14-Daria Doncowa - Dasza Wasiliewa -Zjawa w adidasach, Daria Doncowa - KRYMINAŁY DO CZYTANIA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Daria Doncowa
Zjawa w
adidasach
Z rosyjskiego przełożyła
Elżbieta Rawska
Tytuł oryginału
Prividienie w krossowkach
Cykl
Rozdział1
Jeśli dziewczyna zna swoją cenę, to znaczy, że nie raz już ją
podawała. Nieszczególnie lubię ludzi, którzy oznajmiają z wielką
pewnością siebie: „Mnie nikt nie oszuka, dobrze wiem, ile jestem
wart”.
Ciekawe, skąd? Słysząc od swego interlokutora takie oświadczenie,
wygłoszone z dumną miną, staram się czym prędzej zakończyć
rozmowę – po prostu przerywam ją w pół słowa i zmykam. Zdaję
sobie sprawę, że postępuję niemądrze, ale nie potrafię się przemóc.
Jednakże przytoczone wyżej słowa, które padły dziś z ust Lenki
Karielinej, wcale mnie nie rozzłościły. Lenka to przypadek
szczególny – jej rzeczywiście nie można oszukać.
Kiedyś studiowałyśmy razem i Lenka już wtedy była osobą niezwykle
obrotną. Ci, którym stuknęła czterdziestka, z pewnością dobrze
pamiętają ugrzecznionych, zawsze uśmiechniętych ludzi płci obojga,
pojawiających się w urzędach i instytucjach z wielkimi torbami,
pełnymi ubrań, butów i kosmetyków. W latach siedemdziesiątych
nazywano ich handlarzami lub spekulantami. Wystarczyło, by ktoś
taki ukazał się na korytarzu, a już większość pracowników –
zwłaszcza płci żeńskiej – w jednej chwili porzucała nawet
najpilniejszą robotę i pędziła do toalety, gdzie następnie oddawała
się upajającemu zajęciu: przymierzaniu ciuchów.
Lenka była właśnie jedną z takich dostawczyń, tyle że nie przynosiła
staników, sukienek i nieosiągalnych dla większości kobiet
francuskich perfum, lecz książki. W czasach, gdy w ZSRR rządzili
komuniści, również one były towarem absolutnie deficytowym. Przy
tym sytuacja na rynku wydawniczym przedstawiała się wręcz
paradoksalnie. Księgarnie pękały w szwach od wspaniale wydanych
tomów w twardej oprawie. Jednak przy bliższym rozpoznaniu
okazywało się, że jest to lektura całkowicie niestrawna – zbiory
uchwał i rezolucji KC KPZR, wiersze jakichś Pupkinów i Lapkinów
pod porywającymi tytułami
Proletariuszu, równaj krok
i powieści o
pożytkach płynących z socjalistycznego współzawodnictwa pracy.
Kryminałów, literatury naukowej na przyzwoitym poziomie, po
prostu dobrych książek – poezji lub prozy ulubionych autorów –
można było szukać ze świecą.
Oczywiście, w ZSRR byli i prozaicy, i poeci – Katajew, Kawierin,
Wozniesieński, Jewtuszenko... Ich książki nigdy jednak nie leżały na
ladzie księgarskiej, lecz dostawało się je zawsze tylko spod niej. W
księgarniach obowiązywała zasada tak zwanej sprzedaży wiązanej.
Polegała ona na tym, że kiedy chciało się zakupić upragniony tomik
Cwietajewej, należało obowiązkowo nabyć również zbiór
postanowień Rady Ministrów w zakresie hodowli królików bądź
powieść
W świetle elektryfikacji
.
W czasach radzieckich posiadanie w domu dobrze zaopatrzonej
biblioteki było sprawą prestiżową. Kręgi elity partyjnej otrzymywały
z tak zwanego rozdzielnika nie tylko lepsze gatunki wędlin czy
importowaną odzież, ale i książki.
No i oczywiście chwalono się nimi, eksponowano je na widocznym
miejscu, obok kryształowych kieliszków do wina i serwisów
„Madonna”. Konspiracyjnego biurokrążcę, handlującego książkami,
witano nie mniej, a niekiedy nawet bardziej entuzjastycznie niż
sprzedawcę kosmetyków.
Tak więc Lenka odwiedzała najróżniejsze instytucje z dużą torbą na
kółkach, jakiej używa się do większych zakupów. Miewała w niej
Achmatową, Andrieja Biełego, dzieła zebrane Dostojewskiego,
Czechowa, Kuprina. A także Mayne Reida, Jacka Londona,
Dumasa...
Dzisiejsze młode pokolenie, które przywykło do tego, że u wejścia do
metra, na ulicznym stoisku, można kupić właściwie każdą książkę,
nigdy nie zrozumie nas, którzyśmy tomiki ulubionych autorów
przeglądali na parapetach w toalecie, pomiędzy muszlą klozetową a
umywalką. Nie pojmie, jaką burzę zachwytów wywoływała powieść
Chandlera czy Agathy Christie.
Gdy tylko dało się w kraju wyczuć pierwsze tchnienie wolności,
ludzie zaczęli organizować „spółdzielnie”. Pamiętacie czasy, kiedy co
drugi obywatel handlował żywnością? Wiecznie głodnemu
człowiekowi radzieckiemu wydawało się, że to najlepszy,
najpewniejszy interes: mięso, ryby, masło... Brezentowe budy i
kioski wyrastały jak grzyby po deszczu.
Ale Lenka wybrała inną drogę – otworzyła księgarnię. Maleńką,
wręcz miniaturową, w piwnicy, gdzie dawniej sypiali bezdomni.
Punkt jednak był doskonały, niemal tuż przy stacji metra. Ludzie
wychodzili z podziemnej stacji na ulicę i natychmiast rzucał im się w
oczy szyld: „KRAM. Książki i artykuły piśmienne po cenie hurtowej”.
Po roku Lenka była już właścicielką dwóch księgarń, a w 2000
uroczyście, z orkiestrą, fajerwerkami, szampanem i w obecności
kamer telewizyjnych otworzyła dziesiąty kolejny punkt handlowy.
Teraz chodzi w norkach do kostek, jeździ mercedesem i uważa się za
rekina finansjery. Dlatego też właśnie ona ma pełne prawo
powiedzieć: „Znam swoją cenę”.
– Wyobraź sobie tylko – z westchnieniem opowiadała przyjaciółka,
nieświadoma moich myśli – że ludziom kompletnie się
poprzewracało w głowach. Nie mogę znaleźć nikogo, kto by się
nadawał na kierownika księgarni.
– Otwierasz nową? – zainteresowałam się.
– Tak, przy Fiedosiejewa.
– Gdzie to jest?
– W centrum, w okolicach Sadowego Kolca.
– Sadowe jest duże.
– Przecznica Sadowo-Kudrińskiej.
Uprzytomniłam sobie, w którym to miejscu.
– Tam są same stare kamienice.
– I co z tego? – zdziwiła się Lenka.
– No bo ty przecież lubisz projektować wszystko sama od a do z.
Lenka roześmiała się.
– Fakt, lubię, ale nie wszędzie można postawić nowy budynek. W
śródmieściu to w ogóle koszmar, nie ma skrawka wolnego miejsca.
Żebyś wiedziała, jakie łapówki trzeba dawać! Prawdę mówiąc, z tą
lokalizacją przy Fiedosiejewa miałam po prostu szczęście. Tam
zawsze była księgarnia, rozumiesz? Najpierw państwowa, później
prywatna. Tylko że właściciel splajtował i lokal trafił mi się po prostu
za bezcen. No, ale za to mam problem z kierownikiem.
– Naprawdę tak trudno znaleźć kogoś odpowiedniego? – zdziwiłam
się. – Przecież tyle osób szuka pracy, to chyba nie taka wielka sztuka
poprowadzić księgarnię?
Lenka tylko machnęła ręką.
– Każdy idiota opanuje ją w miesiąc pod warunkiem, że ma dobrego
księgowego i magazyniera.
– No to weź pierwszego chętnego, który ci się trafi!
Lena westchnęła.
– Odnoszę ostatnio wrażenie, że uczciwi ludzie po prostu wyginęli.
Każdy, kto tylko podłapie jakąś pracę, natychmiast zaczyna okradać
właściciela.
– W jaki sposób?
– Ach – znów machnęła ręką – istnieje sto sposobów na to, jak
zrobić w konia pracodawcę, i zatrudnione u mnie osoby przyswajają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl