146 - Christie Golden - Przeznaczenie Jedi 5 - Sojusznicy, Star Wars seria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przekład
Anna Hikiert
Błażej Niedziński
Aleksandra Jagiełowicz
Redakcja stylistyczna
Magdalena Stachowicz
Korekta
Jolanta Gomółka
Elżbieta Steglińska
Projekt graficzny okładki
Ian Keltie, David Stevenson
Ilustracja na okładce
Ian Keltie
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
Tytuł oryginału
Fate of the Jedi #5: Allies
Copyright © 2010 by Lucasfilm Ltd. & ® or ™ where indicated.
All Rights Reserved.
Used Under Authorization.
For the Polish translation
Copyright © 2011 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-4143-2
Warszawa 2011. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63
tel. 22620 40 13,22620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Jeffreyowi R. Kirby'emu, z powodów liczniejszych niż gwiazdy na niebie
BOHATEROWIE POWIEŚCI
Allana Solo - dziewczynka
Ben Skywalker - Rycerz Jedi (mężczyzna)
Han Solo - kapitan „Sokoła Millenium” (mężczyzna)
Gavar Khai - Miecz Sithów (mężczyzna)
Jagged Fel - przywódca Galaktycznego Imperium (mężczyzna)
Jaina Solo - Rycerz Jedi (kobieta)
Lando Calrissian - przedsiębiorca (mężczyzna)
Leia Organa Solo - Rycerz Jedi (kobieta)
Luke Skywalker - Wielki Mistrz Jedi (mężczyzna)
Madhi Vaandt - dziennikarka (Devaronianka)
Natasi Daala - przywódczyni Galaktycznego Sojuszu (kobieta)
Sarasu Taalon - Arcylord Sithów (Keshiri)
Tahiri Veila - była Rycerz Jedi (kobieta)
Vestara Khai - uczennica Sithów (kobieta)
Wynn Dorvan - asystent admirał Daali (mężczyzna)
ROZDZIAŁ 1
Na pokładzie „Cienia Jade"
Ben zastanawiał się, czy zanim wszystko zacznie się układać po jego myśli z przyczyn
innych niż szczęśliwy zbieg okoliczności, osiągnie wiek własnego ojca.
W końcu doszedł do wniosku, że pewnie będzie sporo starszy.
Co prawda te kilka lat po wojnie upłynęło im względnie spokojnie, ale dobre czasy szybko
się skończyły; jego ojciec został aresztowany i skazany na dziesięć lat wygnania. Jakby tego było
mało, Jedi, którzy w młodości przebywali w położonej w Otchłani stacji kosmicznej Schronienie (a
Ben miał nieszczęście być jednym z nich), zaczynali popadać w obłęd. Jakiś czas temu wraz z
ojcem odkryli, że za szaleństwo dotykające Jedi odpowiada najprawdopodobniej jakaś mroczna i
potężna istota, a kiedy postanowili złożyć jej wizytę wewnątrz Otchłani, natknęli się na... Sithów.
Tej jedynej, która przeżyła konfrontację z nimi, nie można było co prawda odmówić wdzięku, ale
nie zmieniało to faktu, że jest Sithanką, pochodzącą z planety zamieszkiwanej przez liczne plemię
jej pobratymców. Sithanką, która wciąż dotrzymywała im towarzystwa. W tej właśnie chwili
dziewczyna stała u ich boku i uśmiechała się złośliwie, ich statek zaś otaczało kilkanaście fregat z
jej ziomkami na pokładach.
Hm, cóż... zdecydował po krótkim namyśle Ben. Zanim wszystko się jako tako ułoży,
będzie miał na pewno o wiele więcej lat niż jego własny ojciec.
Luke postąpił zgodnie z instrukcjami przekazanymi mu przez tajemniczego Sitha, dowódcę
„Czarnej Fali”, i sprowadził „Cień” na orbitę Dathomiry. W gruncie rzeczy nie miał wyboru - co
innego mógł zrobić, otoczony jedenastoma fregatami typu ChaseMaster, gotowymi w każdej chwili
otworzyć do nich ogień?
- Mądry wybór - pochwaliła Vestara. - Bardzo sobie cenię własne życie, więc cieszę się, że
postanowiliście z nami współpracować. Gdybyście spróbowali ucieczki, nasi nie zawahaliby się
was zniszczyć. Ani przez chwilę.
Luke przyjrzał jej się z namysłem. Najwyraźniej wcale nie był taki pewien, czy postąpił
słusznie.
- Może wiesz - podjął Ben - co oni zamierzają z nami zrobić? Będziemy główną atrakcją
jakiejś rytualnej sithańskiej imprezki?
- Nie mam pojęcia - odparła Vestara, Ben jednak nie umiałby zgadnąć, czy kłamie, czy też
mówi prawdę.
- Doceniamy waszą chęć współpracy, Mistrzu Skywalkerze - rozległ się głos, który
wcześniej ich przywitał. Ben i Luke wymienili spojrzenia, obaj zbici z tropu. Vestara nie
omieszkała najwyraźniej poinformować swoich przełożonych o tym, kto ją więzi, ale skąd w takim
razie te przejawy szacunku i wszystkie formalności?
- Nazywam się Sarasu Talon. Jestem Arcylordem Sithów i dowódcą tej floty - ciągnął głos. -
Sporo słyszeliśmy o waszych czynach. Obserwowaliśmy ciebie i twojego syna i wiele o was
wiemy.
- Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego samego o was - odparł Luke. - Nic nie wiem o tobie
ani o twoim ludzie, Arcylordzie Taalonie.
- Zgadza się, nie wiesz - przyznał Sith. - Jestem jednak gotów temu zaradzić... w miarę
moich skromnych możliwości. Twój statek ma na pokładzie Headhuntera Z-95, zgadza się?
- Dokładnie - przyznał Luke. - Domyślam się, że poprosisz mnie o przybycie na twój statek
flagowy i rozmowę przy szklaneczce... czegoś, co tam Sithowie piją.
- Razem z Vestarą - uściślił Taalon. - Będziesz ją musiał oczywiście nam zostawić. Jestem
pewien, że zdołamy to rozwiązać w pokojowej atmosferze.
- Dziękuję, ale nie skorzystam z twojej propozycji - odparł grzecznie Luke. - Wszystko, co
masz mi do powiedzenia, można przekazać na odległość. Vestara wcale nie jest takim złym
towarzyszem podróży. Trafiałem znacznie gorzej. Sądzę, że zostanie z nami jeszcze przez jakiś
czas.
Ben znów zerknął na Sithankę. Jego ojciec miał rację. Ves wcale nie była najgorszym
towarzyszem...
- Wrócimy do tej kwestii za chwilę - zapowiedział Taalon. - Uczennica Vestara Khai
świetnie się spisała, informując nas o wszystkim, ale jestem pewien, że sam już do tego doszedłeś.
Wiemy, że masz... problem z niektórymi Jedi wychowanymi w Otchłani. Jesteśmy przekonani, że
zostało to spowodowane interwencją istoty znanej nam jako Abeloth. Vestara miała z nią do
czynienia osobiście. Wielu naszych uczniów wykazuje objawy podobne do tych wykazywanych
przez waszych młodych Jedi.
- Wasi Sithowie też przebywali w Otchłani? - zdziwił się Luke.
- Nie, ale podobne odchylenia w zachowaniu nie mogą być spowodowane niczym innym.
Ben nie był tego wcale taki pewny, jednak nie zamierzał wyciągać pochopnych wniosków.
Napotkał wzrok ojca, a Luke wzruszył lekko ramionami. Cóż, może ci Sithowie wcale nie
próbowali ich oszukać.
- Jest nas wielu - dodał znacząco Taalon. - A was tylko trzech. - Trzecią osobą, o której
mówił, był Dyon Stadd, wrażliwy na Moc mężczyzna, który dołączył do Luke’a i Bena na
Dathomirze i przebywał w tej chwili na pokładzie swojego jachtu Suieb Soro. - Wierz mi, obydwaj
mamy w tym interes.
- Czyżbyś proponował oficjalny rozejm? - Luke był tak zaskoczony, że nie zawracał sobie
nawet głowy maskowaniem zdziwienia. Ben także przez chwilę wyglądał, jakby nie wierzył
własnym uszom, Vestara jednak - sądząc po jej aurze w Mocy - wydawała się bardziej
zaszokowana niż obaj Skywalkerowie razem wzięci.
- Dokładnie tak - nadeszła odpowiedź.
Luke wybuchnął głośnym śmiechem.
- Przepraszam, ale to, eee... nie brzmi za bardzo w stylu Sithów.
Kiedy Taalon znów się odezwał, w jego głosie słychać było wyraźny chłód.
- Ten... twór, Abeloth... ma czelność krzywdzić naszych uczniów. Naszych nowicjuszy.
Bawi się Plemieniem... to znaczy Sithami. Nie możemy dłużej znosić takich zniewag. I nie
będziemy. Zamierzamy lecieć do Otchłani i dać tej Abeloth nauczkę.
Ben zerknął na ojca.
- To już brzmi bardziej w stylu Sithów - stwierdził.
Luke skinął głową.
- A może nie ma potrzeby, żeby dawać jej nauczkę? - zasugerował Taalonowi. - Może po
prostu musimy się dowiedzieć, dlaczego to robi?
- I grzecznie poprosić, żeby przestała? - parsknął dowódca „Czarnej Fali”, a Benowi
przemknęło przez myśl, że sam Han Solo mógłby się od niego uczyć sarkazmu.
- Dopiero co poprosiłeś mnie grzecznie, żebym wam pomógł - wytknął mu spokojnie Luke.
- Najwyraźniej stać cię na dobre maniery. Jeśli w ten sposób mielibyśmy osiągnąć nasz cel,
zmniejszając albo nawet całkiem unikając ofiar, czy nie byłoby to najlepsze rozwiązanie?
Zapadła cisza.
- Całkiem możliwe, że Abeloth nie będzie skłonna podjąć... kulturalnego dialogu. Co wtedy,
Mistrzu Skywalkerze?
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby uwolnić chorych Jedi spod jej wpływu - odparł
Luke. - Możesz być tego pewien. - W jego głosie nie było zaciętości, ale Ben rozpoznawał ten ton.
Kiedy Luke Skywalker mówił w ten sposób, można było mieć prawie pewność, że zrealizuje to, co
zamierzał.
- A więc zgadzasz się? - spytał Taalon.
Luke nie spieszył się z odpowiedzią. Ben dobrze wiedział, że jego ojciec bije się z myślami.
Szczerze powiedziawszy, chłopiec był zaskoczony, że się w ogóle zastanawia. Byli Jedi, a oni -
Sithami. Nie mogło być mowy o żadnym sojuszu. Gdyby do niego doszło, każda z grup nieustannie
obawiałaby się o własne życie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]