - Catherine zwróciła twarz w je­
go stronę. Miała duże, zielononiebieskie oczy, które przy­
pominały mu przejrzystą toń pewnego górskiego źródełka
w Walii. Były tak samo tajemnicze. - Właścicielka nas stam­
tąd nie przepędzi?
- Powiadają, że biedna lady Dudley nigdy nie wstaje z łóż­
ka. Ponoć cierpi na boleść w piersiach i niedługo umrze.
- Willis urwał gwałtownie. Za późno ugryzł się w język,
a przecież naprawdę nie chciał sprawić przykrości lubianej
kuzynce. - Ale to tylko plotki - dodał prędko, żeby napra­
wić poprzedni błąd. - Medyk na pewno ją wyleczy.
- Drogi kuzynie. Naprawdę nie musisz mnie tak bardzo
chronić przed przykrościami doczesnego życia. - Wiatr roz­
wiewał jej niesforny kosmyk złocistorudych włosów, który
wymknął się spod schludnego czepka. - Wiem, że ludzie
chorują i umierają. Czasami dzieje się tak wbrew wszelkim
wysiłkom lekarzy. Tak na przykład było z moją mamą. Jeśli
pójdziemy przez Cumnor Place, musimy zachowywać się
po cichutku, żeby przypadkiem nie przeszkadzać biednej
lady Dudley.
- Jeśli już o to chodzi, podejrzewam, że ucieszyłaby się
z towarzystwa. Jej mąż zazwyczaj przebywa na dworze
i rzadko zagląda do domu. Tędy, Catherine. - Chłopiec za­
trzymał się i wyciągnął do niej rękę. - Widzisz tę dziurę
7
w żywopłocie? Jeśli się przez nią przeciśniemy, zaoszczędzi­
my co najmniej pół godziny drogi.
Catherine z powątpiewaniem spojrzała na żywopłot. Do
wyrwy prowadziła mocno wydeptana ścieżka, co świadczy­
ło o tym, że mieszkańcy okolicy nieraz korzystali ze wspo­
mnianej drogi. Zapewne woleli to niż długi marsz wokół
ogrodzenia.
Willis niecierpliwie skinął na nią ręką. Catherine przecis­
nęła się przez wąskie przejście i po chwili ramię w ramię szli
bujną i szeroką łąką. Dom lady Dudley był daleko. Dziew­
czynka westchnęła z ulgą. Najważniejsze to nie przeszka­
dzać chorym, pomyślała.
Przed nimi rósł mały zagajnik. Z chwilą gdy wejdziemy
między drzewa, to już nas nikt nie zobaczy, uznała Catheri­
ne. Po drugiej stronie zagajnika ciągnęły się już wspólne
grunty na których chłopi paśli krowy i świnie. Catherine
znowu zerknęła w stronę domu i zmrużyła powieki, bo coś
nagle przyciągnęło jej uwagę.
Co to było? Dłonią osłoniła oczy, żeby lepiej widzieć. Ko­
ło domostwa lady Dudley działo się coś dziwnego, co spra­
wiło, że zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Z tej od­
ległości nie mogła rozróżnić wszystkich szczegółów, lecz
wydawało jej się, że nad ziemią unosi się wstrętna czarna
mgła. Skąd się tak nagle wzięła? Przed chwilą jeszcze jej nie
było.
- Willis! - krzyknęła do kuzyna i wskazała na czarny ob­
łok. Tajemnicza chmura wyglądała teraz niemal jak czło­
wiek. A może cień człowieka? Catherine wzdrygnęła się.
Nie była zbyt przesądna, chociaż wiedziała, że wieśniacy
wierzą w duchy, demony i inne gusła. Ale duchy wędrowały
nocą, a nie w biały dzień!
- Co to jest? Tam, koło domu. Popatrz, Willis.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl