157. Inwazja, STAR WARS ebooks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Michael Stackpole
Mroczny przypływ II - Inwazja
2
MROCZNY PRZYPŁYW II
INWAZJA
MICHAEL STACKPOLE
Przekład
KATARZYNA LASZKIEWICZ
3
Michael Stackpole
Mroczny przypływ II - Inwazja
4
Tytuł oryginału
DARK TIDE II: RUIN
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIAK
Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
AGNIESZKA TRZESZKOWSKA
URSZULA KARCZEWSKA
Ilustracja na okładce
JOHN HARRIS
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Copyright © 2000 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
All rights reserved.
Do fanów Gwiezdnych Wojen:
Wasza wiedza i poświęcenie sprawiają, że pisanie tych
książek to prawdziwe wyzwanie.
Wasze umiłowanie wszechświata sprawia, że ich pisanie jest
tak bardzo satysfakcjonujące.
Do następnego razu...
For the Polish edition
Copyright © 2000 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7245-438-8
5
Michael Stackpole
Mroczny przypływ II - Inwazja
6
Shedao Shai uśmiechnął się, spoglądając w dół na Dubrillion. Zgodnie z wy-
świechtanymi teoriami militarnymi nawet najdoskonalszy plan może zawieść, gdy za-
braknie jedności w szeregach -tak jak stało się tutaj. Nom Anor, agent i prowokator
Yuuzhan Vong, uknuł wraz z braćmi ze swojej kasty zwiadowców spisek, uzurpując
dla siebie rolę wojowników. Przedwczesny atak został odparty przez Nową Republikę,
choć nie bez strat ze strony niewiernych. Pierwotne cele ataku Shedao Shai musiały
zatem ulec zmianie, tak aby umożliwić dopełnienie podboju i tym samym zmyć plamę
na honorze Yuuzhan Vong.
Dowódca Yuuzhan Vong zacisnął w pięść prawą dłoń, uśmiechając się szerzej.
Gdybym mógł zacisnąć palce na twym gardle, Nomie Anorze, pomyślał, moja rozkosz
nie miałaby granic. Wojownik nie zaprzątał sobie głowy zastanawianiem się, jak kapła-
ni i pozostali zwiadowcy tłumaczyli sobie postępek Noma Anora - wystarczyło mu
osobiste przekonanie, że bogowie z pewnością go ukarzą.
Kiedy powrócisz do Changing, Nomie Anorze, myślał dalej, twoja niegodziwość
zostanie odpowiednio wynagrodzona.
Shedao Shai sięgnął myślami do wspomnień zgromadzonych w „Dziedzictwie
Udręki". Dobył zapis jednego z niewolników, który wcześniej pełnił służbę jako żoł-
nierz podczas pacyfikacji Dubrillionu. Niska, krępa, gadopodobna rasa humanoidów
zwanych Chazrachami dobrze służyła wojownikom Yuuzhan Vong w czasie ich wojen.
Niektórzy z Chazrachów uczestniczyli nawet w kilku bitwach na tyle ważnych, by do-
stąpić zaszczytu włączenia do najniższej kasty wojowników. Shedao Shai przywdział
wspomnienie jak maskera ooglith, czując się nieco dziwnie w ciele dużo niższej istoty.
Przyzwyczajenie się do niewygody przebywania w tak drobnym ciele zajęło mu chwilę,
potem jednak przezwyciężył to uczucie i zaczął przeżywać misję Chazracha na plane-
cie, nad którą teraz krążył.
Misja nie była specjalnie ambitna. Chazrach i jego oddział dostał zadanie znisz-
czenia jednej z kolonii niewiernych, gnieżdżących się w gruzach stolicy Dubrillionu.
Każdy z Chazrachów miał przy sobie kufi - duży, obosieczny nóż - i hodowlę amfista-
fów, znacznie krótszych niż te, których używali wojownicy Yuuzhan Vong. Były one
nie tylko mniejsze, przez co lepiej przystosowane do wzrostu Chazrachów, ale i nie tak
elastyczne, ponieważ niewolnicy wydawali się genetycznie niezdolni do przyswojenia
sobie umiejętności niezbędnych, by móc w pełni wykorzystać możliwości amfistafów.
Shedao Shai uniósł ramiona, nadal nie czując się swobodnie w przybranym ciele,
ale zatopił się umysłem we wspomnieniu. Oczami Chazracha widział, jak żołnierze
zagłębiają się w wąskim, ciemnym przejściu. Jego nozdrza zaatakował kwaśny odór,
który przyprawił Chazracha o szybsze bicie serca. Dwóch jego ziomków zaczęło się
przepychać do przodu, gdy przesmyk się rozszerzył. Chazrach dotknął swojego amfi-
stafa i uniósł go do góry, pozwalając, by wyminął go kolejny z niewolników.
Czerwony promień energii rozświetlił ciemność, na jedną krótką chwilę rozprasza-
jąc cienie i eksplodując w szeregach Chazrachów. Jeden z niewolników chwycił się za
twarz, osmaloną i całą w pęcherzach, a potem z krzykiem okręcił się dookoła. Cha-
zrach, przez którego Shedao obserwował scenę, minął rannego towarzysza i zaczął się
ROZDZIAŁ
1
Shedao Shai stał w swojej kajucie, głęboko w trzewiach żywo-statku „Dziedzictwo
Udręki”. Wysoki i smukły, o długich członkach zakończonych haczykowatymi wyrost-
kami na nadgarstkach, łokciach, kolanach i piętach, wojownik Yuuzhan Vong stanął
wyprostowany jak struna. Rozłożył ramiona dłońmi na zewnątrz. Cienka, umięśniona
pępowina łączyła statek z kapturem percepcyjnym, który wojownik miał na sobie. De-
likatny przewód wił się po koralowych ścianach kabiny, wszczepiony w tkankę nerwo-
wą statku.
Shedao Shai wiedział i widział to, co wiedział i widział jego statek, zawieszony na
orbicie nad Dubrillionem. Otaczała go tylko pustka przestrzeni, a pod stopami powoli
wirowała błękitno-zielona kula planety. Pas asteroid wyginał się ku niemu ruchomym
łukiem, a w oddali bury Destrillion unosił się w mrocznej pustce jak nieśmiały kocha-
nek.
Tak właśnie muszą czuć się bogowie, pomyślał Shedao Shai, pozwalając, by krót-
kie jak jedno uderzenie serca wahanie, wywołane bluźnierczą myślą przebiegło dresz-
czem jego ciało. Odsunął strach, wiedząc że Yun-Yammka, bóg zwany również
Oprawcą pozwoliłby mu na tę chwilę dumy w nagrodę za odebranie niewiernym tak
wielu światów. Kapłani zapowiedzieli ludowi Yuuzhan Vong, że ich nowy dom będzie
właśnie tutaj, na obszarach zwanych przez niewiernych Nową Republiką a na Shedao
Shai ciążyła przerażająca odpowiedzialność za poprowadzenie ataku, który proroctwo
kapłanów zamieni w rzeczywistość.
Używając zmysłów statku jak swoich własnych, Shedao pozwolił, by ograniczenia
i troski jego ciała rozpłynęły się we wszechogarniającym intelekcie, kontemplującym
widok rozciągający się wokół. Lud Yuuzhan Vong podróżował z daleka na ogromnych
światostatkach, szukając nowego domu. Zwiadowcy zlokalizowali tę galaktykę prze-
szło pięćdziesiąt lat temu, a raport tych, którzy przeżyli, nadał realne kształty proroctwu
Najwyższego Władcy - oto w końcu ich nowy dom był w zasięgu ręki. Od kiedy wy-
słani do niej agenci przeniknęli w szeregi zamieszkujących ją ras i dane wywiadowcze
popłynęły szerokim strumieniem na światostatki, dorosło całe nowe pokolenie, wycho-
wane i wyszkolone w jednym celu - by oczyścić galaktykę z niewiernych.
7
rozglądać, gdy dźwięk metalu uderzającego o kamień i skrzesana w ten sposób iskra
zaalarmowały go o nowym niebezpieczeństwie.
Na występie muru nad ujściem korytarza ukrył się jeden z niewiernych. Cisnął
ciężką metalową sztabą, która odbijając się o sufit pomieszczenia, skrzesała snop iskier.
Sztaba ze świstem leciała w stronę głowy Chazracha, ale ten odbił ją swoim amfistafem
i zamachnął się jego ostrym ogonem. Amfistaf wbił kolczasty ogon w mięsień łydki
mężczyzny, z której trysnęła słona krew, gdy Chazrach szarpnięciem uwolnił amfistafa.
Niewierny zaczął spadać, koziołkując w powietrzu. Wylądował ciężko na plecach.
Kości pękły z trzaskiem, a ranny stracił władzę w dolnej części ciała. Krew nadal try-
skała, pulsując, z rany na nodze. Mężczyzna spróbował zatamować krew i w tym mo-
mencie ujrzał nad sobą Chazracha. Strach rozszerzył mu oczy, białka niemal wyszły na
wierzch. Zaczął coś mówić płaczliwym, proszącym tonem, ale jedno szybkie plaśnięcie
amfistafa płaskim końcem po szyi uciszyło go na zawsze.
Wszędzie dookoła Chazracha wrzała walka. Wystrzały z Masterów rozświetlały
odległe zakamarki kolonii. Niewolnicy padali na ziemię, wijąc się i próbując zatamo-
wać rękami krew tryskającą z ran. Oblani krwią niewierni, krzycząc w ostatnich mo-
mentach życia, przewracali się jeden za drugim. Niewolnicy mijali ciała rannych i
umierających - zarówno niewiernych, jak i swoich towarzyszy, szukając kolejnych
wrogów. Pułapka zamieniła się w pogrom, a niewierni próbowali uciekać, co jednak
skutecznie uniemożliwiali im wciąż napływający Chazrachowie.
Wtem Shedao Shai poczuł ukłucie bólu. Szło od pleców tuż nad prawym biodrem,
sięgając w głąb jamy brzusznej. Poczuł, jak Chazrach próbuje pokonać ból, skręcając
się w lewo. Dzięki temu broń wbita w jego ciało wysunęła się z rany. Ból zmniejszył
się nieco, ale to nie wystarczyło, by powstrzymać narastającą panikę Chazracha, który
zrozumiał, że jest poważnie ranny.
Odwracając się, uniósł amfistafa, ale niewiele brakowało, a nie udałoby mu się tra-
fić wroga. Przeciwnik był samicą, w dodatku bardzo młodą. Cios, który dorosłemu
rozorałby gardło, trafił ją w twarz, na linii oczu. Broń roztrzaskała kości i przebiła
czaszkę. Niewierna szarpnęła się gwałtownie, opryskując krwią ferrobetonowe ruiny
kolonii. Padła na ziemię jak porzucony płaszcz, nie przestając jednak ściskać w dło-
niach wibroostrza, którym zraniła Chazracha. Broń syczała nienawistną namiastką ży-
cia.
Mroczny przypływ II - Inwazja
8
Sukcesy sprawiły, że stali się słabi i nieuważni. Liana przydzielono do mnie, że-
bym zaszczepił mu pasję prawdziwego wojownika, pomyślał Shedao.
Shedao Shai wiedział, że wielu zbagatelizowałoby ostatnie odczucia umierającego
Chazracha, ale członkowie domeny Shai nie zwykli byli pozwalać, by ich czystość
została splamiona. Ból, jaki poczuł niewolnik, gdy trafiło go wibroostrze - bluźniercza
broń, która nawet niewinną wciągnęła w wojnę - spotkał się z odrzuceniem. Chazra-
chowi dano szansę zbawienia, ale niewolnik jej nie wykorzystał.
Bólu nie wolno było odrzucać - należało przyjąć go z miłością. Zgodnie z filozofią
Shedao Shai ból to jedyna niezmienna wartość w życiu. Narodziny były bólem, śmierć
była bólem, wszelka zmiana była bólem. Wyparcie się bólu oznaczało zaprzeczenie
najprawdziwszej natury wszechświata. Słabość odgradzała ludzi od bólu. Zamiast pró-
bować pokonać ból, należało przyjąć go w siebie, by stać się istotą transcendentną i
przeobrażoną na podobieństwo samych bogów.
Shedao Shai podszedł do łukowato wysklepionej ściany komnaty i pogłaskał osa-
dzoną w niej opalizującą perłowym blaskiem kulę. Jak obmyty falą czarny piasek plaży
kolor spłynął ze ściany, pozostawiając ją przezroczystą. Za ścianą, ułożone na kształt
piramidy, spoczywały szczątki najsławniejszych członków domeny Shai. Mieściła się
tu zaledwie niewielka część relikwii. Tak cennego zbioru w żadnym wypadku nie po-
wierzono by jednej osobie, a już na pewno nie umieszczono by go na pokładzie statku
takiego jak „Dziedzictwo Udręki". Starszyzna domeny staranie wybrała umieszczone tu
szczątki, by inspirowały najmłodszą latorośl tego szlachetnego rodu.
Shedao Shai przeciągnął dłonią po szybie oddzielającej go od złożonych po dru-
giej stronie kości, zatrzymując ją w pustym miejscu lewego dolnego rogu. Zamierzał
złożyć tam szczątki Mongei Shai, swojego dziada, dzielnego wojownika. Mongei po-
legł podczas misji zwiadowczej na planecie, którą niewierni znali jako Bimmiel. Przy-
był na nią jako członek grupy zwiadowców w trakcie przygotowań do inwazji. Wykazał
się bezgraniczną odwagą, bo pozostał na planecie, by móc przesyłać wiadomości do
tych członków swojej grupy, którzy odlecieli na spotkanie oczekującej ich floty. Samo-
bójcza śmierć, wynikająca z żarliwego oddania sprawie, przysporzyła chwały domenie
Shai i w znacznym stopniu - w decydującym stopniu - zaważyła na decyzji, by dowódz-
two inwazji powierzyć właśnie Shedao Shai.
Shedao zlecił dwóm swoim pobratymcom, by odzyskali szczątki jego przodka, ale
ich misja zakończyła się porażką. Neira i Dra-nae Shai zostali zgładzeni przez jeedai -
najbardziej zdumiewających spośród niewiernych, o których wiadomości nadesłał Nom
Anor. „Ci jeedai twierdzą, jakoby posiedli i potrafili wykorzystywać więź z siłami ży-
cia, ale swoim symbolem uczynili miecz świetlny - broń, która z równą łatwością może
zniszczyć życie jak i jego obmierzłe mechaniczne namiastki. Stawiają się poza i ponad
siłami życia, wykorzystując mistykę tak zwanej Mocy, by ukryć fakt, że tak naprawdę
tkwią w okowach mechanistycznego bluźnierstwa".
Dowódca Yuuzhan Vong wzdrygnął się, odwrócił i przeszedł na drugą stronę
komnaty. Przycisnął czerwoną sztabę wtopioną w ścianę, która zaczęła zmieniać
kształt, wybrzuszając się w taki sposób, że tworzący ją koral yorick spłynął w dół, two-
rząc poziomą platformę. Ze ściany wysunęło się sześć wypustek w kształcie potrójnych
Shedao Shai wygiął plecy i zerwał z głowy kaptur percepcyjny. Nie chodziło mu o
reakcję Chazracha na zranienie, o jego szok i omdlenie. Shedao Shai sam nieraz prze-
chodził przez coś takiego. Tym, co obudziło w nim obrzydzenie, było tchórzostwo
Chazracha.
Nie pozwolę, by zbrukały mnie doznania tchórza, pomyślał.
Dowódca Yuuzhan Vong rozłożył ramiona i oddychał głęboko, zamknięty w swo-
jej komnacie, ukrytej w samym sercu „Dziedzictwa Udręki". Wiedział, że inni uznaliby
jego reakcję na przeżycia ostatnich chwil Chazracha za przesadną. Deign Lian, jego
adiutant, na pewno tak by pomyślał, ale historia domeny Lian była znacznie bardziej
chwalebna niż domeny Shai... w każdym razie do niedawna.
Michael Stackpole
9
uchwytów. Odwracając się twarzą w stronę relikwii przodków, Shedao Shai rozkrzy-
żował ramiona.
Z dwóch najwyższych wypustek wystrzeliły skórzaste macki, które okręciły się
wokół nadgarstków wojownika, przyciskając je do ściany. Cztery pozostałe wyrostki w
podobny sposób uwięziły jego kostki i uda. Poczuł, że ciągną go w górę za nadgarstki,
pokonując opór unieruchomionych przedramion. Ból eksplodował wzdłuż ramion wo-
jownika aż po koniuszki palców. Pęta krępujące jego kostki uniosły wysoko nogi She-
dao Shai, zmuszając go, by wykręcił głowę, jeśli chciał oglądać skąpane w złotej po-
świacie szczątki szlachetnych przodków.
Emanujące z góry światło zamieniło oczodoły czaszki spoczywającej na szczycie
piramidy w czarne jamy. Shedao Shai spojrzał w stronę lekko krzywego czerepu
umieszczonego z lewej strony stosu, śledząc wzrokiem wklęsłe krawędzie kości. Choć
nigdy nie było mu dane widzieć ich właścicielki żywej, bo nawet nie pamiętał, ile po-
koleń temu zakończyła życie, był pewien, że za życia jej chłodny wzrok musiał być
równie bezlitosny, jak teraz zimne cienie oczodołów.
Unieruchomiony w Uścisku Męki Shedao Shai zaczął napierać na krępujące go pę-
ta. Stworzenie skurczyło swoje członki, wykręcając ramię wojownika i wyginając w łuk
jego kręgosłup. Ból narastał powoli, więc Shedao Shai naparł mocniej, próbując uwol-
nić ręce. Istota zwana Uściskiem Męki szarpnęła nim, wykręcając barki Shedao w jedną
stronę, a miednicę - w drugą. Spoglądając przez lewe ramię, widział swoją lewą piętę.
Powinienem zobaczyć więcej, pomyślał.
Walczył z Uściskiem coraz energiczniej, aż czerwone ukłucia bólu ustąpiły miej-
sca rozdzierającym ciało srebrzystym wstęgom cierpienia, pulsującym w górę i w dół
członków. Shedao badał swój ból, smakował go, delektował się nim, analizował i pró-
bował opisać, rozkoszując siew duchu tym, że jest coraz silniejszy, coraz bardziej mor-
derczy; silniejszy, niż myślał, że kiedykolwiek zdoła wytrzymać. Choć wiedział, że to
ćwiczenie przerasta jego siły, zmusił się, by jeszcze mocniej wyprężyć ciało, zmagając
się z Uściskiem w ostatnim akcie oporu.
Uścisk Męki szarpnął nim jeszcze raz, ciągnąc za nadgarstki, aż znalazły się na
karku wojownika. Rozcapierzając palce, Shedao chwycił się za włosy i ciągnął za nie
tak długo, aż wykręcił głowę do tyłu, by móc widzieć kości przodków. Cierpienie prze-
nikało go na wskroś, rozpalając każdy nerw ciała. Nie był w stanie przeanalizować
wszystkich swoich doznań. Zalały go zbyt nagle, zbyt liczne, aż zatopił się cały w bólu,
aż stopił się z nim...
.. .aż ból stał się istotą jego jaźni.
Osiągnąwszy cel, pozwolił sobie na uśmiech, odsłaniając ostre zęby. Niewierni ro-
bili wszystko, by oszczędzić sobie takiego bólu.
Odwracają się od rzeczywistości, pomyślał Shedao. To dlatego są ohydą, z której
należy oczyścić galaktykę.
To, że niewierni zamieszkiwali ją wcześniej, nie miało dla niego żadnego znacze-
nia. Jedynym, co się liczyło, było to, że bogowie ofiarowali tę galaktykę Yuuzhanom,
powierzając im zarazem misję zgładzenia niedowiarków.
Michael Stackpole
Mroczny przypływ II - Inwazja
10
Niemal konając w objęciach niewyobrażalnego bólu, Shedao Shai skoncentrował
się na świętej misji, zleconej jego ludowi przez bogów.
Przychodzimy ofiarować im Prawdę, myślał. Oczyszczeni ogniem cierpienia
szczęśliwcy dostąpią zbawienia, zanim umrą. Pozostali... Przerwał rozmyślania, gdy
płomień bólu przewiercił mu kręgosłup, by eksplodować pod czaszką... Pozostali zo-
staną martwi jak maszyny, którymi się otaczają a bogowie uradują się, że nasze prze-
znaczenie się spełniło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]