143. Pade Victoria - Cudowna przemiana, Harlequin Orchidea

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Victoria Pade
Cudowna przemiana
Rozdział 1
Cam Pratt chciał przed wyjściem z komisariatu umyć swój wielki kubek po kawie.
Wszedł do pokoju socjalnego i wtedy Luke Walker uchylił drzwi.
— Przyszła.
Szorując kubek, Cam zerknął na kumpla przez ramię.
— Kto przyszedł?
Luke Walker uśmiechnął się szeroko.
— Eden Perry. Właśnie się zjawiła. Chce obejrzeć oprogramowanie, na którym będzie
pracować.
— Sam jej pokaż. Minęła czwarta trzydzieści i zaczęła się twoja zmiana. Ja idę do domu
— odparł Cam.
— Jasne — rzucił ironicznie Luke. — Ale to ma być twój projekt. Nawet, jeśli musisz
współpracować z kimś, kogo nie lubiłeś w szkole. Więc skoro jeszcze cię zastałem w pracy...
Cam zacisnął zęby i mruknął:
— Zaraz tam będę.
— Nie poznasz jej, chłopie — wtrącił niewinnie Luke i zniknął za drzwiami.
Co go obchodzi, czy ją pozna czy nie? Ta smarkula... Luke otrząsnął się.
Rozpamiętywanie dawnych krzywd nie przynosi niczego dobrego. Musiał trzymać nerwy na
wodzy, od kiedy przed urlopem dowiedział się, że właśnie jemu przydzielono nadzorowanie
pracy koleżanki z klasy licealnej, dziś biegłej rysowniczki sądowej. Wielokrotnie próbował
przekonać szefa, by do tego zadania wyznaczył kogoś innego. Daremnie. To miał być projekt
Cama Pratta, nawet, jeśli zaangażowana do niego była Eden Perry.
Była ostatnią osobą, z którą chciałby mieć coś wspólnego. Kiedy przed dwoma laty po
długim czasie wrócił do rodzinnego miasteczka Northbridge w stanie Montana, z ulgą przyjął
wiadomość, że Eden zaraz po nim wyjechała na studia i rzadko odwiedza rodzinę. Jeśli się
pojawia, to podobno najwyżej w pobliskim Billings, gdzie łatwiej jej spotkać się z krewnymi.
Cam Pratt nie musiał się, więc obawiać, że ich drogi znów się zejdą. Najwyraźniej jednak i w
jej życiu zaszły zmiany, bo oto zjechała na stare śmieci, i to prosto do komisariatu. Miała
sporządzić postarzony portret pamięciowy kobiety, która stała się ostatnio bohaterką pewnej
ciągnącej się od wielu lat sprawy. Był to największy skandal w historii tego spokojnego
miasteczka. Co gorsza okazało się, że Eden jest też sąsiadką Cama.
— Będę ją tolerował, nic więcej! — zżymał się, zaciekle szorując kubek.
Im szybciej zabierze się za tę sprawę, tym szybciej ją skończy. Pewnie będzie musiał
widywać Eden Perry przy furtce, ale przynajmniej ograniczy spotkania z nią w pracy. Będą
się sobie kłaniać i tyle.
—Będzie z panią pracował Cam Pratt - Luke Walker rozmawiał z Eden w poczekalni. —
Może go pani pamięta...
— Owszem — rzekła sucho Eden, zmrożona tą wiadomością.
— ze szkoły? — Ciągnął Luke. — Chodziliście do tej samej klasy, prawda? Pamiętam,
że poszła pani do szkoły równocześnie ze mną, ale potem przesunięto panią o dwa lata wyżej.
— Wszystko się zgadza — potwierdziła sztywno. Szła na posterunek bez najmniejszego
skrępowania, teraz jednak, gdy dowiedziała się, że będzie miała do czynienia z Camem
Prattem, poczuła się spięta.
— Nie wiedziałam, że tu pracuje powiedziała. — Ani że jest w Northbridge. Podobno
opuścił miasto.
— Wrócił przed paroma laty.
— Ach tak — rzuciła obojętnie, jak gdyby ta wiadomość nie miała dla niej żadnego
znaczenia. — Dlaczego do mojej sprawy wyznaczono właśnie jego, a nie pana lub kogoś
innego?
Cam pracował przez wiele lat w centrum Detroit. Prowadził tam sprawy podobne do tej,
do której zaangażowano panią, natomiast dla każdego z nas to całkowita nowość. Logiczne,
więc, że to jego wybrano.
Eden kiwnęła głową. Nie mogła wykrztusić ani słowa.
— Właśnie zaczynam służbę — głos Luke’a zadudnił w niezręcznej ciszy. —
Powinienem właściwie wyjść na patrol...
—Proszę iść, nie musi pan tu ze mną czekać
— Cam już do pani idzie. Jest już po służbie, kończy porządkować papiery. Może
usiądzie pani przy jego biurku? To tutaj — wskazał.
Eden mechanicznie pokiwała głową, ale nie skorzy stała z propozycji. Nie mogła oprzeć
się wrażeniu, że Cam Pratt zamierza wziąć na niej odwet. W miasteczku przecież o niej nikt
już nie pamiętał, a on zapewne znów cieszy się popularnością. W szkole był obiektem
westchnień wszystkich dziewczyn z ich klasy oprócz niej. Nie powinno jej, więc dziwić, że
daje teraz na siebie czekać, by w odpowiednim momencie zrobić efektowne wejście.
Eden uświadomiła sobie nagle, że znów przeżywa emocje, które trapiły ją czternaście lat
temu.
— Wszystko w porządku? Ma pani takie rumieńce — odezwał się Luke Walker.
Stał nadal tam, gdzie poprzednio, czekając zapewne, aż ona usiądzie przy biurku Cama.
Przyłożyła rękę do twarzy.
— Trochę tu za ciepło. Zdejmę płaszcz.
— Może jednak pani usiądzie — nalegał.
Zdjęła płaszcz i powiesiła go na oparciu krzesła, które jej wskazał.
— Proszę się o mnie nie martwić. Niech pan idzie na patrol. Naprawdę nie musi mi pan
towarzyszyć. To nie jest moja pierwsza wizyta na posterunku.
Luke Walker bez słowa ruszył do wieszaka.
To niezwykłe, pomyślała. Jedno napomknięcie o Camie Pratcie budziło w niej tyle
wspomnień ze szkoły średniej. Była wtedy kujonem z aparatem na zębach, szopą na głowie,
płaską klatką piersiową i w okularach. W nagrodę za znakomite wyniki w nauce przesunięto
ją do klasy, w której wprawdzie radziła sobie nieźle pod względem intelektualnym, ale z
pewnością nie towarzyskim. Zbierała najlepsze oceny, każdego dnia cierpiąc przy tym w
samotności prześladowania rówieśników. Nie miała żadnej przyjaciółki, bo w nowej klasie
nikt nie chciał się z nią zadawać, a dawne koleżanki miały własne sprawy. Była obiektem
nieustannych kpin. Mimo to dorośli, nie zdając sobie sprawy z jej problemów, podjęli za nią
decyzję i pewnego dnia musiała nieoczekiwanie stanąć twarzą w twarz z chłopakiem —
legendą szkoły i zacząć udzielać mu regularnych korepetycji.
Wówczas sytuacja ją przerosła. I nawet czternaście lat później przywoływanie zdarzeń z
tamtych czasów było dla niej żenujące.
— Skorzystam z toalety — powiedziała, chcąc uciec spod badawczego spojrzenia Luke’a
Walkera, który chyba z jej powodu opóźniał swoje wyjście. Potrzebowała chwili samotności,
by odzyskać wewnętrzną równowagę.
— Damska jest na końcu korytarza — wskazał palcem.
— Dziękuję. Do zobaczenia — odparła, delikatnie sugerując, by zajął się swoimi
sprawami.
—Do zobaczenia — zawołał za nią Luke, ale nie ruszył się z miejsca.
Właściwie byłoby lepiej, gdyby jeszcze nie wychodził — pomyślała. Może warto mieć w
pobliżu kogoś w roli zderzaka, gdy pojawi się Cam.
Będzie pracowała z Camem Prattem! W zaciszu damskiej toalety ta myśl powoli
docierała do Eden. Targały nią mieszane uczucia. Wprawdzie nigdy nie zrobiła mu właściwie
żadnej krzywdy, jednak zachowywała się kiedyś wobec niego wystarczająco paskudnie, by
teraz się tego wstydzić.
A może on już zapomniał? Może dla niego był to tylko epizod nie bardziej wart
zapamiętania niż ona zauważenia?
Ten wariant, — że sprawa bardziej utkwiła w pamięci jej niż jemu — wydał jej się
prawdopodobny. Cam był przecież bożyszczem całej szkoły, ona zaś szarą myszką. Może
nawet nie pamięta, kim jest Eden Perry.
Pewnie robi z igły widły...
Więc teraz rozpoczynamy nowy rozdział naszej znajomości. Zamiast oczekiwać
najgorszego, musi być otwarta na to, co się będzie działo dalej. Przecież wszystko się
zmieniło. I ja też się zmieniłam, przypomniała sobie. Aby sobie to lepiej uzmysłowić,
podeszła do lustra i spojrzała na dorosłą Eden Perry.
Nie zobaczyła dziewczyny o wyglądzie kujona. Znikł aparat ortodontyczny, pozostał po
nim równy rząd zębów. Nie było też okularów, ich miejsce już dziesięć lat temu zajęły
soczewki kontaktowe, które zresztą przestały być potrzebne po niedawnej operacji oczu. Tusz
podkreślał teraz ich zimny błękit, szlachetnie komponujący się z gładką, alabastrową cerą.
Kanciaste ciało nabrało kształtów i proporcji. Miała nie zbyt duży, lecz foremny biust,
włosy jej ściemniały i nabrały teraz odcienia głębokiego, rudo połyskującego brązu. Nie
przypominały już kolorem dyni. Ciasno skręcone loczki zmieniły się w fale, swobodnie
opadające na ramiona.
Sama widziała, że po czternastu latach wygląda znacz nie lepiej. Nie ma powodu, by
znów się bać spotkania z Camem.
Poprawiła kołnierzyk koszuli, wyrównała ją pod swetrem i sprawdziła, czy jest równo
włożona w spod nie. Wyprostowała się, jeszcze raz zmierzyła wzrokiem, utwierdzając się w
przekonaniu, że dziś nie przypomina nastoletniej Eden.
Będzie dobrze. Czternaście lat to przecież szmat czasu.
Wyszła z toalety przeszła przez wąski korytarz i... cała jej pewność siebie prysła.
Cam Pratt czekał na nią. Stał tam i wyglądał jak ucieleśnienie urazy, jaką ewidentnie
wciąż do niej żywił.
Zamarła u wejścia z korytarza do biura. Wrosła po prostu w ziemię pod ciężkim
spojrzeniem prawie dwumetrowego, barczystego mężczyzny, którego kiedyś, jako wyrostka,
traktowała okrutnie. Wzięła głęboki oddech i zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Cam
wciąż stał bez ruchu, oparty o ścianę, z rękami założonymi na szerokiej klatce piersiowej,
którą opinał granatowy mundur.
— Cam? — powiedziała pewnie, choć cicho.
Krzaczaste ciemne brwi uniosły się tylko trochę. Był zdziwiony jej przemianą. Zmierzył
Eden wzrokiem od stóp do głów, nie pozwolił sobie jednak na żadną inną reakcję. Ani słowa
komentarza na temat metamorfozy, jaką przeszła.
—Eden.
—Cześć — rzuciła, by coś powiedzieć. Najwyraźniej pamiętał ją i wszystko, co zaszło
między nimi czternaście lat wcześniej. Zastanawiała się, czy powinna się teraz zdobyć na
jakieś przeprosiny. To jednak mogło uczynić sytuację jeszcze bardziej niezręczną.
Skrzyżowała, więc ramiona na piersi i przybrała postawę, która często przydawała jej się
w kontaktach z obcy mi ludźmi.
— Przepraszam, że zatrzymuję cię po godzinach pracy. Chciałam się tylko upewnić, że
komputer, na którym będę pracowała, jest wyposażony we wszystkie potrzebne narzędzia.
Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chętnie bym się też dowiedziała, na jakim etapie jest
sprawa, i czego dokładnie ode mnie oczekujesz.
—Mam być do twojej dyspozycji, więc oczywiście możesz zatrzymywać mnie po
godzinach.
— Nie zamierzam tego więcej robić — odparła oficjalnym, lecz uprzejmym tonem, nie
dając się sprowokować.
— W przyszłości będę uważała, by przychodzić tu w twoim czasie pracy.
— Taa... To się zobaczy — powiedział. W jego głosie słychać było niedowierzanie. —
Twój komputer jest tam— otworzył drzwi i wskazał jej drogę.
Nie zamierzał być dla niej miły. Da jej teraz odczuć swoją przewagę. Wiedziała jednak,
że zasłużyła sobie na jego niechęć. Nie pozostało jej nic innego niż na to nie zważać.
Wprowadził Eden do maleńkiego pokoiku, w którym stał wyjątkowo duży komputer.
— Sprawdziłem — odezwał się, kiedy oboje weszli. — Sprzęt powinien spełnić
wszystkie twoje wymagania, zarówno, co do funkcjonalności, jak i pamięci.
— Dobrze — Eden z ulgą przeniosła wzrok z Cama na komputer. Mimo jego
zapewnienia sprawdziła dostępność wszystkich opcji, których lubiła używać przy
sporządzaniu portretów pamięciowych.
— Jasne, sprawdź sama. Ja się przecież na niczym nie znam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • legator.pev.pl