1525, Big Pack Books txt, 1-5000
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Philip K. Dick - Przedludziewww.bookswarez.prv.plPrzez kepe cyprys�w Walter, kt�ry bawil sie w kr�la g�r, zobaczyl biala ciezar�wke i wiedzial, co to jest. To ciezar�wka aborcyjna, pomyslal, przyjezdza po jakies dziecko, zeby je zabrac na skrobanke poporodowa w osrodku aborcyjnym.Moze to moi rodzice ja wezwali, pomyslal. Po mnie.Uciekl i schowal sie w jezynach czujac uklucia kolc�w, ale myslal, ze lepsze to, niz gdyby mu mieli wyssac powietrze z pluc. Tak oni to robia; zbiorowa skrobanke wszystkim dzieciom, kt�re tam maja. Jest taka specjalna duza komora. Dla dzieci, kt�rych nikt nie chce.Kryjac sie glebiej w jezynach nadsluchiwal, czy samoch�d sie zatrzymuje. Nadal slyszal silnik.- Jestem niewidoczny - powiedzial sam do siebie cytujac Oberona ze Snu nocy letniej, kt�rego gral w piatej klasie. Po tych slowach nikt go juz nie widzial. Moze to magiczne zaklecie zadziala i w zyciu. Powt�rzyl wiec jeszcze raz "Jestem niewidzialny". Widzial jednak, ze nie jest. Widzial swoje rece, nogi, buty i wiedzial, ze wszyscy - jego matka i ojciec, a zwlaszcza obsluga ciezar�wki aborcyjnej, tez moga go zobaczyc. Jezeli go znajda.Jezeli to jego szukaja tym razem.Szkoda, ze nie jest kr�lem. Bylby caly posypany czarodziejskim proszkiem, mialby lsniaca korone, rzadzil kraina elf�w i m�glby sie zawsze zwierzyc wiernemu Pukowi. Albo prosic go o rade. Na przyklad, kiedy pokl�cilby sie ze swoja zona Tytania.Widocznie, pomyslal, zaklecia nie zawsze sie sprawdzaja.Mruzyl oczy od slonca, ale gl�wnie sluchal silnika ciezar�wki aborcyjnej. Nadal bylo go slychac i w Walterze narastala nadzieja w miare, jak odglos sie oddalal. Jakis inny dzieciak zostanie zabrany do osrodka aborcyjnego, ktos z drugiego konca ulicy.Roztrzesiony i podrapany z trudem wyplatal sie z jezyn i na miekkich nogach ruszyl w strone domu. Po drodze rozplakal sie, gl�wnie z b�lu od licznych zadrapan, lecz takze ze strachu i ulgi.- O Boze! - wykrzyknela matka na jego widok. - Cos ty, na Boga, robil?- Ja... widzialem... ciezar�wke aborcyjna - powiedzial przez lzy.- I myslales, ze to po ciebie?W milczeniu kiwnal glowa.- Posluchaj, Walterze - powiedziala Cynthia Best przyklekajac i ujmujac jego drzace dlonie. - Obiecuje ci, ja i tw�j ojciec obiecujemy ci, ze nigdy cie nie odeslemy do Centrum Powiatowego. Zreszta, jestes juz za duzy. Zabieraja tylko dzieci do dwunastego roku zycia.- A Jeff Vogel?- Rodzice oddali go tuz przed wejsciem w zycie nowego prawa. Teraz zgodnie z prawem nie mozna by go zabrac. Ciebie tez nie moga zabrac. Zrozum, ty masz dusze. Prawo m�wi, ze dwunastoletni chlopiec ma dusze. Nie mozesz wiec byc zabrany do Centrum Powiatowego. Rozumiesz? Jestes bezpieczny. Ilekroc widzisz ciezar�wke aborcyjna, wiedz, ze to nie po ciebie. Nigdy po ciebie. Rozumiesz? To po jakies inne, mlodsze dziecko, kt�re nie ma jeszcze duszy, po przedczlowieka.- Nie czuje, ze uzyskalem dusze; czuje sie tak, jakbym zawsze mial dusze - powiedzial ze spuszczona glowa, nie patrzac na matke.- To kwestia prawna - powiedziala jego matka pospiesznie. - Scisle uzalezniona od wieku. A ty ten wiek osiagnales. Kosci�l Swiadk�w przeforsowal w Kongresie ustawe w tej sprawie... wlasciwie kosci�l chcial nawet ustalic nizsza granice; twierdzil, ze dusza wstepuje w cialo w wieku trzech lat, ale uchwalono ustawe kompromisowa. Dla ciebie najwazniejsze jest, ze z punktu widzenia prawa jestes bezpieczny, niezaleznie od tego, co sam czujesz, rozumiesz?- Tak - powiedzial kiwajac glowa.- Przeciez wiesz to wszystko?- A wiesz, jak to jest, kiedy sie czeka codziennie, czy ktos nie przyjdzie i nie wepchnie cie do klatki w ciezar�wce... - wybuchnal gniewem i zalem.- Twoje obawy sa nieuzasadnione.- Widzialem, jak zabierali Jeffa Vogela. Plakal, a oni otworzyli tyl ciezar�wki, wepchneli go do srodka i zamkneli.- To bylo dwa lata temu. Jestes tch�rzem. - Matka spojrzala na niego gniewnie. - Tw�j dziadek by cie wychlostal, gdyby cie teraz zobaczyl i uslyszal, co m�wisz. Tw�j ojciec nie. On by sie tylko usmiechal i powiedzial cos od rzeczy. Minely dwa lata i dobrze wiesz, ze przekroczyles limit wieku! Jak... - szukala odpowiedniego slowa. - Jestes zdeprawowany.- On juz nie wr�cil.- Moze ktos, kto chcial miec dziecko, pojechal do Centrum Powiatowego, znalazl go i adoptowal. Moze ma teraz lepszy zestaw rodzic�w, kt�rzy go lubia. Trzyma sie je tam trzydziesci dni, zanim sie je zlikwiduje. To znaczy uspi - poprawila sie.Walter nie poczul sie uspokojony. Wiedzial, ze "uspic" kogos to okreslenie z jezyka mafii. Odsunal sie od matki nie szukajac juz u niej pocieszenia. Byla u niego przegrana; ujawnila cos o sobie, jakies zr�dlo swoich przekonan, mysli, moze nawet czyn�w. Postepowania ich wszystkich. Wiem, myslal, ze nie jestem inny teraz niz dwa lata temu. Jezeli wedlug prawa mam dusze teraz, to mialem dusze i wtedy albo wcale nie mamy dusz i jedyna prawdziwa rzecza jest ta okropna ciezar�wka z zakratowanymi okienkami zabierajaca dzieci nie chciane przez rodzic�w, kt�rzy korzystaja z rozszerzenia starego prawa do usuwania ciazy, pozwalajacego na zabijanie nie chcianych dzieci, zanim przyszly na swiat. Poniewaz nie mialy "duszy" ani "osobowosci", wolno bylo je wyssac pompa pr�zniowa, co trwalo mniej niz dwie minuty. Doktor m�gl przeprowadzic setke takich zabieg�w dziennie i bylo to zgodne z prawem, poniewaz nie narodzone dziecko nie bylo "czlowiekiem". Bylo "przedczlowiekiem". Potem tylko przesunieto date uzyskania czlowieczenstwa.Kongres wprowadzil prosty test okreslajacy przyblizony wiek, kiedy dusza wstepuje w cialo. Wyznaczala to zdolnosc rozwiazywania zadan algebraicznych. Do tego czasu byly tylko ciala, zwierzece instynkty i ciala, zwierzece odruchy i reakcje na bodzce. Jak psy Pawlowa, kiedy widzialy struzke wody saczaca sie spod drzwi laboratorium w Leningradzie; "wiedzialy", ale nie byly ludzmi.Ja chyba jestem czlowiekiem, pomyslal Walter, podnoszac wzrok na szara, surowa twarz matki z twardymi oczami i wyrazem ponurej racjonalnosci. Jestem taki sam jak ty, myslal. Hej, dobrze jest byc czlowiekiem, nie trzeba sie wtedy bac, ze przyjedzie po ciebie biala ciezar�wka.- Widze, ze ci ulzylo - zauwazyla matka. - Obnizylam tw�j pr�g leku.- Nie jestem taki glupi - powiedzial Walter. Przeszlo, minelo. Ciezar�wka odjechala i nie zabrala go.Ale za kilka dni wr�ci. Krazy nieustannie.Przynajmniej mial przed soba te kilka dni. A potem zn�w ten widok... wolalbym nie wiedziec, ze wysysaja powietrze z pluc dzieci, kt�re tam wywoza, myslal. Tak je likwiduja. Dlaczego? Ojciec m�wil, ze tak jest taniej. Oszczedza sie pieniadze podatnik�w.Pomyslal o podatnikach i o tym, jak taki podatnik moze wygladac. Jak ktos, kto wykrzywia sie gniewem na widok kazdego dziecka. Kto nie odpowiada dzieciom na pytania. Chuda twarz wiecznie skrzywiona, oczy rozbiegane. A moze tlusta; jedno albo drugie. Bardziej przerazala go ta chuda; nie cieszyla sie zyciem i nie chciala nowego zycia. Wysylala komunikat "Umrzyj, idz sobie, przepadnij, zniknij". Ciezar�wka aborcyjna jest jej narzedziem i dowodem na jej istnienie.- Mamo - spytal - jak mozna zamknac Centrum Powiatowe? Wiesz, klinike aborcyjna, do kt�rej zabieraja niemowleta i male dzieci.- Nalezy sie zwr�cic z petycja do Rady Powiatowej.- A wiesz, co ja bym zrobil? Poczekalbym, az tam nie bedzie dzieci, tylko pracownicy, i wrzucil tam bombe.- Nie m�w tak! - przerwala mu gniewnie matka i jej twarz nabrala surowego wyrazu chudego podatnika. Poczul lek, wlasna matka budzila w nim lek. Zimne i metne oczy sa zwierciadlem pustki, nie ma za nimi duszy. To wy nie macie dusz, pomyslal, wy i wasze chude wezwania do nieistnienia. Nie my.I wybiegl na dw�r bawic sie dalej.Kilkoro innych dzieci tez widzialo ciezar�wke. Staly teraz razem przerzucajac sie co jakis czas pojedynczymi frazami, ale gl�wnie kopiac kamyki i piasek, czasem rozdeptujac szkodliwego owada.- Po kogo przyjechala ciezar�wka? - spytal Walter.- Po Fleischhackera. Earla Fleischhackera.- Zlapali go?- Jasne. Nie slyszales, jak wrzeszczal?- Czy jego starzy byli wtedy w domu?- Nie, wyjechali wczesniej, powiedzieli mu, ze jada wymienic olej w samochodzie.- Czy to oni wezwali ciezar�wke?- Jasne. Prawo m�wi, ze to musza zrobic rodzice. Ale stch�rzyli i nie chcieli byc w domu, kiedy ciezar�wka przyjedzie. A on strasznie wrzeszczal, moze byles za daleko, zeby uslyszec, ale naprawde strasznie wrzeszczal.- Wiesz, co powinnismy zrobic? - powiedzial Walter. - Podpalic ciezar�wke i zalatwic kierowce.Wszystkie dzieci spojrzaly na niego z pogarda.- Wpakuja cie na reszte zycia do domu wariat�w, jak zrobisz cos takiego.- Czasami tak robia - poprawil Pete Bride - a czasami daja ci nowa, spolecznie dostosowana osobowosc.- No to co mamy robic? - spytal Walter.- Ty skonczyles dwanascie lat i nic ci nie grozi.- A jak zmienia prawo? - Zreszta swiadomosc, ze byl teoretycznie bezpieczny, nie przynosila mu ulgi. Ciezar�wka przyjezdzala po inne dzieci i nadal napawala go strachem. Myslal o mlodszych dzieciach tam, w Centrum wygladajacych przez druciany plot godzine za godzina, dzien za dniem, liczacych czas z nadzieja, ze ktos przyjedzie i je zaadoptuje.- Byles tam kiedy? - spytal Pete'a Bride'a. - W Centrum Powiatowym? Wszystkie te naprawde male dzieciaki, prawie niemowlaki, moze roczne. Nie wiedza nawet, co je czeka.- Te male ida do adopcji - powiedzial Zack Yablonski. - To te starsze nie maja szansy i to ich widok jest trudny do zniesienia. Zagaduja ludzi, kt�rzy przychodza i staraja sie pokazac z najlepszej strony, udaja, ze sa mile. Ale ludzie wiedza, ze nie oddano by ich tutaj, gdyby nie byly... no wiesz, nie chciane.- Wypuscimy im powietrze z k�l - powiedzial Walter, kt�ry nie przestawal myslec.- W ciezar�wce? A wiesz, ze jak sie wrzuci kulke na mole do baku, to po tygodniu silnik wysiada? Moglibysmy to zrobic.- Ale wtedy by nas scigali - powiedzial Ben Blaire.- I tak nas...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]