154, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak twierdzą , naszpikowane agenturą media, w związku z wypowiedzią pana Jarosława Kaczyńskiego, że coś wie w sprawie pana Sikorskiego, ale obowiązuje go tajemnica państwowa. Tak jak jedna pani, która pracowała w fabryce granatów, ale na pytanie gdzie pracuje odpowiadała zawsze, że nie może powiedzieć gdzie, bo obowiązuje ją tajemnica państwowa. Ale na pytanie „ile zarabia”, natychmiast odpowiedziała, że „ 5 złotych od granatu”(???). I każdy wiedział o co chodzi.. Wielokrotnie pisałem, że moim zdaniem, tan cały PiS, to jest część umowy okrągłostołowej, którego zadaniem jest grać na scenie politycznej prawicę, zagospodarowując ją pod swoimi skrzydłami- w najlepszym wypadku socjaldemokratycznymi okraszonymi frazeologią chrześcijańską. Jarosław był związany z KOR-em, a pan Lech- z Wolnymi Związkami Zawodowymi. Obaj byli przy Okrągłym Stole. Lech Kaczyński był w Zespole ds. pluralizmu związkowego, w grupie roboczej ds. nowelizacji ustawy o związkach zawodowych; w grupie roboczej ds. ustawy o uprawnieniach niektórych pracowników do ponownego nawiązana stosunku pracy. Był adiunktem, czegoś tak kuriozalnego w gospodarce wolnorynkowej( której nota bene nie ma!) jak Katedra Prawa Pracy Uniwersytetu Gdańskiego(???). Gdyby ode mnie zależało, natychmiast bym taką „ Katedrę „ zlikwidował- jako szkodliwą, i będącą fundamentem socjalizmu. Był także współpracownikiem Biura Interwencyjnego KSS KOR- przed którym to KOR-em przestrzegał prymas Wyszyński. Typowy socjalista, który współpracował z Lechem Wałęsą( też socjalistą- tylko pobożnym!) i był członkiem Komitetu Obywatelskiego. Teraz jest prezydentem i podpisuje różne socjalistyczne ustawy, a podpisał ich już 840(!!!). Jak na socjalistę przystało- im ich więcej – tym lepiej. Dla socjalizmu, który buduje wespół z Platformą Obywatelską. Pan Jarosław Kaczyński, był przy Okrągłym Stole w Zespole ds. reform politycznych i w podzespole ds. reformy prawa i sądów. Jak dzisiaj wyglądają i prawo i sądy? Jeden wielki bajzel interpretacyjny, a w sądach jest wszystko oprócz sprawiedliwości.. Zapadają jakieś kuriozalne wyroki i jest wiele niesprawiedliwości.. Sądy są upolitycznione. „Wygrasz w polu- to wygrasz i w sądzie”- twierdził Klucznik- Gerwazy. Ta zasada nadal obowiązuje. Pan Jarosław Kaczyński był członkiem KOR-u od roku 1976, a w latach 1977-79 Biura Interwencyjnego KSS KOR i redakcji „Głosu”( gazeta trockistów!- permanentna rewolucja – co trwa do dziś!)). Od 1982 roku członek Komitetu Helsińskiego w Polsce. Takiej wtyczki zachodnich trockistów w wielu krajach.. Właśnie w 1982 roku powstał w Polsce- dzięki ówczesnym komunistom- Trybunał Konstytucyjny(???). Czy to nie ciekawe, że tzw. zmiany były już wcześniej przygotowywane? Początkowo orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mogły być odrzucane większością głosów w Sejmie.. Dzisiaj- po zmianach- są ostateczne! Dla mnie Trybunał Konstytucyjny jest ciałem politycznym, który stoi na straży nie zmienialności ustroju socjalistycznego. I po to przez generała Jaruzelskiego – został powołany. Panowie Kaczyńscy robią na scenie politycznej ruchy pozorowane, będąc częścią Okrągłego Stołu.. Jeszcze raz przypominam: prymas Wyszyński przestrzegał przed KOR-em.. Zresztą na plecach otumanionych robotników doszli do władzy, poprzez Okrągły Stół- wielką mistyfikację zorganizowana przez mózg całości- pana generała Kiszczaka, który jeszcze wtedy miał pod sobą 200 000 funkcjonariuszy.(???). PO, PiS, SLD i PSL- to jedno i to samo. Różnią się jedynie kolorem krawatów, a reszta to didaskalia; pyskówki, pozorowane procesy o nic, retoryka, udawana walki.. Ustrój się nie zmienia. Wprost przeciwnie. Socjalizm narasta! Pan Kaczyński- w poprzednim rozdaniu demokratycznym - miał praktycznie pełnię władzy; i co zrobił dla nas, dla Polski.?. Faktycznie przez dwa lata rządów - nic! Zwiększył jedynie ilość urzędników o 44 000 w ciągu dwóch lat rządów(!!!). Cały ten syf prawny pozostał, podatki jak rosły tak rosły.. Zniósł jedynie podatek od spadku dla najbliższej rodziny, ale rzecz całą trzeba załatwić w ciągu miesiąca.. Wielu osobom taka gradka przeleciała koło nosa.. Najważniejsze co zrobił- to pozbył się ze sceny politycznej Ligi Rodzin Polskich i Samoobrony.. Oni przy Okrągłym Stole nie byli.. Byliobcy w towarzystwie, bo udało im się na odreagujących nastrojach społecznych wejść do Sejmu.. To był główny cel rządów pana Jarosława Kaczyńskiego- trockistowskiego socjaldemokraty., udającego prawicowca. Nawet w tym celu poświęcił władzę, którą miał. A miał wiele- jak na demokrację. Większość w Sejmie, premiera, rząd, prezydenta.. Gdyby byli prawicą- zaprowadziliby prawdziwie prawicowy porządek- paradoksalnie- dzięki demokracji.. Ale nie tknął nawet palcem, żeby ten ohydny ustrój naruszyć.. Nie mówię już, żeby go dogłębnie zmienić.. Tylko naruszyć fundamenty! I toniemy w błocie korupcji, niesprawiedliwości i socjalizmu.. I od wielu lat udają obaj z bratem, że są zwolennikami lustracji. Ja chciałbym widzieć ich teczki i zobaczyć-co w nich jest. W końcu byli” opozycjonistami” i teczki mieli założone. Pośród półtora miliona innych teczek.. Czy one w ogóle są? Na razie Instytut Pamięci Narodowej obstawili swoimi ludźmi.. Lustrację ludzi UB i SB( ustawa o ujawnieniu dokumentów UB i SB z lat 1944-1990) zablokowali bardzo sprytnie. W Senacie powstała osobliwa koalicja senatorów :Romaszewskiego( córka jest dyrektorem TV Biełsat - propagandowej stacji wymierzonej przeciwko Białorusi za pieniądze polskiego podatnika!), Piesiewicza i Kutza(???). Senatorom chodziło o nieujawnianie, bo mogą się znaleźć w publicznym obiegu” dane wrażliwe”(???). I znowu stwierdzanie, kto był agentem, a kto nie- pozostało w gestii Sądu Lustracyjnego, co oznacza udupienie lustracji. To Sąd będzie stwierdzał.. i interpretował. I nikt nie okaże się konfidentem. Dla mnie sprawa jest oczywista.. Ten co podpisywał dokument o współpracy- jest agentem i kropka! Lepszym, gorszym, bardziej pracowitym, mniej pracowitym , bardziej wydajnym, mniej wydajnym.. Ale agentem! To samo bracia Kaczyńscy zrobili z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi.. Z tym twardym jądrem komunistycznej władzy. Raport pana Macierewicza w sprawie WSI , trafił na biurko pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Raport uzupełniony o „ Aneks”. „ Aneks” miał być opublikowany w „Monitorze Polskim”, zgodnie z prawem, ale nie został…Pan prezydent w tym czasie skierował do Sejmu projekt ustawy o zmianie ustawy z 9 czerwca 2006 roku, dodając do niej art. 70a, obejmujący nie tylko funkcjonariuszy WSI, ale ich konfidentów oraz współpracujących z nimi przedsiębiorców i redaktorów(????!!!) Tę nowelizację Sejm uchwalił 14 grudnia 2006 roku i została ona zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, który 27 czerwca 2008 roku( tyle czasu!) uznał art. 70a za – uwaga!- niekonstytucyjny, co stało się w konsekwencji podstawą orzeczenia Trybunału, że: ”brak jest podstaw prawnych do podawania do wiadomości publicznej danych osób wymienionych w tym przepisie”(???) Ale spryciarz jest ten pan Jarosław Kaczyński.. Ale głośno krzyczy, że trzeba ujawniać, rozliczyć, napiętnować i ukarać.. Oczywiście nie ma takiego zamiaru, bo robi wszystko, żeby tego nie zrobić. Ale to tylko retoryka! Ale jak pokrętnie, żeby wyborcy się nie zorientowali. Naprawdę krętacz jest doskonały. I jaki przebiegły! O Aleksandrze Kwaśniewskim Józef Oleksy mówił, że to „ mały krętacz?.. A co powiedziałby o Jarosławie Kaczyńskim? Oczywiście chciałbym dowiedzieć się jakie nazwiska znajdują się w „Aneksie” WSI i kto mami nas na co dzień kłamstwami i karmi manipulacją w mediach.. Jacy „ dziennikarze”? I jeszcze ciekawią mnie losy ojca panów Kaczyńskich, który w czasie okupacji niemieckiej walczył w Armii Krajowej.. W tym nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego koledzy byli poniewierani w ubeckich kazamatach, a pan Kaczyński- w czasach stalinowskich-otrzymał państwową posadę na Politechnice Warszawskiej jako wykładowca i wielopokojowe mieszkanie na Żoliborzu(???). IPN powinien jak najszybciej tę sprawę wyjaśnić.. I mam nadzieję, że panu Giertychowi, chociaż działa na zasadzie zemsty, uda się dobrać do skóry panu Jarosławowi Kaczyńskiemu- wielkiemu inscenizatorowi naszego życia politycznego.- „prawicowego”(???). Ha, ha, ha… Naczytał się chyba „ Sztuki wojennej” Sun Zi.. Co prawda pan Giertych wzmacnia Platformę Obywatelską- drugiego naszego wroga i wroga Polski- obok Prawa i Sprawiedliwości. Ale czy pan Giertych ma jakiś wybór? Póki na scenie politycznej nie pojawi się jakakolwiek prawica z prawdziwego zdarzenia,, chociaż zdarzenia przybliżonego. Ale w tym celu trzeba rozbić Okrągły Stół i jego tajemną, magdalenkową zmową, że raz rządzicie - WY, a raz- MY.. Polską rządzą jej najgorsi wrogowie... Niech Giertych zacznie na początek od Prawa i Sprawiedliwości. Bo bez zniknięcia ze sceny politycznej tej fałszywej prawicy, nie może być mowy o powstaniu, tej prawdziwej- spoza Okrągłego Stołu.. I nich się zacznie w końcu coś dziać! Panie Giertych ! Do dzieła! WJR
Poczciwa korupcja i jej ekscesy Jak powszechnie wiadomo, Rosja w XVIII, XIX, a nawet w XX wieku uchodziła za państwo wyjątkowo skorumpowane. Świadczą o tym choćby przysłowia, którymi obficie szafuje kapitan Ryków, „Moskal, lecz dobry człowiek”: „i to przysłowie: wszystko można lecz ostrożnie i to przysłowie: sobie piecz na carskim rożnie i to przysłowie: lepsza zgoda od niezgody; zaplątaj dobrze węzeł, końce wsadź do wody”. Powie ktoś, że tak napisał Mickiewicz, który ze względu na „ranę”, jaką „sam sobie zadał”, nabrał do Rosjan uprzedzeń. No dobrze – ale jak w takim razie potraktować uwagi wybitnego znawcy rosyjskiej duszy i obyczajów Sałtykowa-Szczedrina, który radził, by w razie pojawienia się jakichś problemów, dać feldfeblowi trzy ruble i wszystkie problemy od razu znikną? Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to w początkach pierwszej wojny światowej podróżował ze Skierniewic do Warszawy wojskowym eszelonem. W Skierniewicach miał zgłosić się do komendanta stacji, kapitana Miedwiedienko, ale okazało się, że „kapitan Miedwiedienko miertwiecki pjan” (pijany na umór). Co tu robić? Za radą Sałtykowa-Szczedrina dał więc trzy ruble feldfeblowi i od razu znalazł się w wagonie sztabowym, wśród oficerów bez skrępowania omawiających przy nieznanym cywilu szczegóły strategicznej operacji. Wprawdzie wynagrodzenia urzędników były niskie, ale zwierzchność wiedziała, że podwładni jakoś dadzą sobie radę, co pośrednio potwierdza Boy-Żeleński pisząc: „W Warszawie zbytek, szampańskie kolacje, płyną rubelki, skąd, gdzie – ani wiesz”. Nawet sztandarowa literacka postać polskiego kapitalizmu, Stanisław Wokulski, dorobił się na dostawach wojskowych, chociaż akurat on – o czym zapewnia Bolesław Prus, więc nie wypada zaprzeczać - absolutnie uczciwie, co zasługuje na uznanie tym bardziej, że akurat tam musiał mieć do czynienia nie tylko z oficerami, ale i z feldfeblami. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że korupcja w Rosji była chaotyczna. Ten chaos był zaledwie pozorem, bo tak naprawdę rosyjską korupcją rządziły surowe, chociaż proste reguły. Właściwie jedna: brać „po czinu”, czyli – według rangi. Branie „po czinu” w zasadzie było tolerowane, a karane były ekscesy. „Nie po czinu bieriosz!” (nie bierzesz według rangi!) – krzyczał surowy zwierzchnik na przyłapanego na korupcji podwładnego. Jak każda rzecz doskonała, tak i ten rosyjski wynalazek bardzo się upowszechnił, wchodząc na trwale do uniwersalnego dziedzictwa ludzkości. Sprzyjała temu demokracja polityczna, zwłaszcza połączona z rosnącym zamiłowaniem do interwencjonizmu państwowego. Obecnie demokracja polityczna polega na tym, że poszczególne partie licytują się, na ile każda z nich pozwoli poszczególnym grupom społecznym ograbiać współobywateli. Nazywa się to „społeczeństwem solidarnym”, a polega na tym, że np. chłopom partie oferują dopłaty do produkowanej żywności, rodzicom – na dzieci i tak dalej. Pieniądze na te dopłaty mają pochodzić z podatków nakładanych na konsumentów, którym z kolei partie obiecują pozwolić na odbijanie sobie tego w cenach towarów przemysłowych i usług poprzez „ochronę rynku krajowego”. W rezultacie wszyscy okradają się nawzajem w ramach gry o sumie zerowej, a właściwie – ujemnej, bo jedynym beneficjentem tego systemu jest biurokracja, która tym powszechnym wzajemnym okradaniem administruje. Przypomina to rzymską zasadę divide et impera, dostosowaną do warunków socjalistycznych. Wbrew obawom Ojca Narodów, sądzącego, iż komunizm pasuje do Polaków „jak siodło do krowy”, przez 45 lat wszystko znakomicie się dopasowało i dzisiaj zdecydowana większość naszego społeczeństwa tak się stęskniła za PRL-em, że tylko patrzeć, jak na Wielkanoc zmartwychwstanie Józef Stalin. Tymi iluzorycznymi korzyściami, jakie mają wynikać ze stworzenia pozorów legalności dla okradania współobywateli w tak zwanym „majestacie prawa”, partie korumpują swoich wyborców – bo trzeba wielkiej psychicznej, a może nawet moralnej odporności, by nie ulec pokusie zostania ulubieńcem Fortuny. Taka moralna odporność jest dzisiaj powszechnie potępiana jako „fundamentalizm” W ten sposób korupcja przestaje być patologicznym marginesem, stając się podstawową zasadą rządzenia współczesnymi państwami. Tymczasem „walka z korupcją” stała się jednym z politycznych priorytetów kolejnych rządów, kiedy już zorientowały się, że na tym też można parę punktów zarobić, a zwłaszcza – gdy zorientowały się, że pod tym pretekstem można też rozmnażać posady. Za rządów PiS utworzone zostało np. Centralne Biuro Antykorupcyjne. Już na pierwszy rzut oka było widoczne, że w tym przypadku interes funkcjonariuszy rozmija się z interesem publicznym. Dobrze opłacani agenci zainteresowani są bowiem, by w CBA pracować aż do emerytury, a jeszcze lepiej – by swoje posady przekazać w spadku dzieciom i wnukom. Ponieważ jedynym uzasadnieniem istnienia Biura, a więc i tych posad, jest walka z korupcją, trzeba zatem prowadzić ją ostrożnie, by korupcji broń Boże nie wykorzenić. Tymczasem w interesie publicznym jest likwidacja korupcji i to jak najszybciej. Tym jednak politycy nie są zainteresowani, bo likwidacja korupcji nie tylko nie przynosi żadnych nowych posad, ale może przyczynić się do skasowania już istniejących, ot, choćby i CBA. Dlatego nie likwiduje się stworzonych w ustawodawstwie gospodarczym tysięcy okazji do korumpowania, tylko stwarza pozory legalności dla podglądania, podsłuchiwania, prowokowania i wszelkich innych form ograniczania ludzkiej wolności przez aroganckich tajniaków. Z kolei PO utworzyła nawet specjalny resort do walki z korupcją, powierzając kierowanie nim pani Piterze, która taktownie nie zauważa nawet mamutów w menażerii, bo wie, że w przeciwnym razie taki, dajmy na to, „Rycho” mógłby ściągnąć jej majtki na oczach zachwyconej publiczności. Czym więc zajmują się sławne sejmowe komisje? Przede wszystkim są częścią przemysłu rozrywkowego, marnotrawiąc nasze pieniądze na pedagogizujące widowisko telewizyjne, jak to troskliwi politycy dbają o praworządność. Po drugie – wykorzystują okazję do darmowej autoreklamy, a wreszcie przy tym – po trzecie – próbują napiętnować ekscesy wynikające ze złamania zasady brania „po czinu”. SM
Pierwsze wyroki w aferze gruntowej 2,5 roku więzienia dla Piotra Ryby i grzywna dla Andrzeja K. - takie kary wymierzył we wtorek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia oskarżonym o płatną protekcję w "aferze gruntowej, która zakończyła w 2007 r. rządy koalicji PiS-Samoobrona-LPR. To nie koniec sprawy, wyrok jest nieprawomocny; będą apelacje obrony i być może także prokuratury. Oskarżeni: b. dziennikarz TVP, związany potem z Samoobroną Piotr Ryba, i rekomendowany przez PiS na wiceprezesa telekomunikacyjnej firmy Dialog Andrzej K. zostali uznani za winnych płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w kierowanym przez Andrzeja Leppera resorcie rolnictwa i podjęcia się za 6 mln zł łapówki (zredukowanych potem do 2,7 mln zł) załatwienia w ministerstwie odrolnienia 40 ha ziemi na Mazurach. Oferta łapówki okazała się prowokacją CBA, w wyniku której Ryba i K. zostali zatrzymani i aresztowani. - W kręgu podejrzenia - jak mówił latem 2007 r. premier Jarosław Kaczyński - znalazł się też Lepper, którego w związku z tym usunięto z rządu.
Prokurator żądał 4 lat Prokurator Andrzej Piaseczny zażądał w poniedziałek kary 4 lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że pozostając w kontakcie z urzędnikami ministerstwa (w tym z Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim) dopytywał o losy sprawy i przekazywał Andrzejowi K. uwagi ministerstwa. Dla Andrzeja K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - za to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny, która pozwoli mu pozostać na wolności. Obrońcy Ryby walczyli o uniewinnienie. Kwestionowali legalność operacji CBA, a fikcyjne dokumenty wytworzone przez Biuro określali jako "owoce z zatrutego drzewa", których sąd nie powinien uwzględnić.
2,5 roku więzienia dla Ryby, grzywna dla Andrzeja K. Dziś po 14.00 sędzia Dorota Radlińska ogłosiła wyrok: dwa i pół roku więzienia dla Piotra Ryby i grzywna - w ramach nadzwyczajnego złagodzenia kary w nagrodę za współpracę z organami ścigania - dla Andrzeja K. "Sąd badał sprawę tzw. afery gruntowej tylko w zakresie płatnej protekcji oskarżonych Ryby i K., bo tylko do tego był uprawniony" - podkreśliła przewodnicząca rozprawie. Przestępstwo płatnej protekcji ma charakter formalny - zaznaczył sąd. Oznacza to, że aby uznać sprawcę za winnego takiego czynu wystarczy, aby powoływał się on na wpływy w instytucji państwowej i podjął się załatwienia sprawy za łapówkę. - Nie trzeba naprawdę mieć wpływów ani nawet rozpocząć załatwiania sprawy - podkreśliła sędzia Radlińska. W ciągu całego procesu i w mowach końcowych obrońcy kwestionowali uprawnienia CBA, by rozpocząć operację specjalną przeciwko oskarżonym. Prawo mówi, że aby ją rozpocząć i wystąpić do Prokuratora Generalnego oraz sądu o zgodę na taką akcję, trzeba mieć "wiarygodną informację" o popełnieniu przestępstwa lub zamiarze jego popełnienia. Zdaniem obrony, to CBA "kusiło" oskarżonych, co mogło być nawet uznane za podżeganie do przestępstwa.
Rozmowy na kortach Sąd podkreślił, że to skazany Andrzej K. po tym, jak latem 2006 r. poznał się ze swym wspólnikiem - Piotrem Rybą, jako pierwszy opowiadał dolnośląskim biznesmenom, że dzięki swoim znajomościom w resorcie rolnictwa może tam załatwić dowolną sprawę. - W rozmowie na kortach z trzema biznesmenami mówił, że szuka osób, które miały problemy z załatwianiem spraw w tym ministerstwie, a on się tego podejmie za pewną opłatą za pośrednictwo. Później (jeszcze w 2006 r. ) Andrzeja Leppera na krótko odwołano z funkcji wicepremiera. Wtedy Andrzej K. powiadomił tych samych biznesmenów, że stracił możliwości załatwienia spraw. Gdy Lepper po krótkim okresie został przywrócony na stanowisko, K. poinformował, że znów może załatwić różne sprawy - mówiła sędzia Radlińska, ustosunkowując się do tej sprawy.
Pojawiają się agenci Mając właśnie takie wiadomości, CBA podjęło decyzję o rozpoczęciu akcji specjalnej: agent Biura, udając biznesmena, zgłosił się do Andrzeja K. jako zainteresowany załatwieniem odrolnienia ziemi na Mazurach. K. początkowo żądał łapówki 6 mln zł, a potem oświadczył, że może "zejść z ceny" do 2,7 mln zł. - W ocenie sądu oskarżeni Ryba i K. działali wspólnie i w porozumieniu, i dopuścili się płatnej protekcji - stwierdził sąd. Inna ważna grupa zarzutów obrony dotyczyła legalności działań CBA, które - na potrzeby operacji z odrolnieniem - sfabrykowało komplet dokumentów, opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo. Dokumenty te przedłożono Andrzejowi K. i Rybie do "przepchnięcia" przez ministerstwo, w celu doprowadzenia do wydania decyzji administracyjnej zmieniającej przeznaczenie 40 ha ziemi we wsi Muntowo. Zdaniem adwokatów, takie dowody są nielegalne - co w terminologii innych systemów prawnych nosi nazwę "owoców z zatrutego drzewa", z których sąd nie może korzystać. W Polsce taki zakaz nie istnieje.
"Nie można podważać legalności operacji CBA" Sąd nie zakwestionował tych dowodów. Uznał, że nie można podważać legalności operacji CBA, ponieważ odbywała się ona za zgodą Prokuratora Generalnego i Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie Biuro wystąpiło o odpowiednie zgody. - Te dowody, a także dowody z podsłuchów, miały zresztą charakter pośredni. Pierwszoplanową rolę w tej sprawie odgrywały dowody ze źródeł osobowych (czyli świadków) - podkreślił sąd. Przede wszystkim chodzi o wyjaśnienia skazanego na karę grzywny Andrzeja K., a także zeznania agenta CBA będącego świadkiem incognito, jak również zeznania przesłuchiwanego jako świadka Andrzeja Leppera. Sąd uznał, że obrona nie ma racji, uznając, iż dowody z podsłuchów CBA są nielegalne.
Sąd nie wierzy Rybie Sąd nie dał wiary słowom Piotra Ryby, że Andrzejowi K. pomagał "po przyjacielsku" i niczego od niego nie żądał. Sąd przyznał, że wprawdzie Ryba nigdy nie skontaktował się osobiście z agentem CBA, ale nie ma wątpliwości, że obaj z Andrzejem K. działali dla pieniędzy, i to dużych. Sąd uznał, że Ryba i K. jednak rozmawiali o pieniądzach i że prawdziwa jest opowieść Andrzeja K., według której Ryba miał powiedzieć, że "do Leppera bez 1 mln zł się nawet nie podchodzi". Za okoliczności łagodzące wobec obu skazanych (groziło im do 8 lat) sąd uznał ich niekaralność. Za obciążające - długotrwałość procederu powoływania się na wpływy i zapewniania o ich realnym istnieniu (ponad 7 miesięcy), wysokość żądanej łapówki (najpierw 6 mln zł, ostatecznie 2,7 mln zł) oraz to, że powoływali się na wpływy "u wysokich czynników władzy". Wobec Andrzeja K. sąd uznał, że jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia wielu szczegółów sprawy - stąd jej nadzwyczajne złagodzenie.
"Sąd nie udźwignął tej sprawy"- Sąd nie udźwignął tej sprawy - oświadczył po wyroku mec...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]