144, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RADZĄ, JAK DORŻNĄĆ WATAHY Jakich doradców dobrał sobie minister Radosław Sikorski, etykietowany mianem polityka konserwatywnego? To grupa, w której przeplatają się między innymi osoby zarejestrowane przez SB, dawni piewcy reżimu komunistycznego i działacze na rzecz praw homoseksualistów Doradczy Komitet Prawny przy ministrze spraw zagranicznych liczy 16 osób, a na jego czele jeszcze do niedawna stał prof. Jan Barcz. Po publikacji „Gazety Polskiej”, w której ujawniliśmy, że był on zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako kontakt operacyjny „Jaksa”, przestał pełnić tę funkcję. Od kilku tygodni podejmowaliśmy w MSZ próby uzyskania informacji, czy prof. Barcz utrzymał statut członka komitetu, ministerstwo jednak nie udzieliło nam takiej odpowiedzi.
Nie przypominał sobie rozmów z oficerem prowadzącym Wśród doradców szefa polskiej dyplomacji pojawia się również nazwisko byłego sędziego Sądu Najwyższego – Stanisława Gebethnera. To jeden z najbardziej znanych polskich konstytucjonalistów i specjalistów w zakresie ordynacji wyborczej. Jak wynika z akt IPN, Gebethner został zarejestrowany przez SB jako kontakt poufny w 1965 r. Potem – jako kontakt operacyjny. Służby zainteresowały się nim, gdy wyjeżdżał na stypendium do Strasburga. Przed opuszczeniem Polski poinstruowano go, na co ma zwracać uwagę w kraju za żelazną kurtyną. Esbecy chcieli zapewnić sobie za pośrednictwem Gebethnera dopływ informacji o „Kulturze” Jerzego Giedroycia, pracownikach Radia Wolna Europa oraz organizacjach antykomunistycznych. Jak wynika z akt, profesor przystał na tę propozycję. Już w trakcie pierwszej rozmowy tłumaczył esbekom szczegóły konfliktu pomiędzy angielskimi wydawnictwami a PWN. Zrelacjonował swój pobyt na miesięcznym stypendium w Anglii, gdzie spotykał się z tamtejszą Polonią w londyńskim Klubie „Orła Białego”. Oficer prowadzący napisał później, że Gebethner podczas spotkania bardzo chętnie udzielał informacji. W trakcie rozmowy z esbekiem w grudniu 1965 r. Gebethner figuruje już jako kontakt poufny o pseudonimie „GS”, potem również jako kontakt operacyjny o tym samym pseudonimie. Podczas grudniowego spotkania „GS” relacjonuje swoją znajomość z pracownikiem British Council, którego uważa za agenta brytyjskiego wywiadu. Informacja ta zostaje przekazana do odpowiedniej komórki kontrwywiadu. Z kontaktów Gebethnera z SB zachował się szczegółowy donos, jaki złożył na ówczesnego dyrektora Instytutu Historii Prawa na UW, profesora Juliusza Bardacha, z którym miał być skonfliktowany. „GS” przekazał SB, że jeśli jakiś pracownik naukowy nie podziela opinii Bardacha, wówczas ten „rozszerza o nim fałszywe, oszczercze plotki”. Opisywał też życie intymne profesora. Ostatnia notatka, jaką zawierają akta SB Gebethnera, pochodzi z maja 1966 r. Informuje w niej SB o prochińskich broszurach, które rozrzucono na Uniwersytecie Warszawskim w maju 1966 r. Zapewnia, że jedną z nich zaniósł wcześniej sekretarzowi komisji uczelnianej PZPR. W dokumentach znajduje się rachunek za zakup tomiku wierszy Mirona Białoszewskiego. Widnieje na nim adnotacja porucznika Knyziaka: „Wręczyłem kp. GS wymienioną na odwrocie książkę tytułem wynagrodzenia za współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa MSW”. Bezpieka wyeliminowała Gebethnera z sieci agenturalnej w 1975 r. W notatce dotyczącej zakończenia współpracy napisano: „Podczas spotkań udzielał obiektywnych i wyczerpujących informacji. Aktualnie nie jest wykorzystywany operacyjnie”. Prof. Gebethner w rozmowie z „GP” nie przypominał sobie rozmów z oficerem prowadzącym, por. Knyziakiem. Po chwili jednak stwierdził, że ktoś taki zjawił się w jego otoczeniu. Nie przypominał sobie także sporu z prof. Juliuszem Bardachem. – Muszę pójść do IPN, sprawdzić, co mi przypisał – wyraził się o Knyziaku. – Żadnych prezentów nie przyjmowałem – zaprzeczał. – Nie wiedziałem, że zostałem wciągnięty na listę – zdziwił się Gebethner. Stanowczo odmówił rozmowy o pracach komitetu doradczego przy ministrze Sikorskim.
Czerwień z tęczy Grono doradców MSZ uzupełnia prof. Eleonora Zielińska – była sędzia Trybunału Stanu i wykładowca Prawa Karnego na UW. Zielińska była w składzie jury konkursu kampanii „Tiszert dla Wolności”, które wyróżniło hasła: „nie płakałem po papieżu”, „jestem na liście”, „mam dwie mamusie”. Prof. Zielińska działa na rzecz zwiększenia dostępności aborcji, refundacji środków antykoncepcyjnych, wydawania ich bez recept. Na przeszkodzie wprowadzeniu „normalnych” rozwiązań prawnych w sprawach aborcji stoją w jej mniemaniu silna rola Kościoła katolickiego i konformizm polityków. Współtworzy wraz z innym doradcą Sikorskiego – Romanem Wieruszewskim – Radę Konsultacyjną projektu Kampanii Przeciw Homofobii, śledzącego dyskryminację osób homo-, bi- i transseksualnych. Wieruszewski zasłynął w PRL tekstami opiewającymi ustrój prawny PRL, o czym pisała „Gazeta Polska” w nr 3/2010. W czasach PRL być wiernym partii przez 32 lata, przewodniczyć Radzie Towarzystwa Przyjaźni z Narodami w komitecie Frontu Jedności Narodu, by w III RP zyskać uznanie ministra Sikorskiego – to stało się z kolei udziałem prof. Janusza Symonidesa. Minister korzysta też z doświadczeń profesora Andrzeja Wasilkowskiego, który w PRL zasłynął publikacją „Socjalistyczna integracja gospodarcza: zarys problematyki gospodarczej”. W innej – „Postęp gospodarczy a społeczeństwo” z 1975 r. tak pisał o leninowskiej Rosji: „Chodzi o coś innego: o ogromną atrakcyjność ówczesnej Rosji dla świata, o popularność i szacunek dla odwagi »marzyciela z Kremla«”. Również inni doradcy to dobrze wypróbowani choćby przez ekipę rządową SLD znawcy problematyki prawnej. Władysław Czapliński przykładowo przewodniczył komitetowi doradczemu ds. prawa europejskiego w rządzie Marka Belki. Członkami tego gremium byli wówczas także dzisiejsi doradcy ministra Sikorskiego – wspomniana Eleonora Zielińska czy Zdzisław Galicki.
Maciej Marosz, Grzegorz Wierzchołowski
10 lutego 2010 Przytoczę państwu fragment wywiadu, jak przeprowadził Kurier Poranny, wydawany w Białymstoku, z prezesem tamtejszego Sądu Apelacyjnego, sędzią Januszem Dubijem. Nie wiem, czy w całej Polsce jest podobnie, ale można przypuszczać, że tak, bo w końcu bliższy jest własny syn czy córka przy obsadzaniu posady sędziego - niż ktoś lepszy - ale w końcu obcy. Kurier Poranny: Panie Prezesie, co trzeba zrobić, żeby zostać sędzią? Janusz Dubij, prezes Sądu Apelacyjnego w Białymstoku: Ukończyć wyższe studia prawnicze, aplikację, asesurę, ewentualnie inną aplikację korporacyjną i odbyć staż radcowski, czy adwokacki itd. Wtedy ma się mniej więcej 20 lat. Ocena z egzaminu sędziowskiego musi być wzorowa. Piątka daje szansę.
KP: Zapomniał Pan o jednej ważnej rzeczy, że trzeba jeszcze mieć tatę lub mamę sędziego! JD: To jest potoczne rozumienie spraw. Nie ukrywam, że pewne osłuchanie prawnicze, rozmowy prowadzone w domu na temat prawa rzeczywiście ułatwiają zdobywanie wykształcenia prawniczego i pokonywanie tej drabiny
KP:- Czy to przypadek, że na 28 sędziów białostockiego sądu apelacyjnego aż 13 ma córkę sędzię, syna sędziego albo synową.. Niektórzy nawet po dwie osoby z rodziny.. JD:- A cóż w tym dziwnego? Ich dzieci zdały bardzo dobrze egzaminy..
KP: -Czy wyłączył się Pan ze składu komisji egzaminacyjnej, kiedy egzamin sędziowski zdawała pana córka? JD:- Tak.
KP -Ale nie wyłączył się Pan, gdy egzamin zdawał pan Tomasz P.? JD:- Od sześciu lat jestem przewodniczącym tej komisji i nie było ku takiemu wyłączeniu żadnych ustawowych przesłanek.
KP:- Ale chodziło o syna pana kolegi. Kiedy Pan był wiceprezesem Sadu Okręgowego, ojciec pana Tomasza P. był pana zwierzchnikiem- pełnił funkcję prezesa. JD:- To nie ma nic do rzeczy. W składzie komisji egzaminacyjnej zasiada osmiu sędziów Sądu Apelacyjnego i przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości; on jest osobą z zewnątrz. Wszystko jest zgodne z prawem. Ocena zależy od wiedzy kandydata. Zresztą nie wszystkie dzieci sędziów zdają egzamin. Są tacy, którzy nie zdają.
KP- A kto nie zdał? JD :Nie wymienię nazwisk bo zabrania tego ustawa o ochronie danych osobowych.
KP- Więc nie jest prawdą, że dzieci sędziów z mlekiem matki wysysają wydawanie wyroków? JD:-Ja mówię, że osłuchanie prawnicze, przebywanie z rodzicami prawnikami przynosi pewne efekty. Nie oznacza to, że dziecko sędziego musi zostać sędzią. Moja rodzina jest też takim przykładem. Córka została sędzią, a syn od początku nie interesował się prawem. KP - Ale Pana syn i tak znalazł w sądzie pracę jako informatyk. JD:- Tak, jest informatykiem, ale co w tym złego?? Dla uzupełnienia podaję listę sędziów Sądu Apelacyjnego w Białymstoku:
1. Edyta Danielewicz - sędzia córka
2. Irena Kujawa (obecnie na emeryturze)- sędzia syn
3. Edward Głos - sędzia syn, sędzia synowa
4. Janina Domańska-Szerel- sędzia córka
5. Andrzej Czapka- syn aplikant
6. Alicja Wojno-Gąsowska - sędzia synowa
7. Mariola Pannert - asesor syn
8. Zbigniew Pannert - asesor syn (małżonek pani Marioli)
9. Zygmunt Kaluta - sędzia córka i synowa
10. Anna Dąbrowska – wiceprezes - sędzia syn i córka, synowa kuratorem zawodowym
11. Władysława Prusator-Kałużna - sędzia syn
12. Jadwiga Żywolewska-Ławniczak - sędzia bratanek
13. Janusz Dubij – prezes - sędzia córka.
Na dwudziestu ośmiu tylko trzynaście osób sędziuje w Białymstoku w Sądzie Apelacyjnym na zasadzie powinowatości rodzinnych. Tylko po co ten cyrk z egzaminami.. Ja bym wszystkie dwadzieścia osiem posad oddał sądom rodzinnym i wszystkie posady informatyków, sprzątaczek, księgowych, woźnych, sekretarek także powierzył układom rodzinnym i koleżeńskim. Będzie sprawiedliwiej! I bardzo rodzinnie.. Nie ma jak pracować w rodzinnej atmosferze; tak jak wśród adwokatów, lekarzy, komorników, architektów… I w pozostałych korporacjach pożytku publicznego.. i rodzinnego! A jeśli chodzi o nieszczelność? Proszę wziąć pierwszą lepszą gazetę codzienną, nie licząc tygodników czy miesięczników.. Codziennie przelewa się miliony, co ja piszę- miliardy złotych na cele nie zgodne z istnieniem dobra wspólnego – jakim powinno być państwo. Państwa stojącego na straży mojej wolności, własności i mojego życia. Armia uczestniczy w jakiś egzotycznych wojnach, które nas nie dotyczą, a które pochłaniają miliardy złotych, policja zajmuj się głównie ściganiem „ obywateli”, którzy nie jeżdżą z wymaganą szybkością, wmawiając nam – poprzez swoją propagandę-, że szybkość jest jednym z czynników następujących wypadków, tak jak „pijaństwo”. Bo 0,2 promila we krwi- to jest wielkie „pijaństwo”(???). Więzienia zapełnione są alimenciarzami, którzy zamiast pracować, i z tego spłacać swoje zaległości podatkowe, wylegują się na wygodnych łóżkach więziennych, a my- niczemu nie winni podatnicy- spłacamy jego zobowiązania poprzez państwowy Fundusz Alimentacyjny.. Państwo jest niemoralnym złodziejem, i zamiast stać na straży naszej własności, jakim jest nasz ciężko wypracowany dochód, rabuje nas na cele nie będące celami wspólnymi państwa. Bo co mnie obchodzi, że jakiś facet nie płaci swoich zobowiązań na swoje dzieci? To ja, jako podatnik, nic nie mający wspólnego z jego żoną i dziećmi- mam płacić pod przymusem, bo do tego przymusza mnie „ demokratyczne państwo prawa urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej”(???) Toż to rozbój w kolejny, biały i socjalistyczny dzień.. Kradzież zuchwała! A te tysiące urzędników zalegających na różnych pokładach naszej biurokratycznej rzeczywistości.. To całe bractwo musimy utrzymywać, czy nam się to podoba, czy nie. .Powinni ich utrzymywać wszyscy ci, którzy tego chcą.. A nic ci, dla których biurokracja jest wrogiem.. To całe towarzystwo wzajemnej adoracji popiera się wzajemnie i bezceremonialnie.. Bo biurokracja płynie sobie na naszych plecach, a my upoceni i upodleni- próbujemy walczyć na co dzień o swój byt. Mając na garbie całą tę biurokratyczną agencję.. Bardzo towarzyską! To nowa klasa, która rozrasta się na naszych oczach.. Rosną wielkie fortuny naszych przyszłych panów! Biurokracja górą! I ciągle pętają nas czym mogą, co mają pod ręką, co im przyjdzie do głowy.. Ale sobie obowiązkowych kasków na głowy w ministerialnych biurach nie zafundują.. I pomyśleć, że takie na przykład agencje towarzyskie, które reklamują się za wycieraczkami samochodów, utrzymują się same. Może dlatego, że panie tam „pracujące” mają organicznie wmontowane warsztaty pracy... Które to warsztaty- jak postęp będzie postępował w takim tempie jak dotychczas- będą wkrótce także opodatkowane.. I czy to jest moralne????? Bo prawo musi być najpierw moralne, a dopiero potem stanowione.. Na bazie moralności! Socjaliści likwidowali jako klasy: kułaków, burżujów, chłopów, rzemieślników,kapitalistów.... Ci co tworzyli coś pożytecznego. Ale biurokracji jako klasy nie likwidowali. Wprost przeciwnie! Rozwijali. Żeby socjalizm trwał nadal. No i trwa! Socjalizm się skończy nie tylko jak skończy się „ lewy magazyn”. Jak skończy się biurokracja – jako klasa wyzyskująca i uciskająca. Ale na to się nie zanosi. Ucisk będzie się pogłębiał, a nasza wolność ograniczana.. Bo biurokracja ściśle związana jest z ograniczaniem naszej wolności.. - Towarzyszu Stalin: w Moskwie jest człowiek bardzo podobny do was. To samo uczesanie, ten sam wzrost, takie same wąsy. - Zlikwidować! – mówi Stalin. - A może ogolić? - Racja. Ogolić i zlikwidować. A ONI nas golą i likwidują na co dzień… Firmy pod ich ciężarem padają jak przysłowiowe muchy.. Nie wytrzymują ciężarów. I przyjdzie taki dzień, że nawet najmniejsza słomka złamie grzbiet wielbłąda.. WJR
Wczoraj przeczytałem dwie wiadomości:
Stu uzbrojonych po zęby pograniczników i policjantów, przy wsparciu śmigłowca, przeszukało w jednym czasie 10 budynków na Górnym Śląsku i Podhalu. Funkcjonariusze CBŚ i karpaccy pogranicznicy zatrzymali dziesięć osób. Są one podejrzewane o handel ludźmi, bronią, materiałami wybuchowymi oraz narkotykami. Za kratkami mogą spędzić nawet 10 lat. Kupowali na Wschodzie kobiety. Po przemyceniu przez granicę trafiały do domów uciech w górach i na Śląsku. Były zmuszane do prostytucji. Policjanci w czasie akcji zabezpieczyli 19 sztuk broni (w tym „kałasznikowy” i pistolety maszynowe „Skorpion”), ponad 600 sztuk amunicji oraz 1,5 kg amfetaminy, około tysiąca tabletek ecstasy i dużą kwotę pieniędzy w różnych walutach. (Sprzedawali kobiety do domów publicznych. Stu uzbrojonych po zęby pograniczników i policjantów, przy wsparciu śmigłowca, przeszukało w jednym czasie 10 budynków na Górnym Śląsku i Podhalu. Funkcjonariusze CBŚ i karpaccy pogranicznicy zatrzymali dziesięć osób. Są one podejrzewane o handel ludźmi, bronią, materiałami wybuchowymi oraz narkotykami.Za kratkami mogą spędzić nawet 10 lat. Kupowali na wschodzie . Po przemyceniu przez granicę trafiały do domów uciech w górach i na Śląsku. Były zmuszane do prostytucji. Policjanci w czasie akcji zabezpieczyli 19 sztuk broni (w tym kałasznikowy i pistolety maszynowe Skorpion), ponad 600 sztuk amunicji oraz 1,5 kg amfetaminy, około tysiąca tabletek ecstasy i dużą kwotę pieniędzy w różnych walutach.
- Funkcjonariusze przez kilka miesięcy analizowali kontakty grupy, która nielegalnie handlowała bronią i amunicją, także z przemytu - informuje mjr Marek Jarosiński, rzecznik Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. Akcja rozbicia grupy była dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Wzięli w niej udział najlepiej przygotowani policjanci. Gangsterzy mogli użyć broni. Zatrzymanych zostało w sumie 10 osób. To pięcioro mieszkańców Podhala, mieszkaniec Krakowa, dwóch mieszkańców dwóch miast w województwie śląskim oraz dwoje obywateli Słowacji - małżeństwo w średnim wieku. Osiem osób trafiło do aresztu, m.in. 51-letni obywatel Słowacji, który przywoził broń na teren Polski. Poza tym jedna osoba zostanie pod dozorem policji, ma również zakaz opuszczania kraju. Żona Słowaka została zwolniona. Sprawa ma charakter rozwojowy). Co szokuje? To, że i za to, i za to grozi 10 lat kryminału. Druga sprawa jest bardzo poważna, i wyroki ok.3-5 lat więzienia (w przypadku recydywy nawet do 10) wydawałyby się sprawiedliwe. Natomiast pierwsza jest po prostu śmieszna. Od sprawców (z notatki nie wynika, czy ich zatrzymano!) należy wyegzekwować zwrot szkód ze 100%-ową nawiązką, łupnąć dwa tygodnie aresztu z zawieszeniem na dwa lata – i tyle. I surowo pouczyć, że na 16 jaj lepiej wziąć 1 ½ kostki masła... JKM
Od rzemyczka do... Giuseppe Tomasi di Lampedusa w znakomitej powieści „Lampart” wkłada w usta księcia Saliny sentencję aktualną również dzisiaj w Polsce – że mianowicie „trzeba wiele zmienić, by wszystko pozostało po staremu”. Pod koniec 2008 roku Sejm głosami 366 posłów przeciwko 50, przy 22 wstrzymujących się, uchwalił ustawę o zmniejszeniu tak zwanych „ubeckich” emerytur. Weszła ona w życie 1 stycznia tego roku, obejmując około 24 tysięcy funkcjonariuszy bezpieki spośród 38 tysięcy zweryfikowanych. Przeciętne zmniejszenie emerytury wyniosło 561 złotych, chociaż zdarzają się też cięcia wynoszące i 4 tysiące. Czy ustawa utrzyma się w obecnym kształcie – tego jeszcze nie wiadomo, bo Trybunał Konstytucyjny na razie nie odważył się wydać w tej sprawie orzeczenia, najwyraźniej czekając na dalsze rozkazy. Oczekując tedy na wyrok niezawisłego Trybunału możemy oddać się rozmyślaniom, czy na przykład obcięcie emerytury objęło również np. generała Gromosława Czempińskiego, w swoim czasie wysokiego oficera bezpieki, co to do sławnego „wywiadu gospodarczego” zwerbował nawet samego Andrzeja Olechowskiego, który oczywiście w tamtym czasie nie wyglądał tak nobliwie i „ponadpartyjnie”, jak teraz – tego samego generała Czempińskiego, któremu podobnież jakiś Turek ukradł ze szwajcarskiego konta bankowego 2 miliony dolarów, a generał nawet tego nie zauważył. Chyba nie, bo przecież generał Czempiński, jeśli w ogóle przeszedł na emeryturę, to ze stanowiska szefa Urzędu Ochrony Państwa już w „Polsce Niepodległej”, a poza tym został wyróżniony „pour le merite” również przez Amerykanów, kiedy nasza razwiedka przygotowywała się do odwrócenia sojuszy. A gdyby nawet, to skoro nie zauważa zniknięcia nawet 2 milionów dolarów, to zauważy obcięcie emerytury o 561 złotych? Przy okazji 20 rocznicy rozwiązanie PZPR pan Marek Biernacki przypomina, że partyjniacy, a i bezpieczniacy zakładali mnóstwo firm, które potem sprawnie i masowo upadały, wyprowadzać pieniądze w tak zwaną siną dal, więc nie sądzę, by PiS z Platformą Obywatelską rzeczywiście zrobili im jakąś krzywdę. Było to raczej przedstawienie dla ludu, żeby miał satysfakcję patrząc, jak to POPiS wymierza sprawiedliwość społeczną i dziejową. Sprawiedliwość społeczna, jak wiadomo, polega na tym, iż państwo wychodzi naprzeciw bardzo rozpowszechnionemu w wielu środowiskach pragnieniu, by każdemu było tak źle, jak mnie. I tym właśnie tłumaczę fakt, że Platforma Obywatelska spełniła również i ten postulat programowy Prawa i Sprawiedliwości, chociaż oczywiście nie do końca, na co zwrócił uwagę pan poseł Gosiewski mówiąc, że on najchętniej tym znienawidzonym ubeckim generałom nic by nie dał, ale skoro dostaną nie 9, tylko 6 tysięcy złotych emerytury, to jest to krok we właściwym kierunku. Niezależnie więc od tego, jaki w końcu rozkaz wykona niezawisły Trybunał Konstytucyjny, warto zastanowić się nad owym „właściwym kierunkiem” zwłaszcza, że pojawiły się następne drogowskazy, które również go wytyczają. Już kilka lat temu ówczesny prezes Rady Nadzorczej ZUS, dr Robert Gwiazdowski publicznie oświadczył, że system emerytalny w Polsce zmierza w stronę bankructwa. Wyleciał za to z posady, ale nie trzeba nikogo przekonywać, że to sytuacji w systemie emerytalnym przecież nie poprawiło. Stąd też niczym króliki, zaczęły mnożyć się rozmaite inicjatywy, a to, żeby obciąć emerytury ubekom, a to – żeby wydłużyć wiek emerytalny kobiet, bo okazało się, że żyją one dłużej od mężczyzn, co rzeczywiście jest skandalem urągającym zasadom sprawiedliwości społecznej, a to – żeby i mężczyznom wydłużyć wiek emerytalny – i tak dalej i tak dalej. Przewidział to już dawno Alexis de Tocqueville, zauważając, że nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakiej nie dopuściłby się skądinąd łagodny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy. Wprawdzie poczynił on swoje spostrzeżenie jeszcze w wieku XIX, ale zachowało ono aktualność również dzisiaj, co potwierdza m.in. prof. Lucjan Israel, francuski specjalista chorób płucnych, informując w wywiadzie udzielonym „Le Figaro Magazine”, że propaganda eutanazji nasila się w krajach, w których systemy emerytalne zmierzają do bankructwa – m.in. dlatego, że wydatki na człowieka w 6 ostatnich miesiącach jego życia są równe wydatkom, jakie ubezpieczalnia ponosi na tego człowieka przez cały wcześniejszy okres jego życia, zatem rachunek ekonomiczny domaga się skrócenia tego okresu do minimum, a najlepiej całkowitego wyeliminowania go. Oczywiście głośno nie wypada tego powiedzieć, ale od czegóż stada postępaków, które za parę groszy dyskretnie wsuniętych w ramach pomocy dla „organizacji pozarządowych”, przeprowadzą kampanię propagandową we właściwym kierunku? U nas jest to trochę trudniejsze, bo wpływowy Kościół katolicki jeszcze nie został odpowiednio wytresowany do nieubłaganego postępu, dlatego w Polsce praktykuje się eutanazję a la polonaise, która polega na tym, że NFZ tak kraje, jak mu staje i po krzyku. Kto ma żyć, ten przeżyje, no a komu pisana śmierć, to i tak nic na to poradzić przecież nie można. Ale to oczywiście tylko półśrodki, podobnie jak cięcia w ubeckich emeryturach, które były tylko programem pilotażowym przed operacją właściwą. Dlatego już następnego dnia, kiedy to premier Tusk za namową Naszej Złotej Pani Anieli zrezygnował z kandydowania w tubylczych wyborach prezydenckich, ogłosił on zbawienny program sanacji finansów publicznych. Wśród rozmaitych pomysłów była również zapowiedź likwidacji przywilejów emerytalnych służb mundurowych. O ile tamte inne zapowiedzi pewnie nie zostaną zrealizowane, bo premier Tusk nie zadał sobie nawet fatygi skonsultowania ich z koalicyjnym PSL-em, o tyle likwidacja przywilejów, a konkretnie – możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę, jest bardzo prawdopodobna, m.in. zgodnie z prawem Murphy’ego, że jeśli coś złego może się stać, to na pewno się stanie. Czy jednak w tych warunkach, przy jednoczesnym braku pieniędzy na armię, można będzie zapewnić odpowiedni napływ ochotników zarówno do wojska, jak i policji? Przy niskich zarobkach, niższych od biurokracji cywilnej, możliwość wcześniejszej emerytury stanowiła jakąś zachętę dla kandydatów do wojska, czy policji. Jeśli ta zachęta zostanie zlikwidowana, a w jej miejsce nie pojawią się żadne inne, to operacja ujednolicania emerytur może być tylko pseudonimem kolejnego etapu rozbrajania i demontażu państwa. Czyżby dlatego właśnie Nasza Złota Pani Aniela tak namawiała premiera Tuska, żeby pozostał na swoim stanowisku nawet za cenę rezygnacji z prezydenckich ambicji? Tego wykluczyć nie można, podobnie jak i tego, że premier Tusk prawidłowo zrozumiał te zachęty, skoro tak ostentacyjnie pokazuje, że już nie zależy mu ani na poparciu ze strony tubylczych sił zbrojnych, ani nawet – ze strony tubylczej policji. Czyżby sądził, że ma lepsze gwarancje? SM
Bez swojej wiedzy i zgody Po czym poznajemy genialne wynalazki? A po czymże, jeśli nie po tym, że upowszechniają się z szybkością płomienia? Jak wiadomo, matką wynalazków jest potrzeba, więc kiedy ciśnienie potrzeb osiąga punkt krytyczny, wtedy pojawia się wynalazek, który rozpowszechnia się z szybkością płomienia. Kiedy w 1992 roku próbowano ujawnić komunistyczną agenturę w strukturach państwa, powstała szalenie kłopotliwa sytuacja, z którą nie potrafiły poradzić sobie nawet patentowane autorytety moralne. Wprawdzie dzięki dyspozycyjności niezawisłego Trybunału Konstytucyjnego uchwałę lustracyjną udało się zatrzeć, ale – jak zauważył cesarz Klaudiusz – pozostał „ślad po zatarciu”, który patentowanym autorytetom moralnym nie dawał spokoju. Kiedy po śmierci Jana Pawła II sytuacja zaczęła stawać się już nieznośna, nagle pojawiła się zbawienna formuła: „bez swojej wiedzy i zgody” – dzięki której i wilk mógł być syty i owca cała. Bo jakież zastrzeżenia można mieć, dajmy na to do arcybiskupa Józefa Życińskiego, skoro został on zarejestrowany przez SB jako TW „Filozof” bez swojej wiedzy i zgody, co w każdej chwili oficer prowadzący chętnie potwierdzi przez niezawisłym sądem? Żadnych zastrzeżeń mieć nie można przeciwnie – jako duszpasterzowi „ogniem próbowanemu” można ufnie powierzyć nie tylko dusze od żelazek, ale nawet te prawdziwe. Jak trafnie przewidział poeta – „nie jest światło, by pod korcem stało”, więc nic dziwnego, że formuła „bez swojej wiedzy i zgody” zaczęła robić błyskawiczną karierę. Właśnie niezawisły sąd stwierdził, że nie było żadnej mafii węglowej, więc pani Barbara Blida była okazem pierwotnej niewinności. Dlaczego w takim razie na widok ekipy ABW się zastrzeliła? To jasne – zastrzeliła się, ponieważ wprawdzie była niewinna, ale „bez swojej wiedzy i zgody”. A ponieważ jednocześnie prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko europosłowi Ziobrze, to nieomylny to znak, że po krótkim zawirowaniu znów wracamy na pewny grunt podstawowej konstytucyjnej zasady III RP: „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych” – chyba, że „bez swojej wiedzy i zgody”. SM
Rozwiązania UPR-u kontra rządowy pijar Donald Tusk szumnie zapowiedział naprawę finansów publicznych w Polsce i nazwał ją: planem rozwoju i konsolidacji finansów. Bardzo dobrze, że dostrzegł problem błyskawicznie narastającego długu publicznego (z którym zapowiedziany plan ma zamiar walczyć), ale zwiastuny naprawy to nic innego niż dalsze zwiększanie wpływów budżetowych (czytaj podwyżka podatków lub – jak ładnie to uj...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]