14- Panowie i Damy, Ebooks Swiat Dysku

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TERRY PRATCHETTPanowie i DamyNOTA OD AUTORAOgólnie rzecz bioršc, większoć ksišżek ze wiata Dysku tworzy zwartš całoć i jest kompletnymi opowieciami. Czytanie ich w pewnym okrelonym porzšdku pomaga, ale nie jest kluczowe.Ta jest inna. Nie mogłem zignorować tego, co zdarzyło się wczeniej. Babcia Weatherwax pojawiła się po raz pierwszy w Równoumagicznieniu. W Trzech wiedmach została nieoficjalnš przewodniczšcš maleńkiego sabatu, złożonego z pogodnej i wielokrotnie zamężnej niani Ogg oraz młodej Magrat, tej z cieknšcym nosem i rozczochranymi włosami, która ma skłonnoć do roztkliwiania się nad kroplami deszczu, różami i wšsikami kocišt.A to, co się zdarzyło, to intryga nie całkiem niepodobna do tej ze sztuki o sławnym szkockim królu. W rezultacie Verence II został władcš doć górzystej, poroniętej lasami krainy Lancre.Właciwie co takiego nie powinno się zdarzyć, ponieważ formalnie wcale nie był następcš tronu, ale czarownicom wydał się najlepszym człowiekiem na to stanowisko, a - jak to mówiš - wszystko dobre, co się dobrze kończy. Skończyło się też tym, że Magrat osišgnęła bardzo niepewne porozumienie z Verenceem... Rzeczywicie bardzo niepewne, gdyż oboje byli tak wstydliwi, że gdy tylko spotkali się razem, natychmiast zapominali, co mieli sobie powiedzieć. A kiedy które z nich zdołało jednak co wymamrotać, to drugie nie rozumiało i obrażało się, i oboje długo się zastanawiali, co kto miał na myli. Może to była miłoć lub co bardzo zbliżonego.W Wyprawie czarownic wszystkie trzy musiały wyruszyć przez pół kontynentu, żeby stawić czoło matce chrzestnej (która złożyła Przeznaczeniu propozycję nie do odrzucenia).To jest historia o tym, co się działo, kiedy wróciły do domu.A TERAZ CZYTAJCIE DALEJ...Teraz czytajcie dalej...Kiedy to się zaczyna?Jest bardzo niewiele poczštków. Oczywicie, czasem wydaje się, że co się zaczyna włanie w tej chwili: kurtyna idzie w górę, przesuwa się pierwszy pionek, pada pierwszy strzał - ale to nie sš poczštki. Przedstawienie, gra czy wojna to tylko niewielka dziurka w tamie wydarzeń, która może sięgać tysišce lat w przeszłoć. Chodzi o to, że zawsze co było przedtem. I zawsze występuje jakie Teraz czytajcie dalej.Wiele ludzkiej pomysłowoci i energii powięcono na poszukiwanie ostatecznego Przedtem.Obecny stan wiedzy można podsumować następujšco:Na poczštku było nic, które wybuchło.Inne teorie ostatecznego poczštku mówiš o bogach stwarzajšcych wszechwiat z żeber, wnętrznoci i jšder swego ojca . Tych teorii jest sporo. Sš interesujšce nie z powodu tego, co mówiš o kosmologii, ale tego, co mówiš o ludziach. Jak mylicie, z której częci ciała zrobili wasze miasto?Ale ta opowieć zaczyna się na wiecie Dysku, który sunie przez kosmos na grzbietach olbrzymich słoni stojšcych na skorupie gigantycznego żółwia. I nie jest zbudowany z żadnych kawałków niczyjego ciała.Ale od czego zaczšć?Tysišce lat temu? Kiedy wielka kaskada goršcych kamieni z hukiem runęła z nieba, wybiła dziurę w górze Miedziance i powaliła las na dziesięć mil dookoła?Krasnoludy odkopały te kamienie, ponieważ były zbudowane z jakiego rodzaju żelaza, a krasnoludy - wbrew powszechnej opinii - kochajš żelazo bardziej od złota. Tyle że żelaza jest więcej niż złota, więc trudniej piewać o nim pieni. Ale krasnoludy kochajš żelazo.I to włanie zawierały kamienie: miłoć żelaza. Miłoć tak silnš, że przycišgała do siebie wszystko co żelazne. Trzy krasnoludy, które znalazły pierwszy kamień, uwolniły się dopiero wtedy, kiedy zdołały jako zdjšć kolczugowe portki.Wiele wiatów - a przynajmniej ich jšder - zbudowanych jest z żelaza. Ale Dysk, niczym nalenik, jest pozbawiony jšdra.Na Dysku, jeli zaczarować igłę, będzie wskazywała O, gdzie pole magiczne jest najsilniejsze. To oczywiste.Gdzie indziej, na wiatach budowanych z mniej bujnš wyobraniš, igła obraca się z powodu miłoci żelaza.W owym czasie krasnoludy i ludzie odczuwali bardzo naglšcš potrzebę miłoci żelaza.A teraz przesuńmy czas naprzód o tysišclecia, do punktu o jakie pięćdziesišt lat wyprzedzajšcego wiecznie ruchome teraz, na wzgórze, do młodej kobiety, która biegnie. Nie biegnie uciekajšc przed czym, cile mówišc, ani nie biegnie dokładnie ku czemu, ale biegnie akurat tak prędko, żeby utrzymać dystans od młodego mężczyzny - choć oczywicie dystans nie tak wielki, żeby zrezygnował z pogoni. Spomiędzy drzew... w poroniętš wrzosem kotlinkę... gdzie na niewielkim wzniesieniu stojš kamienie.Sš mniej więcej wysokoci człowieka i niewiele grubsze niż gruby człowiek.Jako nie wydajš się warte zachodu. Jeżeli jest gdzie kamienny kršg, do którego nie należy się zbliżać, powinny się tam wznosić wielkie, posępne trylity i pradawne kamienne ołtarze, krzyczšce mrocznymi wspomnieniami krwawych ofiar, a nie te nieciekawe, grube bryły.Okaże się potem, że tym razem biegła jednak trochę za szybko, przez co młody człowiek w żartobliwym pocigu zgubi się, zrezygnuje i w końcu powlecze się sam do miasteczka. W tej chwili ona jeszcze o tym nie wie. Stoi więc i z roztargnieniem poprawia kwiaty wplecione we włosy - to był ten rodzaj popołudnia.Oczywicie wie o kamieniach. Nikomu nigdy się o nich nie mówi. I nikomu nie zakazuje się tu przychodzić, bo ci, którzy powstrzymujš się od opowiadania, wiedzš też, jak potężna jest kusicielska siła zakazu. Po prostu chodzenie do kamieni to... to co, czego się nie robi. Zwłaszcza jeli jest się miłš dziewczynš.Ale osoba, którš tutaj widzimy, nie jest miłš dziewczynš w powszechnie przyjętym sensie tego słowa. Przede wszystkim nie jest piękna. Pewien układ szczęki czy łuk nosa mogłyby - przy sprzyjajšcym wietrze i odpowiednim owietleniu - być nazwane ładnymi przez uprzejmego kłamcę. Ma też pewien błysk w oczach, zwykle spotykany u osób, które odkryły, że sš bardziej inteligentne niż większoć ludzi. Choć nie odkryły jeszcze, że jednš z bardziej inteligentnych rzeczy, jakie mogš zrobić, to nie dopucić, by wzmiankowani ludzie się o tym dowiedzieli. W połšczeniu z nosem, nadaje to jej twarzy wyraz koncentracji, silnie wprawiajšcy w zakłopotanie. To nie jest twarz osoby, z którš można by pogadać. Wystarczy otworzyć usta, by znaleć się w ognisku przenikliwego spojrzenia, które zdaje się mówić: cokolwiek masz do powiedzenia, lepiej, żeby to było interesujšce.W tej chwili owo przenikliwe spojrzenie pada na osiem niedużych głazów na małym wzgórku.Hmm...Po chwili dziewczyna zbliża się ostrożnie. Ale nie jest to ostrożnoć królika gotowego do ucieczki. Tak porusza się łowca.Dziewczyna opiera ręce na biodrach - nieważne, czy kršgłych.Skowronek piewa na goršcym letnim niebie; poza tym nie dobiega tu żaden dwięk. Kawałek dalej w dolince i wyżej w górach ćwierkajš koniki polne, brzęczš pszczoły, a trawa cała żyje mikroszumem. Ale wokół kamieni zawsze panuje cisza.- Jestem - mówi dziewczyna. - Pokaż mi.Wewnštrz kręgu pojawia się postać ciemnowłosej kobiety w czerwonej sukni. Kršg można przerzucić kamieniem, ale postaci udaje się jako zbliżać z wielkiej odległoci.Inni pewnie próbowaliby uciec. Ale dziewczyna nie ucieka, co natychmiast budzi zainteresowanie kobiety w kręgu.- A więc jeste prawdziwa?- Oczywicie. Jak ci na imię, dziewczyno?- Esmeralda.- A czego chcesz?- Niczego nie chcę.- Każdy czego chce. W przeciwnym razie po co by tu przyszła?- Chciałam się tylko przekonać, czy jeste prawdziwa.- Dla ciebie z pewnociš. Masz dobry wzrok.Dziewczyna prostuje się. Jej dumš można by kruszyć kamienie.- A teraz, kiedy się już się przekonała - mówi dalej kobieta w kręgu - czego tak naprawdę chcesz?- Niczego.- Doprawdy? W zeszłym tygodniu poszła wysoko w góry, wyżej jeszcze niż Miedzianka, żeby rozmawiać z trollami. Czego od nich chciała?Dziewczyna przechyla głowę.- Skšd wiesz, że tam byłam?- Masz to na samym wierzchu umysłu, dziewczyno. Każdy może zobaczyć. Każdy, kto ma... dobry wzrok.- Ja też kiedy będę to umiała - owiadcza dumnie dziewczyna.- Kto wie? Możliwe. Czego chciała od trolli?- Ja... Chciałam tylko z nimi porozmawiać. Wiesz, one mylš, że czas płynie do tyłu. Bo przecież widzi się przeszłoć, mówiš, a... Kobieta w kręgu parska miechem.- Ale one sš głupie jak krasnoludy! Interesujš je tylko kamyki. W kamykach nie ma nic ciekawego.Dziewczyna wykonuje nieokrelony gest, jakby wzruszała jednym ramieniem - może sugeruje, że kamyki też mogš budzić rodzaj zaciekawienia.- Dlaczego nie możesz wyjć poza kršg głazów? - pyta. Odnosi silne wrażenie, że nie jest to właciwe pytanie. Kobieta starannie je ignoruje.- Mogę ci pomóc odkryć o wiele więcej niż tylko kamyki - mówi.- Nie możesz wyjć z kręgu, prawda?- Pozwól mi dać sobie to, czego pragniesz.- Ja mogę chodzić, gdzie zechcę, ale ty jeste uwięziona w kręgu.- Możesz chodzić, gdzie zechcesz?- Kiedy zostanę czarownicš, będę mogła. Wszędzie.- Ale nigdy nie zostaniesz czarownicš.- Co?- Mówiš, że nie chcesz słuchać. Mówiš, że nie potrafisz nad sobš panować. Mówiš, że nie masz samodyscypliny. Dziewczyna potrzšsa włosami.- Czyli o tym też wiesz? Pewnie, że mówiš takie rzeczy. A ja i tak zostanę czarownicš, choćby nie wiem co. Zawsze można samemu się czego dowiedzieć. Nie trzeba słuchać całymi dniami niemšdrych staruszek, który nie wiedzš, co to życie. I wiedz, damo z kręgu, że będę najlepszš czarownicš, jaka kiedykolwiek istniała.- Z mojš pomocš może ci się udać - przyznaje kobieta w kręgu. - Ten młody człowiek chyba cię szuka - dodaje łagodnie.Kolejne jednostronne wzruszenie ramieniem sugeruje, że młody człowiek może sobie szukać przez cały dzień.- Uda mi się, prawda?- Możesz być wielkš czarownicš. Możesz zostać, kim tylko zechcesz. Czym tylko zechcesz. Wejd do kręgu. Pokażę ci.Dziewczyna robi pół kroku w stronę głazów, się ale waha. W tej kobiecie jest co dziw... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl