1444, Big Pack Books txt, 1-5000
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krzysztof Boru�T O C C A T ATRZECIA MO�LIWO��Dyktuj� te s�owa w pi��dziesi�tym trzecim dniu ziemskim od chwili przybycia naszej ekspedycji do Uk�adu 70 W�ownika A. Pi��dziesi�t trzy dni odpowiada stu siedemdziesi�ciuo�miu obrotom planety Vicinia wok� osi. O istnieniu tej planety my - mieszka�cy Uk�aduS�onecznego - wiemy ju� od blisko stu dwudziestu lat. Cywilizacja vicinia�ska jest pierwsz�cywilizacj�, z kt�r� uda�o si� nawi�za� radiow� ��czno�� mi�dzygwiezdn�.W trzydzie�ci trzy lata po nadaniu standardowej serii sygna��w przy pomocy najwi�kszegow�wczas na Ziemi radioteleskopu w kierunku dwudziestu sze�ciu wybranych gwiazd - nadesz�a odpowied� z Uk�adu 70 W�ownika. Zawiera�a ona powt�rzenie naszej serii oraz zestawy liczb, kt�re bez trudu zosta�y zidentyfikowane jako uk�ad periodyczny pierwiastk�w. Zaraz po tym nast�powa�a "prezentacja" w postaci sk�adu izotopowego materii zewn�trznychwarstw atmosfery S�o�ca i tych samych danych o gwie�dzie A uk�adu podw�jnego 70 W�ownika.Dalej, jak mo�na by�o si� domy�li�, sz�y serie liczb dotycz�cych sk�adu atmosferyplanety, z kt�rej nadano sygna�y oraz sk�adu mineralnego jej powierzchni i wn�trza.W odpowiedzi nasi ojcowie przekazali w kierunku Uk�adu 70 W�ownika A podobne danedotycz�ce S�o�ca i Ziemi oraz propozycj� przej�cia na nadawanie dwuwymiarowych obraz�wmetod� rozk�adu na punkty jasne i ciemne. D�u�sze serie rysunk�w i zdj�� mia�y umo�liwi�naszym "rozm�wcom mi�dzygwiezdnym" poznanie g��wnych form �ycia i cywilizacjimieszka�c�w Ziemi.Po trzydziestu trzech latach nadesz�a kolejna odpowied�. Mieszka�cy planety Vicinia -gdy� tak j� pocz�to nazywa� w tych czasach - jeszcze raz wykazali wysok� inteligencj�: rozszyfrowali metod� ��czno�ci wizyjnej i na tych samych zasadach przekazali nam obraz swego �wiata.Kiedy wi�c nasza wyprawa mi�dzygwiezdna wyrusza�a w drog�, o Vicinii i jej mieszka�cachwiedzieli�my ju� niema�o i wydawa�o si�, �e jakich� zasadniczych, gruntownie odwa�aj�cych nasze wyobra�enia niespodzianek nie nale�y oczekiwa�.Nie znaczy to, i� obraz Vicinii, przekazany na falach elektromagnetycznych, pozbawiony by�powa�niejszych luk i niejasno�ci. Kontrast mi�dzy �rodkami technicznymi i wysokim stopniem rozwoju wytw�rczo�ci a ra��co niskim poziomem materialnych warunk�w �ycia mieszka�c�w planety - wydawa� si� co najmniej zastanawiaj�cy. Snuto najprzer�niejsze domys�y na temat mo�liwych dr�g rozwoju spo�ecznego, czy nawet wynaturze� struktury organizacyjnej pa�stw, w kt�rych post�p technologiczny staje si� nie �rodkiem, lecz celem rozwoju cywilizacyjnego.�lepe uliczki rozwoju?... Jak�e odleg�� okaza�a si� rzeczywisto�� od przewidywa�...*Jeszcze tylko pi�� godzin... Nie mog� liczy� na �adn� pomoc. Nikt mnie nie odnajdzie wtej pu�apce. Po co si� �udzi�? Przecie� wiem, �e to niemo�liwe. Chyba tylko niezmiernierzadki splot okoliczno�ci mo�e mnie uratowa�. Ale jak� mam szans�?... Regeneratory ju�prawie nie dzia�aj�. Zu�ywam ostatni� rezerw� tlenu. Zosta�o mi zaledwie pi�� godzin...Postanowi�em podyktowa� to, co przemy�la�em. Czasu niewiele, a chcia�bym po sobie zostawi� �lad. Je�li kiedykolwiek kto� odnajdzie moje cia�o zamkni�te w kokonie skafandra -dowie si�, jak by�o naprawd�.Pi�� godzin...Im d�u�ej my�l� o mojej sytuacji, tym mniej wydaje ml si� prawdopodobne, aby ktokolwiekm�g� odnale�� zapis. �le si� wyrazi�em: ktokolwiek z ludzi! Ale przecie� s� ONI! kiedykolwiek mo�e ON? Ten, kt�ry z nami rozmawia� przez Wielk� Anten�? Czy potrafi odczyta� zapis? Aje�li nawet odczyta - co z niego zrozumie? Czy dzi�ki niemu �atwiej pojmie r�nic� mi�dzynami a Vicinianami?...Przybycie naszej ekspedycji na Vicini� nie rozwi�za�o �adnego z zasadniczych problem�wspornych, jakie pojawi�y si� w toku ��czno�ci mi�dzygwiezdnej. Przeciwnie - stan�li�my wobliczu fakt�w, kt�re zamiast ugruntowa� nasze dotychczasowe wyobra�enia o tej cywilizacji, postawi�y je pod znakiem zapytania.�r�d�em sygna��w nadawanych w kierunku S�o�ca by�a gigantyczna konstrukcja technicznawzniesiona na biegunie p�nocnym Vicinii. Za jej po�rednictwem w ostatnich miesi�cachpodr�y wznowili�my ��czno�� z mieszka�cami planety, przyst�puj�c do opracowania s�ownika elementarnych poj��, kt�ry mia� u�atwi� nawi�zywanie bli�szych stosunk�w.Kryzys pojawi� si� do�� nagle, zupe�nie niespodziewanie: na nasze pytanie, w jaki spos�bmo�emy nawi�za� bezpo�redni kontakt z przedstawicielami Vicinii - na ekranie uparcie ukazywa� si� �w system antenowy s�u��cy mieszka�com planety do ��czno�ci mi�dzygwiezdnej.Wszelkie pr�by ��czno�ci radiowej z pomini�ciem Wielkiej Anteny - jak nazywali�my tourz�dzenie - nie przynosi�y �adnego rezultatu.L�dowanie grupy zwiadowczej w celu nawi�zania porozumienia z mieszka�cami planetypog��bi�o jeszcze nasz� niepewno��. Vicinianie - niewielkie, zaledwie si�gaj�ce nam do kolanstwory - nie tylko wygl�dem, lecz i zachowaniem ca�kowicie odbiegaj� od naszych wyobra�e� o tw�rcach wysokiej cywilizacji. Ich inteligencja nie przewy�sza inteligencji ma�pcz�ekokszta�tnych i jakkolwiek wykazuj� pewne zainteresowanie nasz� obecno�ci�, jest onobardzo powierzchowne i kr�tkotrwa�e, przypominaj�ce zainteresowanie psa, kt�ry po obw�chaniu nieznanego przedmiotu po chwili zapomina o nim, traktuj�c go jako naturalny sk�adnik otoczenia.A jednocze�nie - istoty te przejawiaj�, jako zbiorowo��, niezwykle wysoki stopie� zorganizowania.Nie ulega w�tpliwo�ci, �e ich spo�ecze�stwo jest struktur� o ogromnej sprawno�cii celowo�ci w dzia�aniu. Ruchliwo�� Vicinian nie ma w sobie nic z chaosu i przypadkowo�ci.Je�li nawet czasem, zw�aszcza przy pr�bach ingerencji z naszej strony, powstawa�o chwilowezamieszanie i zak��cenie wsp�dzia�ania - po kilkunastu sekundach wszystko wraca�o donormy.Mr�wki! - Oto co nasuwa�o si� ju� przy pierwszym bezpo�rednim spotkaniu. Zdawali�mysobie, oczywi�cie, spraw�, �e podobie�stwo jest tylko pozorne, wynikaj�ce z powierzchowno�ciobserwacji. Zbyt ma�o wiedzieli�my o istotnej strukturze vicinia�skiego spo�ecze�stwa,aby mo�na by�o m�wi� o jakich� g��bszych analogiach ze spo�ecze�stwem mr�wek czypszcz�. Nie stwierdzili�my �adnych oznak fizjologicznego zr�nicowania osobnik�w obs�uguj�cych odmienne konstrukcyjnie maszyny czy dziedziny produkcji. Nawet osobniki, kt�re - jak si� okaza�o - pe�ni� w tym spo�ecze�stwie funkcj� ��cznik�w lub mo�e dyspozytor�w, nie r�ni� si� budow� od Innych pracownik�w.Czy zespo�owe kierowanie skomplikowanymi narz�dziami i procesami wytw�rczymi mo�emie� charakter instynktowny? Nie by�o �adnych podstaw, a�eby tak s�dzi�. Przeciwnie:istoty te wykazywa�y swoist� inteligencj� - potrafi�y si� uczy�, wyci�ga� wnioski z pope�nianych b��d�w i przekazywa� t� wiedz� innym.Dowodem by� taki eksperyment: poda�em jednemu z Vicinian latark�, zapalaj�c j� i gasz�cw jego obecno�ci. Chwil� obmacywa� j� swymi trzema chwytnymi organami i pocz�� manipulowa� wy��cznikiem, a� wreszcie spowodowa� zapalenie lampy. Po kilku pr�bach odda� mi latark� z powrotem i powr�ci� do swojej grupy. Nie up�yn�o pi�� minut, gdy podszed� do mnie Vicinianin (po d�u�szych obserwacjach okaza�o si�, �e pe�ni� on funkcj� jakby kierownika tej grupy) i wyci�gn�� �ap� po latark�. Kiedy mu j� poda�em - od razu, bez �adnych pr�b zapali� j� i zgasi�. Powt�rzy� t� czynno�� parokrotnie, po czym nagle przesta� si� latark� interesowa�.Odda� j� i wr�ci� do pracy.�adne fakty nie wskazywa�y na to, aby umiej�tno�ci kierowania maszynami by�y wrodzone,dziedziczne, a nie nabyte - wyuczone. P�niejsze, dok�adniejsze obserwacje wykaza�yzreszt�, ponad wszelk� w�tpliwo��, i� "szkolenie" m�odych osobnik�w odbywa�o si� niemalw ka�dej grupie roboczej. Nie wydawa�o si� te�, aby wiedza by�a przekazywana bezpo�rednio dzieciom przez rodzic�w. Co ciekawsze - karmieniem i wychowywaniem najm�odszego potomstwa zajmowa�y si� kolejno wszystkie osobniki zamieszkuj�ce okre�lony zesp� budowli, a nie jaka� odr�bna grupa. Nie by�o tu wi�c �adnych wyspecjalizowanych "mamek", "piastunek" czy "nauczycieli".Kt� jednak rozmawia� z nami przez gigantyczn� anten� kierunkow�? Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gdzie� musia� istnie� o�rodek kierowniczy tego spo�ecze�stwa, o�rodek w pe�ni �wiadomy, d���cy do poznania �wiata l my�l�cy w tym zakresie w podobny spos�b jak my - ludzie.*Musz� tu wspomnie�, cho�by bardzo kr�tko, o hipotezie Ortena. Zarzut Ortena, �e uwa�amVicinian za mr�wki, by� bzdurn� insynuacj�. Takiej hipotezy �aden biolog o zdrowymrozs�dku nie m�g�by postawi�. Je�li m�wi�em o "strukturze mrowiska", to tylko w sensiepewnych zewn�trznych analogii w zachowaniu si� tych istot. W rzeczywisto�ci wyra�a�emprzypuszczenie, �e zetkn�li�my si� dot�d tylko z cz�ci� spo�ecze�stwa, pe�ni�c� funkcje wykonawcze, i �e istotami tymi kieruje o�rodek z�o�ony z innych istot, by� mo�e nawet odr�bnego gatunku, obdarzonych intelektem podobnym do naszego. Takiego o�rodka kierowniczego, co prawda, nigdzie nie mogli�my dostrzec, ale by�em g��boko prze�wiadczony o tym, �e on istnie� musi i �e mo�na go b�dzie odnale��.Orten r�wnie� by� zdania, �e o�rodek kierowniczy Istnieje. Wysun�� jednak hipotez�, �enie Vicinianie s� gospodarzami planety, lecz "sztuczny centralizat" o rozrzuconych po powierzchni globu o�rodkach czynno�ciowych i niezlokalizowanej pami�ci. Tego "wielkiegorobota" mieli rzekomo, w dalekiej przesz�o�ci, zbudowa� przodkowie Vicinian, staj�c si� wko�cu jego niewolnikami i ulegaj�c stopniowej degeneracji umys�owej w wyniku pewnegorodzaju symbiozy z automatami.Ta hipoteza nie wytrzymywa�a krytyki ju� cho�by z uwagi na obserwowane przez nasostre kontrasty w poziomie technologicznym, zw�aszcza automatyzacji, oraz na kluczow� rol� �ywych Vicinian niemal we wszystkich dziedzinach wytw�rczo�ci, nawet energetyki j�drowej.Co prawda, Orten uwa�a� to w�a�nie za dow�d regresu. Twierdzi�, �e spe�nianie przezVicinian funkcji typowych dla automat�w jest przejawem tendencji "wielkiego robota" doprzerzucania elementar...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]