152, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

26 lutego 2010 Socjalizm rozwija się w najlepsze na wszystkich frontach walki z wolnością „obywatelską”, przybierając coraz bardziej karykaturalne formy. Będą rosły podatki i koszty, bo socjalizm wymaga pieniędzy, bo sam- jako ustrój- żadnych dóbr nie generuje. Nie jest to ustrój tworzenia dochodu, a tym samym dobrobytu, lecz system redystrybucji naszych dochodów przez biurokrację państwową, z jednego miejsca w inne. Będzie tak , jak postanowi biurokracja , która z socjalizmem związana jest nieodłącznie. Rynek z  tymi decyzjami nie ma nic, ale to nic- wspólnego. Liczą się decyzje biurokracji! Co prawda już Józef Stalin mówił, że „ komunizm do Polaków pasuje tak jak siodło do krowy”, ale kto by się tam przejmował spiżowymi tezami tow. Stalina. Żelazna Dama , pani Margaret Thatcher   już po śmierci  Wielkiego Nauczyciela Ludzkości, jako premier Wielkiej Brytanii mówiła, że „ socjalizm jest bliską kuzynka komunizmu”(???. I też się nią nikt nie przejmuje.. No cóż…”Gdy zbliżała się pora śniadaniowa, krowy jadły trawę, a ja razem z nimi”… Niedawno opisywałem powołanie państwowego Rzecznika Prawa Pacjentów, którego to  Rzecznika powołała Platforma Obywatelska, w trosce o pacjentów państwowej służby zdrowia. To zresztą logiczne: w państwowym bałaganie i marnotrawstwie leczenia, nic tak nie poprawia samopoczucia rządzących tym segmentem państwowej działalności państwa, jak istnienie biurokratycznego rzecznika, który z wielkim zaangażowaniem  uczuciowym, będzie wysłuchiwał skarg i żali pacjentów pokrzywdzonych przez  państwową  „ służbę zdrowia”. Jak nie może być inaczej- niech przynajmniej będzie weselej. I bardziej biurokratycznie. Właśnie kilka dni temu złapano  w jakimś mieście  państwową  karetkę pogotowia, która do pacjenta jechała…. 4,5 godziny(???). Nie, nie dlatego, że pacjent był gdzieś niesłychanie daleko .. Ale chodziło o nabicie w butelkę podatników, pardon- nabicie kilometrów, żeby, więcej wyciągnąć z Narodowego Funduszu Śmierci, który to Fundusz dysponuje gigantyczną sumą 55 miliardów złotych do dyspozycji biurokracji okupującej ten Fundusz. Pieniądze w Funduszu pochodzą z kradzieży i jako takie są niemoralne siłą socjalistycznych  rzeczy, ale kto by się w socjalizmie biurokratycznym moralnością przejmował. Moralność można przegłosować, bo w demokracji im więcej głosów, tym mniej moralnie. A im mniej moralnie, tym bardziej frywolnie, a im bardziej frywolnie- tym bajecznie marnotrawnie. To jest dopiero pomysł !Obrabować miliony ludzi z pieniędzy, które biurokracja  złożyła na jednej górce w Funduszu, z którego państwowa  biurokracja czerpie do woli ,a wszyscy dookoła się góry pieniędzy  kręcący, kombinują jakby tu wyrwać co tłustsze kawałki dla siebie. Upaństwowieni lekarze też sobie jakoś radzą przetrzymując fikcyjnie pacjentów na państwowych łóżkach. lub przerzucają ich z sali do sali, żeby Narodowy  Fundusz Śmierci zapłacił więcej... Zamiast leczyć- kombinują! W tym złym systemie leczenia. Leczenie pacjentów siłą socjalistycznych rzeczy schodzi na dalszy plan, bo całość uwagi  wyrywających znacjonalizowane pieniądze, skupia się na sposobach przywłaszczania sobie już przywłaszczonych wcześniej przez państwo pieniędzy podatników. Reszta jest milczeniem. To tak jak  z Chińczykami, którym udało się włamać na serwer Google.. Nagle każdy z nich spróbował wpisać hasło…(???). Bo nie może być tak, że pacjenci od państwa dostają na powrót swoje pieniądze, które im wcześniej socjalistyczne państwo ukradło,  i potem  samodzielnie decydują, do którego lekarza pójdą po poradę, a do którego nie pójdą..? Ich wolna wola! A do prywatnego szpitala pojadą prywatną karetką, która nie będzie krążyła po mieście bez celu, bo już właściciel o to zadba, żeby tak nie było. I nie będzie państwowego  i „ narodowego” Funduszu    Śmierci, tylko pacjenci będę mieli swoje pieniądze, a co bardziej przezorniejsi ubezpieczą się dobrowolnie w prywatnej firmie ubezpieczeniowej na okoliczność choroby. Będzie racjonalnie i nie marnotrawnie! Tak być nie może. Tylko ich pieniądze muszą być na kupie marnotrawstwa Narodowego Funduszu Śmierci, z którego  upaństwowieni funkcjonariusze wyrywają je  jak tylko się da. Wyrywają racjonalnie z nieracjonalnej kupy ! Powstaje przy tym olbrzymie złodziejstwo I nawet nie są nietrzeźwi tak jak pani modelka Ilona Felicjańska , która przedwczoraj rozbiła po pijaku trzy samochody. Oprócz tego swój. I wcale nie musiała krążyć po mieście 4,5 godziny. Po prostu wyrywają pieniądze  na trzeźwego wariata! Skoro jest tak wielka kupa pieniędzy i co roku- wobec wzrastającego rabunku nas- kupa jest coraz większa. A co za tym idzie większe marnotrawstwo! Rzecznika Pokrzywdzonych Podatników jeszcze na razie nie ma, ale już wkrótce będzie Rzecznik do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji.(???) Bo właśnie w socjalistycznym Sejmie socjaliści z Platformy Obywatelskiej i innych socjalistycznych klubów miętoszą ustawę o utworzeniu kolejnej biurokracji. Jednego podatnika ostatnio pies nic nie jadł. Z prostego powodu. Podatnik przestał go karmić! A my dopóki nie przestaniemy karmić biurokracji, dopóty ona nie zdechnie. Czym będzie się zajmował Rzecznik ds. Przeciwdziałania Biurokracji, pardon- Dyskryminacji? Ano tak naprawdę niczym pożytecznym, jak to zwykle” pożyteczni idioci”, których skodyfikował już Lenin. Będą uzasadniać kolejne przeszkody, które bohatersko pokonuje się w socjalistycznym ustroju, a które to przeszkody socjalizm sam stwarza.. Najpierw stworzyć- a potem pokonywać! Roboty głupiego będzie w bród! I każdy walczący o poprawę losu dyskryminowanych będzie miał pensję z budżetu państwa, czyli wszystkich tych  dyskryminowanych. Bo w końcu każdy jest dyskryminowany, przynajmniej tak mu się wydaje. Bo dlaczego jeden jest wzrostu niskiego, a inny słusznego- jego zdaniem. I co ma robić taki kurdupel w towarzystwie  kobiet powyżej 180 cm wzrostu, bez zarostu? Brak zarostu jest też formą dyskryminacji- jak najbardziej. Tak jak bogactwo. Jeden ”obywatel”  piękny dom ma- a inny ”obywatel”- nie! Czy to nie jest dyskryminacja? To akurat socjaliści zauważyli już dawno, dlatego w pierwszym rządzie pierwszorzędnie grabią bogatych, bo bogactwo i tak pochodzi z kradzieży. Tylko biurokracja socjalistyczna nie kradnie, chociaż ma wszystkiego w bród, niczego pożytecznego nie tworząc. Skąd ma? Ano z kradzieży tych, których piętnuje jako złodziei.. Bo wiadomo ”prywaciarz” – to złodziej! Czas zjadać bogatych.. A czy moralnym jest żyć z paserstwa? W każdym razie, po tym razie się podniesiemy, tak jak po  ciosach poprzednich.. Wytrzymacie? Wytrzymamy panie premierze Tusk.. Więcej biurokracji! Więcej podatków! Więcej złodziejstwa i pozorowanych działań.. Co pan buduje , panie  socjalistyczny premierze? Dom niewoli? Ciekawe czy w  walce z dyskryminacją płci , rasy, sposobów zaspokajania popędu seksualnego i czego tam jeszcze będą parytety..? Których zresztą  zwolennikiem jest pan „ liberał” Tusk.. Bo przydałby się jeszcze dodatkowo Rzecznik ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji  Parytetów Dyskryminacji., prawda? A potem jeszcze Rzecznik Pokrzywdzonych przez Parytety i Dyskryminację.. Chyba nie starczy dla nas wszystkich miejsc w domach wariatów. W każdym razie- w jednym z nich muszą przeprowadzać remont. Mam na myśli Sejm.. musi być remont- choć oficjalnie Sejm pracuje, posłowie uchwalają, większość jest nieobecnych, jak to w demokracji satyryczno - parlamentarnej ,bo i tak decyzje zapadają poza Sejmem.. I nie miał racji , pan Waldemar Łysiak, pisząc, o Sejmie” Buda cyrkowa na Wiejskiej”(???) A w ogóle, czy tam jeszcze ktoś pozostał o zdrowych zmysłach? No i muszą być parytety , jeśli chodzi o kaftany bezpieczeństwa.. Każdy poseł musi mieć swój! I Straż Marszałkowska niech pilnuje, żeby każdy wchodził w swój.. Zaraz po przybyciu do Sejmu.. Przed każdym  demokratycznym głosowaniem.. No i w Straży Marszałkowskiej też nie ma parytetów.. Bo cała ta demokracja wymaga wielkiego narodowego kaftana bezpieczeństwa?...jakoś w związkach homoseksualnych parytetów też  nie ma . I nie ma ruchów homoseksualnych domagających się parytetów homoseksualnych w kaftanach bezpieczeństwa seksualnego.. No i nie ma Rzecznika Dyskryminowanych Homoseksualistów w Kaftanach Bezpieczeństwa.. Sami państwo widzicie! Sodoma i Gomora! I to wszystko przed nami… A Platformie Obywatelskiej rośnie w sondażach demokratycznych?  To znaczy, że musi być jeszcze więcej głupoty.. WJR

Ekstradycja brata Michnika Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie wydał nakaz tymczasowego aresztowania byłego stalinowskiego sędziego Stefana M., brata Adama Michnika. Jest on podejrzany o udział w bezprawnym pozbawieniu wolności Józefa Stemlera, byłego wiceministra informacji w Delegaturze Rządu na Kraj. M. grozi do 10 lat więzienia. O zastosowanie tymczasowego aresztu na okres trzech miesięcy wobec Stefana M. wystąpił do sądu warszawski pion śledczy IPN. Wniosek uzasadniano tym, że były stalinowski sędzia nie stawia się na wezwania prokuratorów. - Będziemy podejmowali dalsze czynności zmierzające do tego, żeby Stefan M. odpowiadał przed polskim wymiarem sprawiedliwości - powiedział nam naczelnik warszawskiego pionu śledczego Piotr Dąbrowski. Dodał, że nie jest wykluczone, iż nakaz aresztowania przyjmie formę ENA. M. jest obywatelem polskim, ale od 1968 r. przebywa w Szwecji, gdzie wyjechał na fali antysemickiej nagonki komunistycznych władz. Według IPN, nie ma on w Szwecji stałego miejsca zamieszkania, choć dokładny adres miejsca jego pobytu jest publicznie znany m.in. dzięki dziennikarzom. Decyzja sądu jest nieprawomocna. Nie wiadomo, czy M. będzie składał na nią zażalenie. Wcześniej mówił, że działania podejmowane wobec niego w Polsce mają zaszkodzić jego przyrodniemu bratu, redaktorowi naczelnemu "Gazety Wyborczej" Adamowi Michnikowi. IPN zaprzecza tym tezom. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej już w 2009 r. składał wniosek o wydanie nakazu tymczasowego aresztowania, ale wówczas sąd garnizonowy go nie uwzględnił, uznając, że najpierw należy się zwrócić do sądu dyscyplinarnego o uchylenie immunitetu. IPN odwołał się do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, który uznał, że Stefana M. nie chroni immunitet sędziowski, który przysługiwał mu tylko wówczas, gdy sprawował swój urząd, czyli do 1955 roku. Nakazał on sądowi garnizonowemu ponownie zbadanie wniosku IPN. - To kolejny krok na drodze podjęcia przez nas próby rozliczenia kwestii odpowiedzialności sędziów i prokuratorów za niedopełnianie obowiązków w czasach stalinowskich - mówił wówczas prokurator Marek Klimczak, prowadzący sprawę stalinowskiego sędziego. - Szwecja nie ma analogicznych przepisów związanych z rozliczeniem komunizmu i zapewne zakres pojęcia zbrodni przeciwko ludzkości w prawie szwedzkim jest trochę inny niż w naszym - mówił. Na Stefanie M. od 2007 r. ciążą zarzuty udziału w bezprawnym pozbawieniu wolności Józefa Stemlera. Był on jednym z członków składów orzekających o przedłużaniu aresztu członka Delagatury na Kraj. M. orzekał także m.in. w procesach przedwojennych oficerów WP, które były odpryskami wielkiego procesu o rzekomy spisek w wojsku, tzw. sprawy Tatara, z początku lat 50. Był członkiem składu, który skazał na śmierć mjr. Zefiryna Machallę oraz mjr. Karola Sęka z Narodowych Sił Zbrojnych. Uczestniczył także w orzekaniu wyroków śmierci m.in. wobec płk. Maksymiliana Chojeckiego i płk. Bronisława Maszlanki, których nie wykonano. "Czułem zadowolenie, wydając wyroki na wrogów" - mówił M. w 1999 r. w wywiadzie dla szwedzkiego dziennika "Dagens Nyheter". "Wierzyłem, że służę swojemu krajowi (...)" - wyjaśniał. IPN jednak nie rozważa postawienia z tego tytułu zarzutów o mord sądowy, ponieważ - według prokuratora Klimczaka - "brak jest dostatecznych danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przez niego takiego przestępstwa". - Zebrany materiał dowodowy nie daje na dzisiaj podstaw wysnuwania tak daleko idących wniosków - uważa śledczy. Według ustaleń dr. Krzysztofa Szwagrzyka, historyka z IPN, w okresie stalinowskim w blisko 200 wojskowych sądach i prokuraturach pracowało ok. 1100 osób. Wśród nich pewien procent stanowili oficerowie sowieccy i pochodzenia żydowskiego (ok. 70 osób, m.in. Stefan M., Henryk Holder, Helena Wolińska).

Zenon Baranowski

Dziurka w (żelaznej) kurtynie Anegdotki często lepiej objaśniają różne - również polityczne - zawiłości niż pretensjonalne i nudne wypociny pozbawionych pisarskiego talentu utytułowanych propagandziarzy zwanych politologami. Pewnie dlatego Stalin tak nie lubił "aniegdotczyków" i chętnie posyłał ich do budowania Kanału Białomorskiego i innych strojek socjalizmu. Weźmy na przykład taką anegdotkę o mężu, który wróciwszy wcześniej do domu, zastał żonę w sytuacji wskazującej na zdradę małżeńską. W poszukiwaniu sprawcy energicznie otwiera drzwi do poszczególnych pokoi, z mściwą satysfakcją oznajmiając żonie, że "tu go nie ma!". Wreszcie otwiera szafę, a tam widzi sprawcę cudzołóstwa, gołego, ale - z pistoletem w ręku. "I tu go nie ma!" - woła przestraszony, zatrzaskując drzwi szafy. Czyż to nie metafora polskiej publicystyki politycznej? Właśnie Piotr Skwieciński podzielił się spostrzeżeniem, że być może istnieje jakiś ośrodek koordynujący aferę hazardową. Na taką możliwość wskazują, jego zdaniem, zeznania świadków, wykazujące znamiona koordynacji. Dodałbym, że nie tylko zeznania świadków. Na istnienie koordynatora wskazują również pytania zadawane świadkom przez posłów PO. Oczywiście w takich sprawach jesteśmy skazani na domysły, ale skoro już tak jest, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się śmiało! Ja na przykład domyślam się, że tym koordynatorem jest stara, poczciwa razwiedka, której dobrego imienia właśnie zamierza bronić generał Marek Dukaczewski na czele stowarzyszenia SOWA. Ponieważ premier Tusk, w ramach ekspiacji za wcześniejsze próby podskakiwania, stworzył pozory legalności dla monopolu razwiedki w branży hazardowej, to jest rzeczą oczywistą, że już nie życzy ona sobie na ten temat żadnych hałasów i mężowie stanu dostali rozkaz, żeby sprawę albo wyciszyć, albo - na wypadek gdyby wyciszenie się nie powiodło - rozmydlić ją w powodzi coraz bardziej nieprawdopodobnych wersji, których mnogość wszystkich szybko zmęczy i zniechęci. W języku razwiedki nazywa się to dezinformacją i właśnie mamy okazję, by przyjrzeć się tej metodzie w działaniu. W 1985 r. zdymisjonowany został generał Mirosław Milewski pod pretekstem kierowania tzw. aferą "Żelazo" polegającą na utworzeniu w MSW band zbrojnych, które za granicą miały dopuszczać się rabunkowych morderstw, a łupy, w postaci złota i kosztowności, przywoziły do Polski. W 1985 r. za czasów Biura Politycznego KC PZPR z udziałem gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka prokuratura sprawę umorzyła. I ciekawa rzecz - mimo "transformacji ustrojowej" oraz "przywrócenia praworządności" żaden z prokuratorów generalnych - ministrów sprawiedliwości, nie miał odwagi podważyć tamtej decyzji, podjąć śledztwa na nowo choćby po to, by ustalić, kto wziął i gdzie schował fanty. Nie uczynił tego ani Aleksander Bentkowski w rządzie premiera Tadeusza Mazowieckiego, ani Wiesław Chrzanowski w rządzie premiera Krzysztofa Bieleckiego. Nie zrobili tego także Zbigniew Dyka - minister sprawiedliwości w rządzie premiera Olszewskiego, ani Jan Piątkowski - minister w rządzie Hanny Suchockiej, którzy nigdzie nie byli zarejestrowani nawet "bez swojej wiedzy i zgody", a śledztwa też nie podjęli. O Włodzimierzu Cimoszewiczu - ministrze w rządzie premiera Pawlaka, ani Jerzym Jaskierni - ministrze w rządzie Józefa Oleksego, nawet nie wspominam. Nie mówię też o Leszku Kubickim - ministrze w rządzie premiera Cimoszewicza, ani Hannie Suchockiej - ministrze w rządzie charyzmatycznego premiera Buzka, ale warto zwrócić uwagę, że śledztwa w tej sprawie nie podjął również Lech Kaczyński - od 12 czerwca 2000 roku minister w rządzie premiera Buzka. A przecież przestępstwa były związane z członkami Biura Politycznego KC - i nie powinny być przedawnione. Widzimy, że zasada: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych, była i jest respektowana. Oczywiście bywają momenty szczególne, jak np. wybory tubylczego prezydenta, którym nawet w tej dziedzinie towarzyszą zawirowania, spowodowane ingerencją starszych i mądrzejszych. Właśnie Helsińska Fundacja Praw Człowieka, kolaborująca z wiedeńską Agencją Praw Podstawowych, po przeanalizowaniu dokumentów Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej odkryła, że samoloty CIA z uwięzionymi talibami jednak lądowały w Polsce i to co najmniej sześciokrotnie. Najwyraźniej Nasza Złota Pani Aniela dyskretnie pomaga swojemu faworytowi w oczyszczeniu przedpola z faworytów CIA. Ministrowi Sikorskiemu czy marszałkowi Komorowskiemu? SM

Paszkwilanci Obserwując scenę polityczną w Polsce, zauważyłem, że dziennikarze, którzy mnie zawsze zwalczali, stali się słynni i bogaci. Historia ostatnich 20 lat pokazuje, że można było zrobić dobrą karierę na tendencyjnym szkalowaniu mojej osoby.  Niektórzy robią to do dzisiaj. Jedna z "moich" paszkwilantek, Żydówka Anne Applebaum, już w 1990 roku publikowała o mnie obrzydliwe teksty w skrajnie konserwatywnej amerykańskiej prasie. To samo po angielsku i po polsku pisał jej mąż Radek Sikorski, były dziennikarz, który zrobił karierę w polityce. Radek robi teraz podchody na stanowisko prezydenta RP, a jego żona Applebaum obiecuje, że przestanie pisać tendencyjne teksty dla amerykańskiej prasy, kiedy zostanie Pierwszą Damą w Polsce. Wiadomo, że Pierwszej Damie nie wypada pisać paszkwili. Może to zlecić innym osobom. W 90 roku atakowali mnie tacy dziennikarze, jak Daniel Passent i Jarosław Gugała, którzy dostali stanowiska ambasadorów RP w Argentynie i w Urugwaju. Dziennikarz Krzysztof Kasprzyk za swój udział w książce "Śladami Stana Tymińskiego" był konsulem w Vancouverze, Los Angeles i Nowym Jorku.  Piotr Najsztub dostał miesięcznik "Przekrój" oraz programy publicystyczne w TVP, a jego szef Adam Michnik został niekwestionowanym królem żydowskiego "Salonu". Monika Olejnik oraz Tomasz Lis do tej pory dostają najwyższe pensje w telewizji. Nawet Anita Gargas, którą znałem jako przymierającą głodem młodą emigrantkę w Toronto i pożyczałem jej pieniądze na przeżycie, paszkwilowała mnie w 90 roku, teraz jest szefem publicystyki w TVP. Śp. dziennikarz Roman Samsel, którego kiedyś zatrudniłem do edycji mojej książki "Święte psy", napisał na mój temat kilka książkowych paszkwili i jeździł z nimi do szkół średnich w całej Polsce, aby osobiście niszczyć moją reputację. Zmarł w wielkich cierpieniach na raka dwunastnicy. Lista "moich" paszkwilantów jest bardzo długa i nie jest to miejsce na jej publikację, a więc dałem tylko kilka przykładów, że szkalowanie Tymińskiego okazało się działalnością bardzo korzystną dla wielu dziennikarzy. Notabene przez ostatnie 20 lat jestem w Polsce pod ścisłą cenzurą - nikt w Kraju nie opublikuje moich tekstów, a więc nie mam możliwości obrony. Pewnie z obawy, aby nie zdewaluować wartości tych wydumanych paszkwili. Zawsze byłem zdumiony, z jak wielkim zacięciem byłem kłamliwie atakowany przez obcych mi ludzi.  Jest to swego rodzaju komplement, że poświęcili mi tyle uwagi, ryzykując przez pisanie potwornych kłamstw swoją reputację.  Atakowano mnie głównie za to, że odważyłem się bronić Polaków skazanych na biedę przez  mafijno-polityczny układ "okrągłego stołu", oraz za to że w 1990 roku zdobyłem poparcie milionów Polaków, którzy po 8 tygodniach morderczej kampanii wyborczej wybrali mnie na stanowisko swego prezydenta. Tyle, że na koniec "dopasowano" wynik wyborów  na korzyść Lecha Wałęsy. Byłbym wtedy waszym prezydentem,  gdyby nie dorzucono kartek do urn w dużych miastach wojewódzkich, gdzie "układ" miał swoich ludzi.  Po sfałszowanych wyborach byłem brutalnie porzucony przez własny elektorat na pożarcie zjadliwych paszkwilantów, którzy dalej rzucali się na mnie jak wściekłe psy.  Czarne chmury zebrały się wtedy nad Polską i wiszą nad krajem do tej pory. A byliśmy tak blisko zwycięstwa i udało nam się obalić wrogi nam antypolski rząd Tadeusza Mazowieckiego. Mimo że prawdziwy wynik wyborów  przyhamował socjopatyczne reformy Leszka Balcerowicza, to wszystko poszło na marne, bo dziś Polską rządzi haniebny układ PO-PiS. W 1991 roku sfałszowano wybory, utrącając większość Partii X za domniemane podrabianie podpisów koniecznych do rejestracji kandydatów, ale bez podania żadnych dowodów. Pamiętam,  z jaką radością moi paszkwilanci jednostronnie opisywali ten incydent w prasie krajowej i zagranicznej. Niedługo potem śp. Mieczysław Bareja, przewodniczący Komisji Wyborczej w Warszawie, który nas świadomie utrącił z wyborów, umarł na atak serca jako potwierdzony współpracownik SB w czasie swojej własnej rozprawy lustracyjnej. Piszę ten tekst jako przestrogę, że jeśli  kiedyś w przyszłości znajdzie się prawy Polak, który odważy się ostro zawalczyć o wasz los, to znowu potężna grupa paszkwilantów będzie go niszczyła na wszelkie sposoby  w zamian za zaszczyty i pieniądze. Będą oni nagradzani przez poprzednich paszkwilantów, którzy już sławę i stanowiska zdobyli haniebnym szkalowaniem. Taka sytuacja będzie trwała, dokąd każdy Polak nie zrozumie, że kiedy niszczą jego lidera, który reprezentuje jego interesy na scenie politycznej, to on sam jest celem ataku - to on jest niszczony.  W czasie wojny, a taką dziwną wojnę niestety mamy w naszym kraju,  najważniejsze jest zniszczenie strategicznego dowództwa. Potem już łatwo zwyciężyć i rozproszyć żołnierzy.  Nie jest to tajemnica, że ludźmi, którzy są biedni i bez liderów, jest łatwo manipulować i rządzić pod pozorami demokracji. Osobiście nigdy nie widziałem sytuacji, aby Polacy stanęli murem za swoim liderem-reprezentantem, kiedy był on atakowany przez naszych wrogów. Ba, nigdy nie widziałem nawet zbiórki pieniędzy na koszty kampanii wyborczej jakiegoś kandydata. Tak jakby Polacy nie cenili i nie mieli potrzeby, aby mieć własnych reprezentantów w polityce. A polityka jak dźwignia daje możliwość największych zmian na korzyść obywateli. W prawdziwej demokracji głos oddany na danego kandydata jest głosem na samego siebie. Kto tego nie rozumie, jest tylko kibicem polityki, a nie jej uczestnikiem, i jako kibic swego głosu w urnie wyborczej nigdy nie będzie bronił. A największa bieda, to nie brak pieniędzy, ale tchórzostwo i brak wiedzy. Na koniec pragnę zwrócić uwagę, że kiedy dana nacja nie jest w stanie wykreować, wesprzeć i obronić swoich liderów reprezentantów, to ich miejsce natychmiast zajmą wyszczekani i sowicie opłacani dziennikarze paszkwilanci. A to dlatego, że na poziomie władzy natura nie znosi próżni. Kraj prowadzony przez bandę dziennikarskich paszkwilantów nigdy nie będzie bogaty. Przyszłość ludzi w takim kraju będzie kreowana przez haniebną mentalność byłych dziennikarzy, którzy służą możnym tego świata  tylko dla własnych korzyści. Musimy to zmienić. Czas, aby Polska, nasza ojczyzna, nareszcie była prawdziwą matką, a nie okrutną macochą. Stanisław Tymiński

Majchry potężnych szermierzy W oczekiwaniu na ostateczne zwycięstwo w konflikcie polsko-białoruskim, kiedy pani Andżelika Borys przywiedzie do Warszawy z...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl