13-Daria Doncowa - Dasza Wasiliewa -Kłamstwo na kłamstwie, Daria Doncowa - KRYMINAŁY DO CZYTANIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Daria Doncowa
KŁAMSTWO na
KŁAMSTWIE
Z rosyjskiego przełożyła
Ewa Rojewska-Olejarczuk
Tytuł oryginału
DOMIK TIOTUSZKIŁŻY
Cykl
Rozdział 1
Trup nie może wyjść z kostnicy na własnych nogach. Swoją
ostatnią ziemską przystań ciało opuszcza w trumnie, na
wózku popychanym przez sanitariusza o beznamiętnej
twarzy. Ale temu, co jeszcze niedawno było człowiekiem, jest
to obojętne, wszelkie emocje są już poza nim. Całkiem
niepotrzebnie większość osób tak się trzęsie ze strachu przed
nieboszczykami. Zmarli nikomu nie są w stanie zrobić nic
złego, a tak naprawdę bać się należy żywych.
Paradoksalnie jednak, choć wiemy, że nieboszczyk nie
wyrządzi nam krzywdy, nie chcemy pozostawać z nim w
pokoju sam na sam.
Ale Pietia Romow czuł się w pomieszczeniu obok trupa
zupełnie bezpiecznie. I na dobrą sprawę nie było w tym nic
nadnaturalnego.
Pietia studiował na czwartym roku akademii medycznej,
zamierzał zostać anatomo-patologiem, otrzymywał
maciupeńkie stypendium, w domu miał matkę inwalidkę i
dorabiał sobie w prosektorium jako sanitariusz. Z pracy był
zadowolony. Po pierwsze, nabierał doświadczenia, stojąc
przy sędziwym Siemionie Diemientjewiczu, najlepszym w
stolicy "doktorze zmarłych", po drugie, dostawał pensję,
która, choć obrzydliwie mała, i tak była wielokrotnie wyższa
niż stypendium, a po trzecie, krewni zmarłych stale wciskali
mu do kieszeni pieniądze, prosząc:
- Niech go pan uczesze, z łaski swojej. Albo:
- Postaraj się, chłopcze, żeby on (trup) wyglądał przyzwoicie.
Piętka się starał. Robił makijaż, układał fryzury. Starych nie
było mu żal, cóż, nażyli się, czas na wieczny odpoczynek, ale
na widok młodych ludzi, leżących na ocynkowanym stole,
nieprzyjemnie ściskało mu się serce. Jak gdyby ktoś mu
przypominał: ty, Piętka, kurde, też możesz kopnąć w
kalendarz...
Kostnica szpitala imienia Sawinowa, gdzie pracował Romow,
była starym, dawno nieremontowanym budynkiem z
zużytym wyposażeniem.
Klinikę założono jeszcze w czasach Mikołaja II i Piętka
podejrzewał, że przez prawie sto lat istnienia ani razu jej nie
odnawiano. W prosektorium nie było żadnych modnych
wynalazków w rodzaju szaf chłodniczych, gdzie każde ciało
leży na oddzielnej półce albo w oddzielnej szufladzie. Skądże,
tu była po prostu "chłodnia", mniej więcej dwudziesto
metrowe pomieszczenie, w którym utrzymywano
temperaturę poniżej zera. Zwłoki kładziono zwyczajnie na
wózkach albo na czymś, co do złudzenia przypominało
prycze.
Pierwszego grudnia Piętka miał nocny dyżur. Jakoś tak około
drugiej zachciało mu się jeść. Przeciągnął się, zamknął
podręcznik patologii i powlókł się na drugi koniec korytarza.
Mieściło się tam coś w rodzaju kuchenki. Zlew, malutka,
rozsypująca się ze starości lodówka Saratow i czajnik
elektryczny, bynajmniej nie Tefal, ale okropne, niklowane
urządzenie z dziobkiem, wyprodukowane jeszcze w czasach
sowieckich. Czajnik rozgrzewał się długo. Piętka, który chciał
zalać wrzątkiem "danie w pięć minut", czekał cierpliwie, aż
pojawi się para. Potem bez pośpiechu zjadł makaron w sosie
pomidorowym, wypił dwie szklanki niemal czarnej herbaty z
cukrem, spałaszował bułkę z makiem i poczuł, że znów jest w
stanie zagłębić się w podręcznik.
Strząsnął okruszyny z ceraty i ruszył z powrotem do pokoju,
w którym powinien zasiadać dyżurny. Droga prowadziła
obok przechowalni zwłok. Zbliżywszy się do masywnych
drzwi, Piętka zauważył, że są uchylone. Niczego dziwnego się
w tym fakcie nie dopatrzył. Chłodni nie zamykano, bo i po
co? Nie było tam nic, co można by ukraść - po prostu
zamykano drzwi na klamkę i już.
A zresztą zamek w drzwiach od dawna był zepsuty, a
dyrektor, któremu Siemion Diemientjewicz zaniósł podanie o
nowy zamek, tylko machnął ręką:
- Kupi się trochę później, tam w ogóle trzeba wymienić całe
drzwi.
Była to prawda, drzwi się wypaczyły i przy futrynie zrobiły się
szpary... A zresztą w prosektorium należało wymienić
wszystko, poczynając od stołów, a kończąc na linoleum.
Piętka pamiętał, że kiedy sam szedł do kuchni,
przechowalnia zwłok była dokładnie zamknięta, ale cholerne
drzwi co chwila się uchylały... Romow z westchnieniem
dowlókł się do chłodni i przed zamknięciem uprzykrzonych
drzwi zajrzał do środka.
To, co zobaczył, bardzo go zdziwiło. Dziś w przechowalni
znajdowały się trzy trupy. Dwa dostarczono z interny. Były to
staruszki, które zgasły spokojnie w wyniku
przeprowadzonego leczenia. Trzecie zwłoki przywieziono z
izby przyjęć. Młoda, ładna dziewczyna zmarła z
nieustalonych przyczyn i czekała w kolejce na sekcję. Okazała
się prawdziwą pięknością i Piętce było jej straszliwie żal.
Wspaniała figura, cudowne jasne włosy, piękne dłonie, ciało
niemal bez skazy, po prostu miss piękności, i umarła. Do
szpitala zdążyli ją dowieźć, ale na intensywną terapię już nie.
Teraz jednak na półce leżały tylko staruszki, dziewczyna zaś
zniknęła. Piętka wszedł do pomieszczenia i zagapił się na
klientki. Leżały spokojnie, z odrzuconymi głowami, ze stóp
zwisały im numerki na gumkach. Romow odruchowo
przeczytał: "Anna Konstantinowna Fiedotowa, rok urodzenia
1920" i "Olga Siemionowna Potworowa, rok urodzenia
1926". Kompletnie zdezorientowany, zaczął się zachowywać
zupełnie irracjonalnie. Najpierw schylił się i zajrzał pod
półki, potem za szafę. Zwłok dziewczyny nigdzie nie było.
Całkowicie ogłupiały student podszedł do biurka i wpatrzył
się w telefon. Może zadzwonić do Siemiona Diemientjewicza
do domu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]